Reklama

Uświęcające działanie rocka?

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Jestem ogromnie zaszczycony tak wnikliwym potraktowaniem artykułu mojego autorstwa na temat tzw. Mszy rockowej w Świnoujściu przez mojego rocznikowego kolegę, czcigodnego ks. Dariusza, proboszcza parafii pw. Świętych Stanisława i Bonifacego BM w Świnoujściu („Kościół nad Odrą i Bałtykiem”, nr 16 z 17 kwietnia br., dodatek archidiecezjalny do „Niedzieli”, s. VI-VII). Meritum mojego artykułu stanowiły przepisy odnośnie do muzyki liturgicznej oraz religijnej wykonywanej w świątyniach także poza Mszą św. Msza rockowa w Świnoujściu stała się pretekstem wobec częstych nadużyć, jakie zauważamy w wielu naszych kościołach. Mocniejsze słowa („zdarzenie”, „eksces”) miały dosadniej zaakcentować praktyki, które wyraźnie stoją w sprzeczności z normami wytyczonymi przez Kościół, a w odniesieniu do całego bogactwa muzyki liturgicznej i religijnej stanowią potężne zubożenie Tradycji i wprowadzają Eucharystię na drogę zeświecczenia (profanacji). Autor, przypisując mi intencje profanacji, zdaje się nie dostrzegać różnicy pomiędzy Mszą św. jako Ofiarą Chrystusa a mszą jako formą muzyczną. Określając swoje „dzieło” nazwą „Msza święta rockowa”, próbuje rockowi przypisać „uświęcające działanie” dla Eucharystii (w dalszej części artykułu prowadzi wywód o uświęcającym, wręcz zbawczym oddziaływaniu muzyki rockowej na całe zgromadzenie liturgiczne) albo też z Pana Jezusa robi „pierwszego rockmena”, czego najbardziej postępowi egzegeci nie zdołali dotychczas z Ewangelii wyczytać (skądinąd trzeba zauważyć piękno muzyki z rock-opery „Jesus Christ Superstar” A. L. Webbera).

Kwalifikacje rocka

Nowe Ogólne wprowadzenie do Mszału Rzymskiego ma zaledwie nieco ponad pięć lat i gdyby autorzy dostrzegli „uświęcającą moc rocka”, z pewnością zostałby włączony do Eucharystii obok chorału, polifonii i pieśni liturgicznej. Również kard. Joseph Ratzinger podjął temat: liturgia a muzyka kościelna. W przetłumaczonej na język polski książce „Nowa pieśń dla Pana” (Znak, 2005) naświetla temat z teologicznego punktu widzenia. Pozwolę sobie zacytować odnośny fragment: „W niejednej formie religii muzyka służy odurzeniu, ekstazie. Wyzwolenie człowieka z wszelkich ograniczeń, ku któremu zmierza właściwy człowiekowi głód nieskończoności, ma być osiągnięte poprzez święty obłęd, poprzez szaleństwo rytmu i instrumentów. Taka muzyka obala bariery indywidualności i osobowości; człowiek uwalnia się w niej od brzemienia świadomości. Muzyka staje się ekstazą, wyzwoleniem od własnego «ja», zjednoczeniem z wszechświatem. Zeświecczony nawrót tego typu przeżywamy dzisiaj w muzyce rockowej i pop, której festiwale są idącym w tym samym kierunku antykultem - żądzą niszczenia, zniesieniem barier codzienności i iluzją wyzwolenia od własnego «ja» w dzikiej ekstazie hałasu i masy. (…) Muzyka w dzisiejszej postaci, jakiej o jedno pokolenie wcześniej nie mogliśmy nawet przeczuwać, stała się zdecydowanym wyrazem pewnej antyreligii i tym samym widownią rozdzielenia duchów. Ponieważ muzyka rockowa szuka wybawienia na drodze wyzwolenia od osobowości i związanej z nią odpowiedzialności, łączy się bardzo ściśle z ideami anarchicznej wolności (…); właśnie dlatego jest ona z gruntu sprzeczna z chrześcijańską wizją zbawienia i wolności, stanowi jej przeciwieństwo. Zatem nie z przyczyn estetycznych, nie z racji konserwatywnego uporu czy historycznej inercji, lecz z samej zasady muzyka tego typu powinna zostać z Kościoła wykluczona” (s. 193-194).
Przytoczę jeszcze opinię amerykańskiego muzyka rockowego Dan Lucariniego, który po nawróceniu na chrześcijaństwo lansował muzykę „nowej generacji” w kościołach ewangelickich. Autor uważa, że wykorzystanie tego rodzaju muzyki (light rock, pop-rock, classic rock, rap, jazz, blues, hip-hop, punk, ska, współczesne country i western) stanowi wyłącznie „dzieło rąk ludzkich”. Muzyka rozrywkowa jest blisko związana z idolami tego świata - seksem i wizerunkiem, pobudza grzeszną naturę, prowokuje do życia według ciała, a nie przynosi owoców Ducha. Podobnie inspirowana jej duchem muzyka kościelna. Kampanie wprowadzenia do Kościoła stylów muzyki rozrywkowej realizowane są przez muzyków-nowatorów, zazwyczaj nieposiadających formacji „klasycznej”. Prawdziwym, ukrytym motywem modernizacji nabożeństw nie jest przyciągnięcie wiernych, a pragnienie słuchania i grania takiej muzyki, jaka się nam podoba. Tak pojęta estetyka współczesnej oprawy muzycznej zakłada, że muzyka jest moralnie neutralna, że „Bóg przyjmuje wszystkie style”, a spojrzenie odmienne jest legalizmem. Kościół zostaje ukierunkowany na zaspokojenie potrzeb „szukających Boga”, którzy jakoby oczekują uniwersalnego stylu muzycznego pop/rock, znanego im z radia w samochodzie. W efekcie Bóg jest wysławiany muzyką niskiej próby, wulgarną. Analogicznie ruch ten przyciąga do kościoła ludzi, którzy chcieliby obecności Bożej w swoim życiu, ale nie chcieliby się sami zmienić, w myśl hasła „Bóg kocha mnie takiego, jakim jestem”, co jest obłudą. Szacunek i uznanie dla muzyków, jak „w świecie” dla gwiazd rocka, pochlebia ich pysze, co trudno im dostrzec, jako że chodzi o uznanie „chrześcijańskie”. Sami muzycy narażeni są na te same pokusy, co w świecie: wyniesienie ego, eksponowanie czynnika seksualnego. Kult przestaje być teocentryczny. Uwaga podczas nabożeństwa przesuwa się na nas samych. W efekcie pozbawiamy pojęcie kultu jego znaczenia biblijnego. Motywem przejścia na nowy styl bywa odczuwany „brak życia” w nabożeństwach, wrażenie, że ludzie śpiewają z przyzwyczajenia, a nie z miłości do Pana. Nie tak. Bliska relacja z Panem oznacza codzienne przebywanie w Nim. Nie zastąpi tego udział w efektownym, nastrojowym nabożeństwie niedzielnym, podobnym do przedstawienia czy jam session, w miłej atmosferze. Byłaby to zabawa w chrześcijaństwo (Dan Lucarini, „Why I Left The Contemporary Christian Music Movement. Confessions of a former worship music leader”, Evangelical Press, Darlington 2002, s. 40-43). W powyższym kontekście nasuwają się pytania: czy chrześcijanin w ogóle powinien być zorientowany na ten rodzaj muzyki? Czy można mówić o „chrześcijańskim rocku”?

„Snucia motywicznego” ciąg dalszy

Zagadnienie inkulturacji, na które Autor się powołuje, jest odrębnym zagadnieniem i pozostaje poza wszelką dyskusją. Kościół zawsze szanował dorobek kulturowy każdego narodu, ale też dla każdego wydaje stosowne przepisy, które mają chronić Eucharystię przed profanacją.
Także wykorzystanie przez Autora jako celebransa śpiewów właściwych wyłącznie dla Neokatechumenatu jest nadużyciem, gdyż śpiewy oraz instrumenty funkcjonujące w liturgii neokatechumenalnej nie zostały zatwierdzone dla całego Kościoła.
Doceniam muzykalność, religijną motywację oraz trud włożony w przygotowanie rockowej oprawy Mszy św. przez młodzież, której duchowym przewodnikiem jest ksiądz proboszcz. Może warto było skonsultować planowane przedsięwzięcie i to niekoniecznie z telewizją, a chociażby z organistą, który ma przygotowanie liturgiczne. Kiedy już fakt zaistniał w przestrzeni telewizyjnej i internetowej, braterskie upomnienie, o którym Autor wspomina, prowadziłoby jedynie do wymiany zdań, zaś w mentalności odbiorców, jak i wykonawców pozostawiłoby poczucie wspaniale wypełnionej misji wprowadzania Mszy św. na „nowe tory”, do czego ani Ksiądz, ani ja nie mamy najmniejszego prawa. Pragnę zauważyć, iż nawet bp Józef Zawitkowski, który napisał tekst na beatyfikację Jana Pawła II (melodię ułożył ks. Wiesław Kądziela), zwraca się pokornie do arcybiskupa, aby przekazał tę pieśń wspólnotom, „…ale jeśli Ekscelencja i Władze Muzyczne Diecezji uznają to za przydatne” (notabene, synkopowana melodia w refrenie osłabia jej wartość jako pieśni liturgicznej).
Pozostając na stopie koleżeńskiej, jako odpowiedzialny za muzykę w archidiecezji, nie mogłem przemilczeć tego, co zaistniało w przestrzeni publicznej, a co pozostaje w sprzeczności z przepisami prawodawstwa muzyczno-liturgicznego. Jeżeli zastosowałem zbyt dosadny język, to tylko w celu zwrócenia uwagi szerszego grona Czytelników na problem muzyki w liturgii wielu kościołów archidiecezji. Rozmowa z klerykami Arcybiskupiego Wyższego Seminarium Duchownego w Szczecinie nie pozostawia złudzeń. Alumni ze względu na częste wyjazdy do parafii dogłębnie znają istniejącą praktykę w naszych kościołach. Cóż może im powiedzieć ks. Woźniak jako wykładowca muzyki czy ks. Krzystek jako liturgista? Co mogą dokumenty Kościoła? Co może zdziałać nawet wykształcony muzycznie i liturgicznie organista, kiedy ksiądz proboszcz w „swoim” kościele jest ostateczną władzą ustawodawczą i wykonawczą? Kiedy każe grać zespołowi przyjeżdżającemu do kościoła, „aż mury będą drżeć”, to cóż kleryk może zrobić? - nadzieja w edukacji i formacji liturgicznej samego księdza proboszcza (często wystarczyłoby odrobinę pokory wobec celebrowanych tajemnic zbawczych).
Autor był łaskaw zauważyć pracę z gitarą wielu kapłanów, zakonnic i katechetów, którzy propagują piosenki wśród dzieci i młodzieży. Doceniam trud, niemniej, nie akceptuję piosenek w Eucharystii, które odcinają dzieci i młodzież od wielowiekowych, a także nowych pieśni funkcjonujących i tworzonych dla liturgii. Zastanawiam się, czy dzieci nie dorastają do liturgii, czy dorośli mają coś do nadrobienia? Odcięcie od Tradycji jest podcinaniem korzeni, a w konsekwencji alienowaniem młodego pokolenia z Kościoła. Przykładem są ostatnie rekolekcje dla młodzieży. Na pytanie, co moglibyśmy zaśpiewać na Mszy św., najpierw nastąpiło długie milczenie, później - gdy zacząłem wymieniać tytuły pieśni - kręcenie głowami, a w końcu ktoś nieśmiało podpowiedział: „Barka”, a ktoś inny: „Chrześcijanin tańczy”. Obok w kościele siostry zakonne prowadziły rekolekcje dla dzieci. Przechodząc, usłyszałem: „podniosę flagę wysoko, wysoko”. Dlaczego nie można nauczyć w tym samym czasie: „Krzyżu Chrystusa”, „Serce me do Ciebie wznoszę”, „Pokładam w Panu ufność mą”…
Przepraszam wszystkich najuprzejmiej, ale proszę sobie odpowiedzieć, czy ucząc dzieci przed pierwszą Komunią św. byle jakich piosenek, kiedy ich zdolności percepcyjne są największe, pomagamy im wejść w ducha liturgii, czy chcemy ich zabawić, żeby było głośno i wesoło? Jeżeli w dzieciństwie nie nauczą się wartościowych śpiewów, jeżeli dorośli nie pomogą im wejść w ducha Eucharystii, to później bardzo trudno będzie im odnaleźć się we wspólnocie Kościoła.
Mając muzykalną i chętną do śpiewania młodzież, czy tak trudno ukazać im życie Kościoła jako wielkiej Rodziny dziedziczącej Tradycję? Czy tak wspaniałe dziewczyny, o których napisał ksiądz proboszcz, nie mogą nauczyć siebie i innych, wartościowych - zatwierdzonych dla liturgii - śpiewów?
Giuseppe Verdi zwykł był powtarzać: „Torniamo all’antico e sará progresso” (Powróćmy do historii, a stanie się postęp). Parafrazując te słowa w odniesieniu do bogatego dziedzictwa śpiewów, możemy powiedzieć: Nie gubmy Tradycji, a ocalimy tożsamość Kościoła. A co do uśmiercania nadziei, odsyłam do samego środka Pisma Świętego (Ps 118,8).

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2011-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

#NiezbędnikMaryjny: Litania Loretańska - wezwania

[ TEMATY ]

litania loretańska

Adobe Stock

Litania Loretańska to jeden z symboli miesiąca Maja. Jest ona także nazywana „modlitwą szturmową”. Klamrą kończąca litanię są wezwania rozpoczynające się od słowa ,,Królowo”. Czy to nie powinno nam przypominać kim dla nas jest Matka Boża, jaką ważną rolę odgrywa w naszym życiu?

KRÓLOWO ANIOŁÓW

CZYTAJ DALEJ

Wy jesteście przyjaciółmi moimi

2024-04-26 13:42

Niedziela Ogólnopolska 18/2024, str. 22

[ TEMATY ]

homilia

o. Waldemar Pastusiak

Adobe Stock

Trwamy wciąż w radości paschalnej powoli zbliżając się do uroczystości Zesłania Ducha Świętego. Chcemy otworzyć nasze serca na Jego działanie. Zarówno teksty z Dziejów Apostolskich, jak i cuda czynione przez posługę Apostołów budują nas świadectwem pierwszych chrześcijan. W pochylaniu się nad tajemnicą wiary ważnym, a właściwie najważniejszym wyznacznikiem naszej relacji z Bogiem jest nic innego jak tylko miłość. Ona nadaje żywotność i autentyczność naszej wierze. O niej także przypominają dzisiejsze czytania. Miłość nie tylko odnosi się do naszej relacji z Bogiem, ale promieniuje także na drugiego człowieka. Wśród wielu czynników, którymi próbujemy „mierzyć” czyjąś wiarę, czy chrześcijaństwo, miłość pozostaje jedynym „wskaźnikiem”. Brak miłości do drugiego człowieka oznacza brak znajomości przez nas Boga. Trudne to nasze chrześcijaństwo, kiedy musimy kochać bliźniego swego. „Musimy” determinuje nas tak długo, jak długo pozostajemy w niedojrzałej miłości do Boga. Może pamiętamy słowa wypowiedziane przez kard. Stefana Wyszyńskiego o komunistach: „Nie zmuszą mnie niczym do tego, bym ich nienawidził”. To nic innego jak niezwykła relacja z Bogiem, która pozwala zupełnie inaczej spojrzeć na drugiego człowieka. W miłości, zarówno tej ludzkiej, jak i tej Bożej, obowiązują zasady; tymi danymi od Boga są, oczywiście, przykazania. Pytanie: czy kochasz Boga?, jest takim samym pytaniem jak to: czy przestrzegasz Bożych przykazań? Jeśli je zachowujesz – trwasz w miłości Boga. W parze z miłością „idzie” radość. Radość, która promieniuje z naszej twarzy, wyraża obecność Boga. Kiedy spotykamy człowieka radosnego, mamy nadzieję, że jego wnętrze jest pełne życzliwości i dobroci. I gdy zapytalibyśmy go, czy radość, uśmiech i miłość to jest chrześcijaństwo, to w odpowiedzi usłyszelibyśmy: tak. Pełna życzliwości miłość w codziennej relacji z ludźmi jest uobecnianiem samego Boga. Ostatecznym dopełnieniem Dekalogu jest nasza wzajemna miłość. Wiemy o tym, bo kiedy przygotowywaliśmy się do I Komunii św., uczyliśmy się przykazania miłości. Może nawet katecheta powiedział, że choćbyśmy o wszystkim zapomnieli, zawsze ma pozostać miłość – ta do Boga i ta do drugiego człowieka. Przypomniał o tym również św. Paweł Apostoł w Liście do Koryntian: „Trwają te trzy: wiara, nadzieja i miłość, z nich zaś największa jest miłość”(por. 13, 13).

CZYTAJ DALEJ

Chełm. Powołani do miłości

2024-05-05 12:22

Tadeusz Boniecki

Alumni: Piotr Grzeszczuk z parafii archikatedralnej w Lublinie, Kamil Wąchała z parafii św. Teodora w Wojciechowie, Mateusz Perestaj z parafii Trójcy Przenajświętszej w Krasnymstawie i Cyprian Łuszczyk z parafii Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w Chełmie, 4 maja przyjęli święcenia diakonatu z rąk bp. Mieczysława Cisło w bazylice Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w Chełmie. Uroczystość zgromadziła kapłanów, wychowawców seminaryjnych, rodziny i przyjaciół nowych diakonów.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję