W szystko ma swój czas, i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem” - pisze biblijny mędrzec Kohelet (3, 1). Ale jak niby wszystko ma mieć swój czas, kiedy na nic nie ma czasu? Tyle spraw na głowie, ciągle coś się dzieje, ciągle ktoś coś chce, ciągle coś trzeba zrobić. Takie jest życie człowieka XXI wieku. I chociaż słowa Koheleta odnoszą się do ustalonego od wieków Bożego porządku świata, to zdaje się, że nawet te odwieczne prawa są jakby zawieszone w próżni, jakby nierealne i odległe. Spokojnie, Bóg potrafi gospodarować czasem, więc nie musimy się martwić: narodziny i śmierć zawsze swój czas odnajdą. Gorzej z tymi sprawami, których właściwe rozmieszczenie w czasie zależy od człowieka…
Brak czasu
Reklama
Zadajmy sobie pytanie: Dlaczego dzisiejszy człowiek ciągle ma wrażenie braku czasu? Przede wszystkim trzeba podkreślić słowo „wrażenie”, bo to wcale nie jest oczywiste, że kiedy ktoś takie wrażenie ma, to rzeczywiście czasu mu brak. Może się tak zdarzyć, ale najczęściej tak nie jest. Czasu mamy tyle samo, ile zawsze mieli ludzie, a może nawet więcej, bo dłużej żyjemy, a pracujemy przecież mniej niż nasi przodkowie (chyba, że ktoś pochodzi z rodziny książęcej), którzy zwykle harowali po kilkanaście godzin dziennie bez wolnych sobót, a oprócz tego musieli zatroszczyć się o sprawy domowe, w tym znacznie liczniejsze niż dzisiaj rodziny.
To wrażenie braku czasu przede wszystkim jest efektem wystawienia człowieka na wiele spraw, które „wymagają” poświęcenia im czasu i uwagi. To tak jakbym znajdował się pośród gromady dzieci, które wszystkie krzyczą „daj”. Niezależnie od tego, czy im się coś należy, czy nie, hałas jest taki, że człowiek ma wrażenie, jakby mu tego czegoś brakowało. Jakby człowiek zdołał zatkać uszy i się zastanowić, któremu dziecku co dać, to okazałoby się, że nie ma problemu, ale krzyk jest głośny i uszy zatkać niełatwo.
Wiele spraw woła do dzisiejszego człowieka ze wszystkich stron „poświęć mi czas i uwagę”. Są to codzienne obowiązki, nakręcone jeszcze szybkim rytmem życia, są to ludzkie potrzeby, łącznie z potrzebą snu i wypoczynku, są to informacje „atakujące” ze wszystkich stron, jak plotki od koleżanek, wiadomości z telewizji, radia, gazet, internetu, są to wreszcie treści reklamowe, którymi przesycone jest nasze środowisko życia. Niektóre z nich wołają jedynie o kilka sekund uwagi, ale zsumowanie ich głosu daje poczucie nieznośnego hałasu i zmęczenia.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Czas to pieniądz
Reklama
Mówi przysłowie: „Czas to pieniądz”. Dzisiaj nabrało ono nowego znaczenia. Za niektóre rzeczy płaci się nie pieniądzem, ale czasem. Np. film w telewizji, który na pierwszy rzut oka jest za darmo, w rzeczywistości jest opłacony czasem, jaki godzę się przeznaczyć na obejrzenie reklam. Oczywiście, staram się, jak mogę, „nie zapłacić” i na czas reklam zmieniam kanał, wychodzę na chwilę czy ściszam odbiornik, ale i tak jakąś część czasu „wydam”.
Analogię czasu do pieniędzy można rozciągnąć dalej. Każdy księgowy i każda gospodyni domowa widzą, że mając określoną sumę pieniędzy, trzeba ją jakoś właściwie podzielić pomiędzy różne potrzeby. Czasem, gdy jest ich dużo, można wydawać je nawet z pewną spontanicznością, ale w zasadzie trzeba liczyć grosz do grosza i wydatki mieć jakoś zaplanowane, dostosowując te plany do rzeczywistych możliwości finansowych.
Podobnie jest z czasem. Każdy ma go tyle, ile ma, i zaplanować musi, w jaki sposób swoje „zasoby” czasu zagospodarować. Gdy ktoś mówi „nie mam czasu”, to tak naprawdę oznacza „czas, który mam, decyduję się przeznaczyć na coś innego”. Tak samo „nie mam pieniędzy” najczęściej oznacza „postanowiłem wydać pieniądze na coś innego”. I tak, gdy ktoś mówi „nie miałem czasu pójść w niedzielę do kościoła, bo wyjechałem na zawody”, to oznacza „zdecydowałem się przeznaczyć mój czas na wyjazd na zawody, a nie na pójście do kościoła”. Człowiek musi podejmować decyzje, jak gospodarować swoimi zasobami. Bo ani pieniędzy, ani czasu nie ma do woli i w nieskończoność.
Co najpierw
Jak dobrze gospodarować czasem? Ciekawą propozycją jest podejście, które prezentuje Stephen R. Covey w książce „7 nawyków skutecznego działania” („The Seven Habits of Highly Effective People” jest jedną z najsłynniejszych pozycji książkowych z zakresu przywództwa i rozwoju osobistego).
Trzecia spośród siedmiu zasad omawianych przez autora dotyczy gospodarowania własnym czasem (notabene samej tej zasadzie poświęcił również osobną książkę). A sprawa tak naprawdę nie dotyczy zarządzania czasem, ale raczej „zarządzania” samym sobą. W skrócie - chodzi po prostu o to, że planując czas, trzeba dać pierwszeństwo sprawom ważnym czy wręcz najważniejszym.
Covey dzieli sprawy do załatwienia według dwóch kryteriów: istotne i nieistotne oraz naglące i nienaglące. W ten sposób powstają cztery kategorie spraw: istotne naglące, istotne nienaglące, nieistotne naglące i nieistotne nienaglące. Co trzeba robić najpierw? Jako że nikt, kto skupia się na sprawach nieistotnych, nigdy niczego nie zdziała, nasuwa się spontanicznie odpowiedź, że: sprawy istotne naglące. I wielu porządnych ludzi tak właśnie robi. Koncentrują się na sprawach ważnych, które należy zrobić natychmiast. Sprawy te jednak przytłaczają człowieka i jest ich wciąż pełno. Efektem takiego gospodarowania czasem jest więc życie w ciągłym stresie, zniszczone zdrowie, ciągła potrzeba nagłego ratowania się z poważnych tarapatów. To się nie sprawdza.
Właściwe podejście to skupienie się na sprawach istotnych, które nie są naglące albo może raczej: zanim zaczną być naglące. Sztuką jest takie wykorzystanie nadarzających się okazji, aby te ważne rzeczy zrobić w najdogodniejszym momencie, co zwykle sprawia, że robimy je łatwiej, prędzej i bez niepotrzebnych nerwów. Takie planowanie czasu całkowicie przemienia życie. Okazuje się, że nic z tego, co naprawdę istotne w życiu, nie zostaje zaniedbane.
Tylko że do tego potrzeba trochę wewnętrznej dyscypliny. Bowiem w momencie, gdy nic mnie nie goni i mam okazję zająć się czymś ważnym, trzeba oprzeć się pokusie powiedzenia „nie ma pośpiechu, na pewno jakoś da się to zrobić później”. Może i się da, ale efekty uboczne będą nieprzyjemne. Trzeba też potrafić powiedzieć „nie” sprawom naglącym, które nie są istotne, a żądają dla siebie czasu i uwagi, które mogłyby być poświęcone czemuś innemu. A niektórym ludziom, gdy mają zrobić coś poważnego, zaraz przypomina się tysiąc drobnych spraw, które „muszą” zrobić natychmiast. To droga donikąd.
Stephen R. Covey opisuje swoją regułę bardzo wnikliwie. Może nawet warto po jego książkę sięgnąć…
Co najważniejsze
Najpierw na mój czas zasługuje więc to, co jest ważne. Aby móc podążyć tym tropem, muszę wiedzieć, co jest ważne w ogóle i co jest ważne konkretnie dla mnie. Dobrym sposobem na zidentyfikowanie tych ważnych rzeczy jest rozpoznanie roli, jakie pełnię w życiu. Mogą to być np.: jestem księdzem (bądź jestem matką lub ojcem rodziny), jestem chrześcijaninem, jestem pracownikiem (konkretna rola życiowa związana z wykonywanym zawodem), jestem Sybirakiem, jestem przyjacielem (rola w konkretnych relacjach z ludźmi) itp. W ramach każdej z tych ról trzeba zidentyfikować rzeczy naprawdę istotne, którym należy nadać priorytet. Wtedy można zaplanować swój dzień lub tydzień w taki sposób, żeby żadna ważna rzecz się nie zgubiła. Bez planowania (i to na piśmie!) dobra gospodarka własnym czasem nie jest możliwa. Na ten wysiłek trzeba się zdobyć.
Przede wszystkim zaś nie można zgubić najważniejszego z ważnych - czasu dla Boga, który stworzył mnie i ofiarował mi cały czas, jaki mam do dyspozycji. Przynajmniej niedzielna Msza św. i codzienna modlitwa - to absolutny priorytet.