Reklama

Sanktuaria Roku Jubileuszowego

Sanktuarium na kalwaryjskim wzgórzu

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Pakość to niewielka, licząca ok. 6 tys. mieszkańców miejscowość oddalona o kilkanaście kilometrów na zachód od Inowrocławia. Przypomina wiele innych małych miasteczek, nieco sennych, "prowincjonalnych", a równocześnie tak bardzo "swojskich". Jest w Pakości miejsce szczególne - wyniosłe, otoczone licznymi kaplicami wzgórze zwane "Kalwarią". Na jego szczycie znajduje się niewielki klasztor i kościół pw. Pana Jezusa Ukrzyżowanego i Matki Bożej Bolesnej.

Pierwsze w pełni wiarygodne wzmianki o Pakości pochodzą z XIII w. Nazwę osady wywodzi się dość powszechnie od imienia Pakosław, które było wówczas stosunkowo często spotykane w rycerskim rodzie Awdańców, do których w tych czasach należała wieś. Już wówczas Pakość miała własny kościół, chociaż w wiekach następnych ludność miejscowa wiele razy cierpiała z powodu braku domu Bożego. Prawa miejskie otrzymała Pakość w 1359 r. Przez wieki pozostawała jednak niespecjalnie liczącym się ośrodkiem, choć była siedzibą wielu zacnych rodów. Wszystko zmienił jeden człowiek - ks. Wojciech Kęsicki, który objął probostwo pakoskie ok. 1608 r. Dał się on poznać swoim parafianom jako dobry, pobożny, a także niezwykle pracowity duszpasterz. Z dużym podziwem patrzył on, jak w Zebrzydowicach, pięknie rozwija się tzw. "Kalwaria", której inicjatorem był wojewoda krakowski i starosta lanckoroński - Michał Zebrzydowski.

Podobnie jak Zebrzydowski w swoich dobrach, tak i ks. Kęsicki w Pakości dopatrzył się pewnych podobieństw do topografii Jerozolimy. Niewykluczone, że wpływ miała nań także lektura wspomnień ks. Chrystiana Andrychoniusza, który, pielgrzymując swego czasu do Ziemi Świętej, pozostawił po swej wyprawie świadectwo, w którym zawarł między innymi dokładny opis położenia Jerozolimy. "Umysł energiczny, nie cofający się przed żadną trudnością, postanowił wybudować w Pakości Kalwarję na wzór Zebrzydowskiej. Zamiary Księdza Proboszcza poparł skutecznie Michał Działyński, ówczesny pan dziedziczny na Pakości, wydzielając z gruntów ludkowskich i rybickich tyle miejsca, ile było potrzeba na poszczególne stacje Męki Pańskiej, a także drogi między niemi ściśle według pomiarów Kalwarii Zebrzydowskiej, czy nawet Jerozolimy" - pisał w 1928 r. w swym znakomitym opracowaniu pt. Z przeszłości Pakości (wydanym z okazji 300-lecia istnienia Kalwarii) ks. Karol Kiełczewski.

Za datę powstania Kalwarii Pakoskiej przyjmuje się 1628 r., kiedy to ks. Kęsicki przy udziale licznych wiernych odprawił pierwszą Drogę Krzyżową. Nie było jednak jeszcze wówczas kaplic, które stoją obecnie, a miejsca poszczególnych stacji znaczyły proste krzyże. Ks. Kęsicki od samego początku czynił starania, by opiekę nad nowo powstającą Kalwarią powierzyć zakonnikom. Zdawał sobie bowiem sprawę z tego, że ani on sam, ani też jego następcy, nie byliby w stanie podołać samodzielnie związanym z nią powinnościom. W 1631 r. przybyli do Pakości franciszkanie-reformaci, których osiedlono w miejscu dawnego pakoskiego zamku (obecnie stoi tam kościół pw. św. Bonawentury). Do budowy pierwszych kaplic przystąpiono dopiero kilka lat przed śmiercią ks. Kęsickiego, bo w 1643 r. Z tych pobudowanych za jego życia do dziś pozostały trzy: Brama Jerozolimska nad Notecią, Ogrójec i Wniebowzięcia Matki Bożej. Większość kaplic wzniesiono jeszcze przed końcem XVII w. Z czasów późniejszych pochodzą jedynie dwie: Cedron (1858 r.) i Dom Annasza (1777 r.). Pobudowano łącznie 25 kaplic, które dziś są rozsiane po terenie całego miasta.

Głównym obiektem całej Kalwarii jest "kościół Ukrzyżowania", pobudowany pomiędzy rokiem 1661 a 1691. W międzyczasie, bo w 1658 r., ojcowie reformaci opuścili na krótko Pakość, by powrócić tu dwa lata później i pozostać aż do 1837 r., kiedy to rząd pruski rozwiązał klasztor w Pakości. Można sobie wyobrazić jak wielki był trud włożony w powstawanie Kalwarii, która była jak na owe czasy inwestycją bardzo rozległą. Wysiłek się jednak "opłacił", gdyż, jak pisze ks. Kiełczewski: " Kronika klasztorna wiele podaje wiadomości, z których wynika, że Kalwarja pakoska w myśl bogobojnego założyciela była zawsze ostoją i potężną dźwignią życia religijnego. Z roku na rok rosły pielgrzymie rzesze odprawiające Drogi Krzyżowe; rozmodleni, rozśpiewani, złączeni żywą wiarą i serdecznym umiłowaniem Męki Pańskiej szli biedni oracze, mieszczanie i możni panowie. Karmazyn nieraz dźwigał wielki krzyż procesjonalny, a panienki z magnackich i szlacheckich domów niosły obrazy i wieńce".

W wieku XVIII Kalwaria w Pakości była już na tyle sławnym ośrodkiem kultu religijnego, że niejednokrotnie liczba pielgrzymów uczestniczących tu w nabożeństwach osiągała liczbą 20 tys. lub nawet ją przekraczała. "Rychło już poczęły się szerzyć wieści - pisze ks. Kiełczewski - że Pan Bóg czcicieli Męki i Śmierci Jednorodzonego Syna Swego darzy nadzwyczajnymi łaskami, czyni cuda, leczy chore dusze". Była też Kalwaria świadkiem wielu historycznych wydarzeń, jak chociażby bitwa Konfederatów Barskich z Moskalami na ulicach Pakości i w okolicach miasta w 1769 r. Wraz z upływem czasu przybywało też coraz więcej pielgrzymów. Rozwojowi Kalwarii, jako miejsca kultu, nie przeszkodziło przejście z 1837 r. pod opiekę księży diecezjalnych ( którzy sprawowali ją prawdopodobnie aż do dwudziestych lat naszego wieku). "Rzadka manifestacja katolicka odbyła się w 1841 r. - pisze ks. Kiełczewski - Pierwszego maja zjechał do Pakości arcypasterz Marcin Dunin, by podziękować Jezusowi Kalwaryjskiemu za uwolnienie z kaźni więziennej w Kołobrzegu. Dnia 3 maja prowadził wielką procesję na Kalwarję. Szło z nim przeszło 30.000 ludu. Do konfesjonałów zasiadło 50 księży. Komunji św. wydzielono przeszło 11.000. (...) Dopiero 5 maja wyjechał dostojnik kościelny z Pakości ´zbudowany pobożnością, rozradowany przywiązaniem ludu´". Jeszcze wielokrotnie Kalwaria była świadkiem manifestacji religijno-patriotycznych. Stąd m.in. 16 września 1864 r., na wieść o śmierci ostatniego naczelnika rządu narodowego - Romualda Traugutta, wyruszyła pielgrzymka błagalna do sanktuarium w Kcyni, która jednak została szybko rozproszona przez wojsko pruskie.

Wszystkie lata trwania Kalwarii naznaczone zostały nie tylko wielkimi wydarzeniami o wymiarze patriotycznym, ale też codzienną troską wielu ludzi. Utrzymanie miejsca w dobrym stanie wymagało wiele pracy i znacznych nakładów finansowych. "Reperacje kaplic kalwaryjskich nie ustawały nigdy - pisze ks. Kiełczewski - W archiwum parafialnem zachowało się wiele dowodów świadczących o troskliwej zabiegliwości księży (...) około trzymania i zachowania dla przyszłych pokoleń świętego miejsca. Także wśród świeckiego obywatelstwa miała zawsze Kalwarja opiekunów pełnych poświęcenia". W 1918 r. powołano do życia " Towarzystwo Upiększania Dróg Kalwaryjskich". Jeszcze przed II wojną światową powrócili do Pakości i na Kalwarię ojcowie franciszkanie, którzy na nowo roztoczyli swą troskliwą opiekę nad tym miejscem. W 1967 r. ze względu na potrzeby duchowe, tak miejscowej ludności, jak i przybywających pielgrzymów wydzielono z mającej swą siedzibę w

centrum miasta parafii pw. św. Bonawentury odrębny ośrodek duszpasterski na Kalwarii, który dnia 6 listopada 1975 r. został przekształcony przez kard. Stefana Wyszyńskiego w nową parafię pw. Pana Jezusa Ukrzyżowanego i Matki Bożej Bolesnej na Kalwarii, gdzie jak przed wiekami przybywają liczni pielgrzymi. Od 1997 r. posługuje im o. Gabriel Kiliński OFM. Pomimo, iż już niemłody, podobnie jak jego poprzednicy troszczy się on nie tylko o duchowe potrzeby swych wiernych i pielgrzymów, ale także o właściwą konserwację Kalwarii, jako obiektu zabytkowego.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2000-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Czy maszyna naprawdę w końcu zastąpi człowieka? Nowości o sztucznej inteligencji już 18 listopada na UKSW w Warszawie!

2025-11-15 15:36

[ TEMATY ]

felieton

Milena Kindziuk

Red

Już sam program konferencji intryguje. Co więcej, świetnie rezonuje on z niedawnym apelem papieża Leona XIV, by podchodzić do AI opierając się na edukacji, etyce i odpowiedzialności. Tak, by sztuczna inteligencja stała się sprzymierzeńcem, a nie zagrożeniem.

Proszę wyobrazić sobie świat, w którym nastolatek, scrollując nocą przez ekran, pyta chatbota o sens życia. A ten – z błyskiem algorytmu – odpowiada: "Sens? To ty go tworzysz, kolego. Oto przepis: 42% TIK-TOK, 30% memy i reszta na Netflixie". Śmiech? Może. Ale aż strach myśleć, co za tym się kryje – brak etyki i manipulacja emocjami, karmiona danymi z twoich lajków i scrolli. Brzmi jak science-fiction? A jednak to już nasza codzienność. Dlatego głos w sprawie sztucznej inteligencji coraz częściej zabiera także Watykan. Sam papież Leon XIV, na niedawnej audiencji dla uczestników międzynarodowego spotkania poświęconego godności dzieci i młodzieży w epoce AI, mówił o cieniach, jakie rzucają algorytmy na młode umysły: o uzależnieniu od wirtualnych luster, o tożsamości budowanej z pikseli zamiast relacji, o świecie, gdzie empatia staje się luksusem, a dezinformacja – normą. "Potrzebna jest ciągła edukacja i wychowywanie młodych pokoleń…., trzeba edukować i wychowywać do odpowiedzialności” – te słowa papieża brzmią jak dzwon alarmowy w cybernetycznym chaosie. Ostrzegają przed iluzją, gdzie algorytmy stają się substytutem matczynego uścisku czy ojcowskiej rady, a generatywna AI – cichym architektem sumień. Papież nie straszy – wzywa. Rodziców, szkoły, uczelnie: odzyskajmy ster, zanim będzie za późno. W tym apelu, co warto podkreślić, kryje się też nadzieja: AI może być narzędziem, nie zagrożeniem. Narzędziem - bardzo pomocnym.
CZYTAJ DALEJ

Święty Albert Wielki

Niedziela Ogólnopolska 14/2010, str. 4-5

[ TEMATY ]

św. Albert Wielki

Kempf EK/pl.wikipedia.org

Grobowiec mieszczący relikwie Alberta Wielkiego w krypcie St. Andreas Kirche w Kolonii

Grobowiec mieszczący relikwie Alberta Wielkiego w krypcie St. Andreas Kirche w Kolonii
Drodzy Bracia i Siostry, Jednym z największych mistrzów średniowiecznej teologii jest św. Albert Wielki. Tytuł „wielki” („magnus”), z jakim przeszedł on do historii, wskazuje na bogactwo i głębię jego nauczania, które połączył ze świętością życia. Już jemu współcześni nie wahali się przyznawać mu wspaniałych tytułów; jeden z jego uczniów, Ulryk ze Strasburga, nazwał go „zdumieniem i cudem naszej epoki”. Urodził się w Niemczech na początku XIII wieku i w bardzo młodym wieku udał się do Włoch, do Padwy, gdzie mieścił się jeden z najsłynniejszych uniwersytetów w średniowieczu. Poświęcił się studiom „sztuk wyzwolonych”: gramatyki, retoryki, dialektyki, arytmetyki, geometrii, astronomii i muzyki, tj. ogólnej kultury, przejawiając swoje typowe zainteresowanie naukami przyrodniczymi, które miały się stać niebawem ulubionym polem jego specjalizacji. Podczas pobytu w Padwie uczęszczał do kościoła Dominikanów, do których dołączył później, składając tam śluby zakonne. Źródła hagiograficzne pozwalają się domyślać, że Albert stopniowo dojrzewał do tej decyzji. Mocna relacja z Bogiem, przykład świętości braci dominikanów, słuchanie kazań bł. Jordana z Saksonii, następcy św. Dominika w przewodzeniu Zakonowi Kaznodziejskiemu, to czynniki decydujące o rozwianiu wszelkich wątpliwości i przezwyciężeniu także oporu rodziny. Często w latach młodości Bóg mówi do nas i wskazuje plan naszego życia. Jak dla Alberta, także dla nas wszystkich modlitwa osobista, ożywiana słowem Bożym, przystępowanie do sakramentów i kierownictwo duchowe oświeconych mężów są narzędziami służącymi odkryciu głosu Boga i pójściu za nim. Habit zakonny otrzymał z rąk bł. Jordana z Saksonii. Po święceniach kapłańskich przełożeni skierowali go do nauczania w różnych ośrodkach studiów teologicznych przy klasztorach Ojców Dominikanów. Błyskotliwość intelektualna pozwoliła mu doskonalić studium teologii na najsłynniejszym uniwersytecie tamtych czasów - w Paryżu. Św. Albert rozpoczął wówczas tę niezwykłą działalność pisarską, którą miał odtąd prowadzić przez całe życie. Powierzano mu ważne zadania. W 1248 r. został oddelegowany do zorganizowania studium teologii w Kolonii - jednym z najważniejszych ośrodków Niemiec, gdzie wielokrotnie mieszkał i która stała się jego przybranym miastem. Z Paryża przywiózł ze sobą do Kolonii swego wyjątkowego ucznia, Tomasza z Akwinu. Już sam fakt, że był nauczycielem św. Tomasza, byłby zasługą wystarczającą, aby żywić głęboki podziw dla św. Alberta. Między obu tymi wielkimi teologami zawiązały się stosunki oparte na wzajemnym szacunki i przyjaźni - zaletach ludzkich bardzo przydatnych w rozwoju nauki. W 1254 r. Albert został wybrany na przełożonego „Prowincji Teutońskiej”, czyli niemieckiej, dominikanów, która obejmowała wspólnoty rozsiane na rozległym obszarze Europy Środkowej i Północnej. Wyróżniał się gorliwością, z jaką pełnił tę posługę, odwiedzając wspólnoty i wzywając nieustannie braci do wierności św. Dominikowi, jego nauczaniu i przykładom. Jego przymioty i zdolności nie uszły uwadze ówczesnego papieża Aleksandra IV, który zapragnął, by Albert towarzyszył mu przez jakiś czas w Anagni - dokąd papieże udawali się często - w samym Rzymie i w Viterbo, aby zasięgać jego rad w sprawach teologii. Tenże papież mianował go biskupem Ratyzbony - wielkiej i sławnej diecezji, która jednak przeżywała trudne chwile. Od 1260 do 1262 r. Albert pełnił tę posługę z niestrudzonym oddaniem, przywracając pokój i zgodę w mieście, reorganizując parafie i klasztory oraz nadając nowy bodziec działalności charytatywnej. W latach 1263-64 Albert głosił kazania w Niemczech i Czechach na życzenie Urbana IV, po czym wrócił do Kolonii, aby podjąć na nowo swoją misję nauczyciela, uczonego i pisarza. Będąc człowiekiem modlitwy, nauki i miłości, cieszył się wielkim autorytetem, gdy wypowiadał się z okazji różnych wydarzeń w Kościele i społeczeństwie swoich czasów: był przede wszystkim mężem pojednania i pokoju w Kolonii, gdzie doszło do poważnego konfliktu arcybiskupa z instytucjami miasta; nie oszczędzał się podczas II Soboru Lyońskiego, zwołanego w 1274 r. przez Grzegorza X, by doprowadzić do unii Kościołów łacińskiego i greckiego po podziale w wyniku wielkiej schizmy wschodniej z 1054 r.; wyjaśnił myśl Tomasza z Akwinu, która stała się przedmiotem całkowicie nieuzasadnionych zastrzeżeń, a nawet oskarżeń. Zmarł w swej celi w klasztorze Świętego Krzyża w Kolonii w 1280 r. i bardzo szybko czczony był przez swoich współbraci. Kościół beatyfikował go w 1622 r., zaś kanonizacja miała miejsce w 1931 r., gdy papież Pius XI ogłosił go doktorem Kościoła. Było to uznanie dla tego wielkiego męża Bożego i wybitnego uczonego nie tylko w dziedzinie prawd wiary, ale i w wielu innych dziedzinach wiedzy; patrząc na tytuły jego licznych dzieł, zdajemy sobie sprawę z tego, że jego kultura miała w sobie coś z cudu, i że jego encyklopedyczne zainteresowania skłoniły go do zajęcia się nie tylko filozofią i teologią, jak wielu mu współczesnych, ale także wszelkimi innymi, znanymi wówczas dyscyplinami, od fizyki po chemię, od astronomii po mineralogię, od botaniki po zoologię. Z tego też powodu Pius XII ogłosił go patronem uczonych w zakresie nauk przyrodniczych i jest on też nazywany „Doctor universalis” - właśnie ze względu na rozległość swoich zainteresowań i swojej wiedzy. Niewątpliwie metody naukowe stosowane przez św. Alberta Wielkiego nie są takie jak te, które miały się przyjąć w późniejszych stuleciach. Polegały po prostu na obserwacji, opisie i klasyfikacji badanych zjawisk, w ten sposób jednak otworzył on drzwi dla przyszłych prac. Św. Albert może nas wiele jeszcze nauczyć. Przede wszystkim pokazuje, że między wiarą a nauką nie ma sprzeczności, mimo pewnych epizodów, świadczących o nieporozumieniach, jakie odnotowano w historii. Człowiek wiary i modlitwy, jakim był św. Albert Wielki, może spokojnie uprawiać nauki przyrodnicze i czynić postępy w poznawaniu mikro- i makrokosmosu, odkrywając prawa właściwe materii, gdyż wszystko to przyczynia się do podsycania pragnienia i miłości do Boga. Biblia mówi nam o stworzeniu jako pierwszym języku, w którym Bóg, będący najwyższą inteligencją i Logosem, objawia nam coś o sobie. Księga Mądrości np. stwierdza, że zjawiska przyrody, obdarzone wielkością i pięknem, są niczym dzieła artysty, przez które, w podobny sposób, możemy poznać Autora stworzenia (por. Mdr 13, 5). Uciekając się do porównania klasycznego w średniowieczu i odrodzeniu, można porównać świat przyrody do księgi napisanej przez Boga, którą czytamy, opierając się na różnych sposobach postrzegania nauk (por. Przemówienie do uczestników plenarnego posiedzenia Papieskiej Akademii Nauk, 31 października 2008 r.). Iluż bowiem uczonych, krocząc śladami św. Alberta Wielkiego, prowadziło swe badania, czerpiąc natchnienie ze zdumienia i wdzięczności w obliczu świata, który ich oczom - naukowców i wierzących - jawił się i jawi jako dobre dzieło mądrego i miłującego Stwórcy! Badanie naukowe przekształca się wówczas w hymn chwały. Zrozumiał to doskonale wielki astrofizyk naszych czasów, którego proces beatyfikacyjny się rozpoczął, Enrico Medi, gdy napisał: „O, wy, tajemnicze galaktyki... widzę was, obliczam was, poznaję i odkrywam was, zgłębiam was i gromadzę. Z was czerpię światło i czynię zeń naukę, wykonuję ruch i czynię zeń mądrość, biorę iskrzenie się kolorów i czynię zeń poezję; biorę was, gwiazdy, w swe ręce i drżąc w jedności mego jestestwa, unoszę was ponad was same, i w modlitwie składam was Stwórcy, którego tylko za moją sprawą wy, gwiazdy, możecie wielbić” („Dzieła”. „Hymn ku czci dzieła stworzenia”). Św. Albert Wielki przypomina nam, że między nauką a wiarą istnieje przyjaźń, i że ludzie nauki mogą przebyć, dzięki swemu powołaniu do poznawania przyrody, prawdziwą i fascynującą drogę świętości. Jego niezwykłe otwarcie umysłu przejawia się także w działalności kulturalnej, którą podjął z powodzeniem, a mianowicie w przyjęciu i dowartościowaniu myśli Arystotelesa. W czasach św. Alberta szerzyła się bowiem znajomość licznych dzieł tego filozofa greckiego, żyjącego w IV wieku przed Chrystusem, zwłaszcza w dziedzinie etyki i metafizyki. Ukazywały one siłę rozumu, wyjaśniały w sposób jasny i przejrzysty sens i strukturę rzeczywistości, jej zrozumiałość, wartość i cel ludzkich czynów. Św. Albert Wielki otworzył drzwi pełnej recepcji filozofii Arystotelesa w średniowiecznej filozofii i teologii, recepcji opracowanej potem w sposób ostateczny przez św. Tomasza. Owa recepcja filozofii, powiedzmy pogańskiej i przedchrześcijańskiej, oznaczała prawdziwą rewolucję kulturalną w tamtych czasach. Wielu myślicieli chrześcijańskich lękało się bowiem filozofii Arystotelesa, filozofii niechrześcijańskiej, przede wszystkim dlatego, że prezentowana przez swych komentatorów arabskich, interpretowana była tak, by wydać się, przynajmniej w niektórych punktach, jako całkowicie nie do pogodzenia z wiarą chrześcijańską. Pojawiał się zatem dylemat: czy wiara i rozum są w sprzeczności z sobą, czy nie? Na tym polega jedna z wielkich zasług św. Alberta: zgodnie z wymogami naukowymi poznawał dzieła Arystotelesa, przekonany, że wszystko to, co jest rzeczywiście racjonalne, jest do pogodzenia z wiarą objawioną w Piśmie Świętym. Innymi słowy, św. Albert Wielki przyczynił się w ten sposób do stworzenia filozofii samodzielnej, różnej od teologii i połączonej z nią wyłącznie przez jedność prawdy. Tak narodziło się w XIII wieku wyraźne rozróżnienie między tymi dwiema gałęziami wiedzy - filozofią a teologią - które we wzajemnym dialogu współpracują zgodnie w odkrywaniu prawdziwego powołania człowieka, spragnionego prawdy i błogosławieństwa: i to przede wszystkim teologia, określona przez św. Alberta jako „nauka afektywna”, jest tą, która wskazuje człowiekowi jego powołanie do wiecznej radości, radości, która wypływa z pełnego przylgnięcia do prawdy. Św. Albert Wielki potrafił przekazać te pojęcia w sposób prosty i zrozumiały. Prawdziwy syn św. Dominika głosił chętnie kazania ludowi Bożemu, który zdobywał swym słowem i przykładem swego życia. Drodzy Bracia i Siostry, prośmy Pana, aby nie zabrakło nigdy w Kościele świętym uczonych, pobożnych i mądrych teologów jak św. Albert Wielki, i aby pomógł on każdemu z nas utożsamiać się z „formułą świętości”, którą realizował w swoim życiu: „Chcieć tego wszystkiego, czego ja chcę dla chwały Boga, jak Bóg chce dla swej chwały tego wszystkiego, czego On chce”, tzn. aby upodabniać się coraz bardziej do woli Boga, aby chcieć i czynić jedynie i zawsze to wszystko dla Jego chwały.
CZYTAJ DALEJ

Caritas rusza z kampanią na rzecz osób w kryzysie bezdomności

2025-11-15 19:45

[ TEMATY ]

Caritas

Caritas Archidiecezji Częstochowskiej

Caritas Polska

Caritas Polska

Caritas Polska

Caritas Polska

Prawie 2 miliony Polaków żyje w skrajnej biedzie, a na ulicach miast „mieszka” przynajmniej 53 tys. ludzi. Nikt tego nie planuje. Nikt nie chce tak żyć. W Światowym Dniu Ubogich Caritas rusza z kampanią, której celem jest przypomnienie, że to nie anonimowa statystyka, tylko ludzkie historie, które warto usłyszeć. U pana Łukasza zaczęło się od tego, że ojciec faworyzował jego brata, a on wpadł w złe towarzystwo, jak twierdzi, na złość ojcu. Tak minęło mu kilkadziesiąt lat. Ania zakochała się w mężczyźnie, który stosował przemoc, uciekła. Później miesiące spała w samochodzie, krążąc gdzieś pomiędzy Wejherowem a Sopotem. Zbyszek całe życie pływał po świecie, nigdy nie założył rodziny - dziś zdrowie już nie pozwala wsiąść na statek, a on nie ma dokąd wracać. Czy masz pewność, że podobne sytuacje nie staną się kiedyś Twoją historią? A co, gdybyś Ty nie miał dokąd pójść?

- W Polsce jest ponad 53 tys. bezdomnych, jednak mówi się o niedoszacowaniu statystyk.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję