Reklama

Tysiąc świątków Mariana Porady

Ile pan ich ma - tych świątków - na swoim koncie…? - Może z tysiąc, może dwa tysiące - odpowiada Marian Porada. Artysta ludowy, samouk, związany niemal od urodzenia z Sędziszowem, najbardziej ukochał rzeźbę sakralną. Uczył się jej modląc się przy kapliczkach przydrożnych, uchylając czapki przed krzyżami na rozstajach, uczestnicząc w bujnym, religijnym życiu wsi, której stał się także wnikliwym obserwatorem

Niedziela kielecka 16/2011

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Reklama

Chrystus w koronie cierniowej, Chrystus z krzyżem na ramionach, Chrystus Frasobliwy i Jego Bolesna Matka - to jedne z najulubieńszych motywów ludowego rzeźbiarza z Sędziszowa.
Marian Porada od mniej więcej ćwierćwiecza uczestniczy w dorocznym konkursie i wystawie pokonkursowej sakralnej sztuki ludowej, organizowanych przez Katolickie Stowarzyszenie „Civitas Christiana” w Kielcach. - Nasi główni jurorzy - Marian Rumin, dyrektor BWA w Kielcach, czy historyk sztuki ks. Zygmunt Nocoń, podkreślali jego pracowitość i rozwój. Z roku na rok prace Mariana Porady były lepsze - ocenia Marta Czerwiak, komisarz wystaw i organizatorka konkursów. - Zasługą kieleckich etnografów, głównie Niny Skotnickiej z Muzeum Narodowego w Kielcach, jest zainteresowanie go malarstwem ludowym, które z powodzeniem uprawia od blisko 10 lat. Niemniej znakiem firmowym twórczości Porady zdecydowanie pozostaje rzeźba - ocenia M. Czerwiak.
- Marian Porada jest typem współczesnego twórcy ludowego. Chętnie i często wypowiada się w tematyce religijnej, a bogata wyobraźnia pozwala mu na własną interpretację tematów znanych i utrwalonych w ikonografii ludowej przez pokolenia świątkarzy - uważa Nina Skotnicka, etnograf z Muzeum Narodowego i organizatorka jego indywidualnych wystaw. Jej zdaniem, Porada jest twórcą wrażliwym na wszystko, co go otacza i co zaprząta jego wyobraźnię: inspiruje go przyroda, zwłaszcza ptaki, które rzeźbi ze szczególnym upodobaniem, i wieś, gdzie się urodził i wychowywał. - Konwencja ludowa, z którą się związał w 1970 r., jest mu najbliższa zarówno ze względów warsztatowych, jak i emocjonalnych. Jako rzeźbiarz wypracował własny, rozpoznawalny schemat przedstawień: umowną formę uproszczeń i sugestywną ekspresję osiąganą przy użyciu prostych środków plastycznych. Rzeźbi, a od 2003 r. także maluje, i to z zamiłowaniem - wyjaśnia Skotnicka. Na swoich obrazach, zwykle niewielkiego formatu, przedstawia świat widziany własnymi oczyma - wzruszający naiwnością przekazu i swoistą poetyką. - Nowa pasja dla Mariana Porady to nowe doświadczenie artystyczne, które dostarcza mu wiele przyjemności i daje możliwość pełniejszej wypowiedzi - komentuje Skotnicka.
Pierwsze rzeźby Porady były stosunkowo proste, statyczne, z wyraźnie zaznaczoną symetrią. Pozostawiał je w surowym kolorze drewna albo pokrywał bejcą zestawioną z naturalną barwą drewna. Prace późniejsze (głównie w drewnie, ale i w kamieniu), którymi przyozdobił cały dom i jego otoczenie, są bogatsze treściowo, zróżnicowane pod względem kompozycji i wzbogacone kolorem.
Obrazy Porady są różnego formatu, najczęściej na desce, tekturze, sklejce. Wzruszają one odbiorcę szczerością, dosłownością przekazu, przemawiają kolorem (dobieranym intuicyjnie) i swoistą poetyką. Oprawione są w ramki, przeważnie własnoręcznie przez autora wykonane i przyozdobione.

Dorobek

Reklama

Marian Porada od 1970 r. uczestniczył jako rzeźbiarz w ruchu artystycznym dla twórców ludowych, od 1971 r. - jako członek Stowarzyszenia Twórców Ludowych. Zgromadził ponad 100 dyplomów, świadectw udziału w konkursach (na których wielokrotnie był nagradzany) i wystawach o charakterze lokalnym, wojewódzkim i ogólnopolskim. Brał udział w plenerach rzeźby monumentalnej: w Zagnańsku, Pińczowie, Nowej Słupi, Piekoszowie, Sędziszowie, Starachowicach, Chełmku i Karpaczu, które wspomina jako ciekawe i bardzo ważne doświadczenie artystyczne. Uczestniczył w kiermaszach i targach sztuki ludowej towarzyszących imprezom folklorystycznym, m.in.: w Koszalinie, Płocku, Poznaniu, Krakowie, Kazimierzu nad Wisłą, Busku-Zdroju, Tokarni i Nowej Słupi. Współpracował ze Spółdzielnią „Milenium” w Krakowie, „Desą” i Przedsiębiorstwem „Veritas” w Warszawie oraz Towarzystwem Przyjaciół Gliwic. Za ich pośrednictwem rzeźby Porady znane są w kraju i poza jego granicami: w Szwajcarii, Niemczech, Belgii, Holandii, Anglii, Francji, USA, Czechach i byłych republikach ZSSR.
Twórczość Porady jest dobrze udokumentowana w zbiorach Muzeum Narodowego w Kielcach. W 2008 r. zorganizowano tam wystawę „Rzeźby i obrazy Mariana Porady”, na której pokazano ponad 80 prac, głównie ze zbiorów autora. - Była to w mojej ocenie piękna wystawa - uważa Nina Skotnicka.
Tematykę prac Marianowi Poradzie podpowiada tradycja religijna, w której dorastał i żyje oraz motywy zaczerpnięte wprost z najbliższego otoczenia. Zawsze chętnie ilustrował codzienne życie: pracę, której trudy dobrze zna (z autopsji i obserwacji) oraz życie i obrzędowość dawnej wsi, na której się wychowywał.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Dzieciństwo naznaczone wojną i pracą

Reklama

Marian Porada urodził się w 1938 r. we wsi Moczydło k. Miechowa, ale gdy miał zaledwie cztery lata rodzice osiedli w Sędziszowie, gdzie wraz ośmiorgiem dzieci (on był przedostatni) przywędrowali za pracą i chlebem. Łatwo nie było; rodzice Maria i Dionizy byli niepiśmienni. Wystarali się o posadę u dziedzica Kamińskiego, dostali niewielkie mieszkanko i komórkę przy gospodarstwie w majątku.
Dobrze pamięta okupację. Mama gotuje ubogi makaron, wpadają Niemcy, jeden z nich wrzuca nabój do kuchni, wielkie bum i cały posiłek wygłodniałej rodziny zasypuje chmura sadzy. Inny obrazek: brat rąbie drewno koło domu, on, może 6-letni, pomaga jak umie, gdy słyszą charakterystyczny warkot czołgów. Front - Niemcy jadą na Wodzisław. - Porwali nam siekierę na czołg, a ja na bosaka z płaczem biegnę, żeby oddali. Niemiec już wyciągał karabin - wspomina. Albo jak to mama ukryła w domu przed Niemcami poszukiwanego mężczyznę. - Nie znaleźli go, mamę skatowali, baliśmy się, że nas rozstrzelają, jak ludzi w Swaryszowie - opowiada. Ojciec 6 lat był na robotach w Niemczach, gdy wrócił, pracował głównie jako stróż i fornal w gospodarstwie zamienionym na PGR, matka chodziła tam doić krowy, zbierać buraki, a wszystkie dzieci w tym pomagały.
Jest już tzw. Polska Ludowa, chłopiec uczy się w 7-klasowej szkole w Sędziszowie, naprzeciw kościoła św. Piotra i Pawła. Ma 12 lat, ojciec chce dać go na służbę do bogatego gospodarza, gdzie miałby paść krowy i „mieć się dobrze”, ale matka go wybrania. - Skończyłem 16 lat i zrozumiałem, że takie życie nie daje mi żadnych perspektyw - ocenia dzisiaj. Chciał się kształcić, zdobyć zawód, rozejrzeć w świecie, jak też żyją inni. Te jego wędrówki za pracą okazały się kapitałem w dorosłym życiu, przekuwanym także na twórcze inspiracje.

W poszukiwaniu sensu i miejsca

Reklama

Zatrudnił się w fabryce włókienniczej w Bielawie Zachodniej k. Wrocławia, uczył się na tkacza, terminując pół roku pod okiem fachowca. - Zakładałem czółenka, zmieniałem nici, puszczałem maszynę i przez 2 lata żyłem sobie jak kierownik - wspomina. Przynaglony przez rodziców wrócił w rodzinne strony, do pracy w PGR, a potem przy produkcji pustaków, gdzie „harowało się za grosze”. Nie tędy droga - rozmyślał, aby nagle z 5 zł w kieszeni wyjechać na górniczy Śląsk, który nęcił lepszą pracą. Pierwszą noc w Dąbrowie Górniczej przesypia zagrzebany w stertę liści w parku, nie puszczając z ręki tych 5 zł. Dostaje posadę w kopalni, a z nią drelich, hełm, karbidówkę i robotniczy hotel. Dawali tam gorzką kawę, koledzy pożyczyli cukru i smalcu do chleba, aby do pierwszej zaliczki. - Gdy dostałem 200 zł, zafundowałem sobie mielonego, ależ to była uczta - wspomina. Część zarobków posyłał regularnie rodzicom. Z kopalni poszedł prosto do wojska, gdzie w Toruniu przez 8 miesięcy uczył się w wojskowej szkole samochodowej. W 1960 r., z dyplomem kierowcy, przeszedł do cywila. - Pora rozejrzeć się za pracą i żoną - rozmyślał. Zdaniem Porady, mężczyzna powinien ożenić się przed trzydziestką, a potem spłodzić syna, zbudować dom, posadzić przy nim drzewo.
Po 2 latach pracy na tartaku, a potem jako kierowca na śląskich budowach, znalazł odpowiednią kandydatkę do spełnienia marzeń o szczęściu rodzinnym. Teresa Barbara Konieczko, brunetka, „najpiękniejsza w parafii”, otoczona rojem konkurentów, z ojcem, który nawet bronił popatrzeć na urodziwą córkę. Marian odprowadzał ją przed i po Sumie, warował przy niej „jak pies” i cel osiągnął. Od 1963 r. byli małżeństwem.

Drewniane ptaszki i fujarki

- Tata, zrób mi zabawkę - prosił ojca pierworodny Marek. W kuchni, wokół kolan bawią się już także córki, Dorota i Jola (Małgosia żyła zaledwie 3 dni). Młodzi Poradowie wynajmują mieszkanie, Marian pomaga właścicielkom domu w gospodarstwie. Pracuje jako kierowca w zawodowej straży pożarnej. Poprawia kwalifikacje, chodzi na kursy, jest ambitny. W podoficerskiej szkole pożarniczej w Siedlcach kończy kurs obsługi sprzętu motorowego. Angażuje się także w działalność OSP, pomaga teściowi w murarce i na kolei przy rozładunku wagonów. Nieraz pracuje ponad siły i nie dojada, ale trzeba jakoś sprostać wziętym na siebie obowiązkom. Ale właśnie wtedy, pomimo zmęczenia i trosk bierze się za rzeźbę. - Tata, zrób mi jeszcze konika - prosił synek. Więc robił. Coraz uważniej i chętniej rozpatrywał szczegóły kunsztownej rzeźby w kościele. A ileż to wyrazu i ducha ma w sobie Boża Męka, tak dobrze znana z mijanego z tysiąc razy polnego krzyża… Oglądał ilustracje, czasami programy w telewizji i po omacku, po swojemu - próbował. Raz ptaszek dla córek, potem św. Józef, Chrystus Frasobliwy, oracz, siewca. - Zaczynałem od maleńkich jak palec figurek - wspomina. Pracowicie dłubał w drewnie podczas dyżurów w straży, gdy koledzy odpoczywali. Świątków, chłopów, aniołów przybywało; komendant oglądał, chwalił, namawiał na wystawę.

Mój warsztat to kolana i ręce

W każdej wolnej chwili w domu rzeźbił, siadając przy kuchni. Warsztat pracy? - Ręce i kolana, to był mój warsztat - wyjaśnia. Najchętniej rzeźbił w lipie i topoli, ale kasztanowiec i olcha też są niezłe. Miejscowi kowale robili mu dłuta. Rzeźba, sztuka ludowa wciągnęły go na dobre, ale to dziedziny kapryśne i wymagające, nie można się lenić. W 1967 r. miał pierwszą wystawę w Domu Kolejarza w Sędziszowie; przyjechali dziennikarze z Kielc, okrzyknęli go odkryciem. Z przyjemnością Porada wspomina liczne przebyte plenery, gdy poznawał podobnych jak on zapaleńców, gdy podobały się jego prace. Pokłosiem jednego z dwutygodniowych plenerów była mierząca 5,5 m „Kobieta z maselnicą”, jego największa rzeźba. 6 tygodni praktykował u rzeźbiarza w Niemczech, mnóstwo skorzystał z pobytu w Kołobrzegu, gdy artyści ludowi uczestniczyli w zjeździe chórów polonijnych z całego świata.
W jego domu w Sędziszowie jest spora prywatna kolekcja rzeźb (kilkaset) i obrazów (ok. 150), które zapełniają ściany i zakamarki od parteru po strych oraz zdobią ogród, stanowiąc swoisty szyld ludowego twórcy.
Marian Porada obecnie mieszka u jednej z córek (nadal w Sędziszowie), gdyż od kilkunastu miesięcy zmaga się z chorobą nowotworową. W czerwcu 2010 r. rak zabrał mu ukochaną żonę, która dzielnie walczyła z chorobą ponad 4 lata. Jednak, gdy schorowany artysta bierze do ręki jedną ze swych figurek, oczy błyszczą mu ogromnym zapałem, który jest w stanie góry przenosić, a co dopiero zwalczyć chorobę. - Mam dużo chęci do malowania, do dłuta - mówi.

2011-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Realizm duchowy św. Teresy od Dzieciątka Jezus

Niedziela Ogólnopolska 28/2005

[ TEMATY ]

święta

pl.wikipedia.org

Wielką zasługą św. Teresy jest powrót do ewangelicznego rozumienia miłości do Boga. Niewłaściwe rozumienie świętości popycha nas w stronę dwóch pokus. Pierwsza - sprowadza się do tego, iż kojarzymy świętość z nadzwyczajnymi przeżyciami. Druga - polega na tym, że pragniemy naśladować jakiegoś świętego, zapominając o tym, kim sami jesteśmy. Można do tego dołączyć jeszcze jedną pokusę - czekanie na szczególną okazję do kochania Boga. Ulegając tym pokusom, często usprawiedliwiamy swój brak dążenia do świętości szczególnie trudnymi okolicznościami, w których przyszło nam żyć, lub zbyt wielkimi - w naszym rozumieniu - normami, jakie należałoby spełnić, sądząc, iż świętość jest czymś innym aniżeli nauką wyrażoną w Ewangelii. Teresa nie znajdowała w sobie dość siły, aby iść drogą wielkich pokutników czy też drogą świętych pełniących wielkie czyny. Teresa odkrywa własną, w pełni ewangeliczną drogę do świętości. Jej pierwsze odkrycie dotyczy czasu: nie powinniśmy odsuwać naszego kochania Boga na jakąś nawet najbliższą przyszłość. Któraś z sióstr w klasztorze w Lisieux „oszczędzała” siły na męczeństwo, które notabene nigdy się nie spełniło. Dla Teresy moment kochania Boga jest tylko teraz. Ona nie zastanawia się nad przyszłością, gdyż może się czasami wydawać zbyt odległa lub zbyt trudna. Teraz jest jej ofiarowane i tylko w tym momencie ma możliwość kochania Boga. Przyszłość może nie nadejść. „Dobry Bóg chce, bym zdała się na Niego jak maleńkie dziecko, które martwi się o to, co z nim będzie jutro”. Czasami myśl o wielu podobnych zmaganiach w przyszłości nie pozwala nam teraz dać całego siebie. Zatem właśnie chwila obecna i tylko ta chwila się liczy. Łaska ofiarowania czegoś Bogu lub przezwyciężenia jakiejś pokusy jest mi dana teraz, na tę chwilę. W chwili wielkiego duchowego cierpienia Teresa pisze: „Cierpię tylko chwilę. Jedynie myśląc o przeszłości i o przyszłości, dochodzi się do zniechęcenia i rozpaczy”. Rozważanie, czy w przyszłości podołam podobnym wyzwaniom, jest brakiem zdania się na Boga, który mnie teraz wspomaga. „By kochać Cię, Panie, tę chwilę mam tylko, ten dzień dzisiejszy jedynie” - pisze Teresa. Jest to pierwsza cecha realizmu jej ducha - realizmu ewangelicznego, gdyż Chrystus mówi nieustannie o gotowości i czuwaniu. Ten, kto zaniedbuje teraźniejszość, nie czuwa, bo nie jest gotowy. Wkłada natomiast energię w marzenia, a nie w to, co teraz jest możliwe do spełnienia. Chrystus przychodzi z miłością teraz. To skoncentrowanie się na teraźniejszości pozwala Teresie dostrzec wszystkie możliwe okazje do kochania oraz wykorzystać je. Do tego jednak potrzebne jest spojrzenie nacechowane wiarą, iż ten moment jest darowany mi przez Boga, aby Go teraz, w tej sytuacji kochać. Nawet gdy sytuacja obecna jawi się w bardzo ciemnych barwach, Teresa nie traci nadziei. „Słowa Hioba: Nawet gdybyś mnie zabił, będę ufał Tobie, zachwycały mnie od dzieciństwa. Trzeba mi jednak było wiele czasu, aby dojść do takiego stopnia zawierzenia. Teraz do niego doszłam” - napisze dopiero pod koniec życia. Teresa poznaje, że wielkość czynu nie zależy od tego, co robimy, ale zależy od tego, ile w nim kochamy. „Nie mając wprawy w praktykowaniu wielkich cnót, przykładałam się w sposób szczególny do tych małych; lubiłam więc składać płaszcze pozostawione przez siostry i oddawać im przeróżne małe usługi, na jakie mnie było stać”. Jeśli spojrzeć na komentarz Chrystusa odnośnie do tych, którzy wrzucali pieniądze do skarbony w świątyni, to właśnie w tym kontekście możemy uchwycić zamysł Teresy. Nie jest ważne, ile wrzucimy do tej skarbony, bo uczynek na zewnątrz może wydawać się wielki, ale cała wartość uczynku zależy od tego, ile on nas kosztuje. Zatem należy przełamywać swoją wolę, gdyż to jest największą ofiarą. Przezwyciężając miłość własną, w całości oddajemy się Bogu. Były chwile, gdy Teresa chciała ofiarować Bogu jakieś fizyczne umartwienia. Taki rodzaj praktyk był w czasach Teresy dość powszechny. Jednak szybko się przekonała, że nie pozwala jej na to zdrowie. Było to dla niej bardzo ważne odkrycie, gdyż utwierdziło ją w przekonaniu, że nie trzeba wiele, aby się Bogu podobać. „Dane mi było również umiłowanie pokuty; nic jednak nie było mi dozwolone, by je zaspokoić. Jedyne umartwienia, na jakie się zgadzano, polegały na umartwianiu mojej miłości własnej, co zresztą było dla mnie bardziej pożyteczne niż umartwienia cielesne”. Teresa nie wymyślała sobie jakichś ofiar. Jej zadaniem było wykorzystanie tego, co życie jej przyniosło. Umiejętność docenienia chwili, odkrycia, że wszystko jest do ofiarowania - tego uczy nas Teresa. My sami albo narzekamy na trudny los i marnujemy okazję do ofiarowania czegoś trudnego Bogu, albo czynimy coś zewnętrznie dobrego, ale tylko z wygody, aby się komuś nie narazić lub dla uniknięcia wyrzutów sumienia. Intencja - to jest cały klucz Teresy do świętości. Jak wyznaje, w swoim życiu niczego Chrystusowi nie odmówiła, tzn. że widziała wszystkie okazje do czynienia dobra jako momenty wyznawania swojej miłości. Inną cechą, która przybliża ją do nas, jest naturalność jej modlitwy. Teresa od Dzieciątka Jezus, która jest córką duchową św. Teresy od Jezusa, jest jej przeciwieństwem odnośnie do szczególnych łask na modlitwie. Złożyła nawet z tych łask ofiarę, bo czuła, że w nich można szukać siebie. Jej życie modlitwy było często bardzo marne, gdyż zdarzało się jej zasypiać na modlitwie. Po przyjęciu Komunii św. zamiast rozmawiać z Bogiem, spała. Nie dlatego, że chciała, ale dlatego, że nie potrafiła inaczej. Ważny jest fakt, iż nie martwiła się za bardzo swoją nieumiejętnością modlenia się. Wierzyła, że i z takiej modlitwy Chrystus jest zadowolony, gdyż ona nie może Mu ofiarować nic więcej poza swoją słabością. Aby się przekonać, jak daleko lub jak blisko jesteśmy przyjmowania Ewangelii w całej jej głębi, zastanówmy się, jak podchodzimy do niechcianych prac, mniej wartościowych funkcji, momentów, gdy nie jesteśmy doceniani, a nawet oskarżani. Czy widzimy w tym okazję, aby to wszystko ofiarować Chrystusowi, czy też walczymy o to, aby postawić na swoim lub zwyczajnie zachować twarz? Jak postępujemy wobec osób, które są dla nas przykre? Czy je obgadujemy, czy też widzimy w tym okazję, aby im pomóc w drodze do Boga? Teresa powie, gdy nie może już przyjmować Komunii św. ze względu na zaawansowaną chorobę, że wszystko jest łaską. Czy każda trudna sytuacja, trudny człowiek jest dla mnie łaską?
CZYTAJ DALEJ

Nowenna do św. Franciszka z Asyżu

Św. Franciszku, naucz nas nie tyle szukać pociechy, co pociechę dawać, nie tyle szukać zrozumienia, co rozumieć, nie tyle szukać miłości, co kochać!

Wszechmogący, wieczny Boże, któryś przez Jednorodzonego Syna Swego światłem Ewangelii dusze nasze oświecił i na drogę życia wprowadził, daj nam przez zasługi św. Ojca Franciszka, najdoskonalszego naśladowcy i miłośnika Jezusa Chrystusa, abyśmy przygotowując się do uroczystości tegoż świętego Patriarchy, duchem ewangelicznym głęboko się przejęli, a przez to zasłużyli na wysłuchanie próśb naszych, które pokornie u stóp Twego Majestatu składamy. Amen.
CZYTAJ DALEJ

Sędzia Piotr Andrzejewski: trwa batalia o prawo do uciekania się do Chrystusowej wizji świata

2025-10-01 10:23

[ TEMATY ]

Trybunał Stanu

sędzia

Piotr Andrzejewski

Chrystusowa wizja świata

youtube.com/@polsatnewsplofc

Piotr Andrzejewski, sędzia Trybunału Stanu

Piotr Andrzejewski, sędzia Trybunału Stanu

Sędzia Piotr Andrzejewski, który podczas głośnego posiedzenia Trybunału Stanu w sprawie immunitetu przewodniczącej Małgorzaty Manowskiej dyscyplinował innych sędziów, w rozmowie z dziennikarzem portalu niedziela.pl powiedział, że obecnie trwa batalia o obecność światopoglądu tożsamościowego związanego z zakotwiczeniem polskiej kultury i cywilizacji w Kościele Katolickim.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję