Obraz powstał w pracowni łódzkiej malarki. Zarówno nazwisko jej jak i fundatorki obrazu są okryte tajemnicą.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
- W 1993 r. zakończyła się renowacja i odnowa naszego kościoła, ale jeszcze wcześniej myślałem o tym, aby w kaplicy znalazł się obraz Jezusa Miłosiernego, zgodny z opisem, który zostawiła nam w „Dzienniczku” św. Faustyna – wspomina słynny Orzech, ks. Stanisław Orzechowski. – Ogłosiłem, że chciałbym taki obraz zlecić do namalowania, że nawet doradzono mi osobę, która mogłaby się podjąć tej pracy, ale powiedziałem też, że w tej chwili trudno byłoby nam zapłacić artystce, więc sprawę polecam do przemyślenia i modlitwy. Po Mszy św. przyszła do mnie osoba, która powiedziała, żebym w ogóle nie martwił się kosztami, ale od razu zlecił malowanie, a gdy przyjdzie czas zapłaty, to ona pokryje koszty obrazu. I tak zarobiłem – opowiada wzruszony Orzech.
Wybór padł na łódzką malarkę, którą ktoś polecił duszpasterzowi. Orzech do pracowni nie pojechał, ale wszystkie ustalenia odbywały się przez telefon.
- Rozmawialiśmy kilka razy. To, co było dla malarki najważniejsze, to informacje gdzie obraz będzie zawieszony i kto będzie się przed nim modlił. Tłumaczyłem w jakich warunkach umieścimy Pana Jezusa, no i że to do studenckiej kaplicy, a więc będą patrzeć na obraz młodzi. Nie do końca rozumiałem wtedy przyczynę tych pytań o ludzi, ale wyjaśniałem. Dopiero, gdy obraz przyjechał i zobaczyłem Młodzieńca, z pięknym, choć lekkim uśmiechem, zrozumiałem intencje artystki – miała rację, do młodych ten obraz trafia – wspomina Orzech.
Po odbiór do Łodzi wybrał się Kuzyn, czyli Wiesław Wowk. Wiózł ponad dwumetrowe płótno naciągnięte na blejtram …w pociągu.
- Ustawiłem obraz na korytarzu, zajmował dużo miejsca i budził wiele uwag – wspomina Kuzyn. – Wiele osób zagadywało i pytało co wiozę. Niektórzy podśmiewali się, że malarz jedzie, że obrazek wiezie, ale nikt nie zgadł, że pod szarym, pakowym papierem ukrywa się Pan Jezus – mówi.
Reklama
Przywieziony bezpiecznie do Wrocławia został poddany przycięciu pod okiem historyka sztuki.
- Płótno miało kształt prostokąta, a my przygotowaliśmy miejsce z lekkim łukiem od góry, czyli dokładnie tak, jak jest do tej pory. Do nowej ramy wymagał przycięcia i to jedyna ingerencja w płótno, jaka została dokonana już na miejscu – wyjaśnia Kuzyn.
- Sam lubię ten obraz, Jezus wychodzi w nim naprzeciw nam, to ważne, bo prawdziwe. Wiem też, że wielu młodych ludzi klęczy często przed tym obrazem i doznaje wielu łask – mówi ks. Orzech. – Opowiadają, że właśnie tu, przed tym obrazem wyprosili konkretne sprawy, załatwili swoje trudności, rozwiązali jakiś problem.
To, że cieszy się zaufaniem, widać po kartkach, które co rusz ktoś wkłada pod ramę obrazu. Wystarczy odsunąć skrzynie pełne kwiatów, żeby zobaczyć poskładane kartoniki. Miłosierny z Bujwida budzi zaufanie i nie zawodzi młodych, dla których został namalowany.
Agnieszka Bugała