Reklama

Żebyśmy pamiętali

Co roku, gdy zbliża się 1 września, jego myśli kierują się ku przeszłości. Tej tragicznej dla Polski. Tego dnia spogląda w górę, jakby się bał, że historia się powtórzy…

Niedziela małopolska 36/2011

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Marian Majcher ma 86 lat. Mieszka w Prokocimiu - kiedyś podkrakowskiej wsi, dziś części Krakowa. Tu się urodził, przeżył dzieciństwo i młodość, założył rodzinę, wybudował dom, wspólnie z żoną wychował troje dzieci. Stąd przez całe życie wyruszał do pracy, wyjeżdżał na próby i koncerty chórów, w których występował. Tu powstawały i nadal powstają jego wiersze. Teraz, na emeryturze, spisuje wspomnienia o tym, co nieuchronnie odchodzi do przeszłości. Częścią tej historii jest II wojna światowa.

Strach i bezradność

Gdy wybuchła, był nastolatkiem. Dokładnie pamięta tamten dzień, a właściwie bardzo wczesny poranek. - 1 września 1939 roku niebo było bezchmurne - zaczyna opowiadać swoją historię. - Około piątej rano, gdy słońce jeszcze nie wzeszło, na niebie ukazało się kilkanaście samolotów z czarnymi krzyżami na skrzydłach. Ich warkot obudził mieszkańców Prokocimia. Na wpół śpiący wychodzili z domów i spoglądali w górę. Jedni ze strachem wołali: „To wojna”, inni uspokajali: „Nie, to ćwiczenia przygotowujące do wojny”. W pewnej chwili zaczęły spadać bomby, wtedy złudzenia znikły, pozostał strach. Uzasadniony tym bardziej, że jedna z bomb spadła na dom, zabijając jego mieszkańca. Do nisko krążących samolotów z czarnymi krzyżami artyleria przeciwlotnicza nie strzelała. Jedynym „postrachem” dla wroga była polska awionetka latająca między niemieckimi samolotami jak wróbel między wronami. W pewnej chwili samolot został zestrzelony. Z podziurawionymi skrzydłami, oklejonymi ceratą, spadł na łąki. Dziś w tym miejscu znajduje się zalew Bagry. Podobnie jak wielu mieszkańców Prokocimia pobiegłem w kierunku upadku awionetki. Pilot jak szalony biegał wkoło i krzyczał: „Dajcie mechanika, ja chcę lecieć, ja im pokażę…”. Wśród zgromadzonych, oglądających smutne wydarzenie, był lekarz, który powiedział: „Zabierzcie go do przychodni, on jest w szoku…”. Tymczasem niemieckie samoloty już bez przeszkód latały nad Prokocimiem, żołnierze z broni pokładowej strzelali do patrzących ze strachem w niebo mieszkańców. Jeden z nich został zastrzelony.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Aresztowanie

Ale to dopiero początek. To, co najgorsze było jeszcze przyszłością. Tragedia, jakich wiele niósł czas wojny, dotknęła również Mariana Majchera i jego rodzinę. Kolejne tragiczne wydarzenia, które dobrze zapamiętał, są związane z 1942 r. - W czerwcu 1942 gestapo aresztowało grupę mężczyzn z Prokocimia - zaczyna opowiadać łamiącym się głosem. - Gdy mama się dowiedziała, że do Starej Wsi (część Prokocimia - przyp. red.) przybyli Niemcy, prosiła ojca, aby uciekał, ale on tylko odrzekł, że nie ma nic na sumieniu. I dodał jeszcze, że zna niemiecki, to się z żołnierzami dogada. Hitlerowcy wpadli do domu nad samym ranem, wrzeszczeli, kopali ojca, a on ani słowa do nich nie powiedział. Potem wywlekli go na dwór, następnie pognali do punktu zbornego. Razem z innymi aresztowanymi ojciec klęczał z podniesionymi do góry rękami aż do wieczora. Pilnowali ich niemieccy żołnierze. A dzień przed św. Janem był bardzo gorący… Mój rozmówca milknie, głos mu się załamuje, wspominanie tych wydarzeń jeszcze dziś boli.

Obóz

W książce pt. „Dzieje Janka Stawarza - kadeta z krakowskiego Prokocimia”, w rozdziale „Ucieczki prokocimskich więźniów z KL Auschwitz”, Mieczysław Zając opisuje również historię Franciszka Majchera. Autor książki pisze m.in.: „Po miesięcznym pobycie w więzieniu na Montelupich trafił do KL Auschwitz. Jechał tam w transporcie z grupą mieszkańców z Prokocimia (…) Transport przybył do obozu 24 lipca 1942 r. Majcher otrzymał tu numer 51468…”. Z dalszego opisu wynika, że więzień Franciszek Majcher miał się zdecydować na ucieczkę, chociaż nieznane są przyczyny tej decyzji. Z informacji zawartych w „Księdze Pamięci - Transporty Polaków do KL Auschwitz z Krakowa” wynika, że 6 sierpnia 1942 r. Franciszek Majcher został zastrzelony w trakcie ucieczki. Jednak Mieczysław Zając dotarł i do innych wiadomości, o czym pisze: „…w sporządzonym w obozie w języku niemieckim akcie zgonu (nr 18664/1942) znajduje się, obok danych o więźniu i jego rodzinie, informacja oparta na pisemnym oświadczeniu doktora medycyny Meyera, że przyczyną śmierci więźnia Majchera był zawał serca…”.
- Telegram z wiadomością, że ojciec zmarł w obozie śmiercią naturalną, hitlerowcy przysłali do domu - opowiada Marian Majcher. - Ale nikt w to nie uwierzył. Potem pojawiła się jeszcze inna wersja śmierci ojca. Według relacji Józefa Krzemienia, który z obozu wrócił, ojciec miał tam wykonywać pracę przy przenoszeniu cegieł. Podobno strażnik pilnujący więźniów kopnął ojca, który nie wytrzymał tego, złapał za cegłę i uderzył nią strażnika w głowę tak mocno, że ten później zmarł. Na to wydarzenie natychmiast zareagował drugi strażnik, który podbiegł i zabił walczącego o godność więźnia, strzelając do niego.
Pobyt w KL Auschwitz, tragiczna śmierć Franciszka Majchera miały jeszcze inny wymiar. Rodzina zdawała sobie sprawę, że ich nazwiska znają Niemcy, co powodowało dodatkowy strach. - Całą wojnę uciekałem, kryłem się przed Niemcami, często spałem w stodole - wspomina mój rozmówca.

Epitafium

Tak jak wielu tragicznie zmarłych w hitlerowskich obozach zagłady również ojciec Mariana Majchera nie ma swojego grobu, ale syn upamiętnił go, pisząc „Epitafium”, w którym czytamy m.in.: „…Dziś po moim ojcu pozostało to/Epitafium i epizod, nazwisko wyryte/Na kamieniu pomnika poległych/I kamienie w sercach jego synów…”.
Marian Majcher spisuje wspomnienia. Wierzy, że to ma sens. Ale wiele historii tych, którzy jeszcze pamiętają tamten okrutny czas, powoli odchodzi do przeszłości. Czy nam, Polakom wolno o tych wydarzeniach zapomnieć?

2011-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Czego uczy nas świętość Jana Pawła II? Msza św. z okazji obchodów 10. rocznicy kanonizacji papieża

2024-04-27 17:55

[ TEMATY ]

św. Jan Paweł II

@VaticanNewsPL

Odważny, zdecydowany, konsekwentny, człowiek pokoju, obrońca rodziny, godności każdego ludzkiego życia, prawdziwy i szczery przyjaciel młodych oraz wielka pobożność Maryjna - tak scharakteryzował św. Jana Pawła II kard. Angelo Comastri. Emerytowany archiprezbiter bazyliki watykańskiej w homilii podczas Mszy św. w Bazylice św. Piotra z okazji obchodów 10. rocznicy kanonizacji papieża Polaka starał się odpowiedzieć na pytanie: Czego uczy nas świętość Jana Pawła II - niezwykłego ucznia Jezusa w XX wieku?

Hierarcha nawiązał do dnia pogrzebu Jana Pawła II, 8 kwietnia 2005 roku na Placu Świętego Piotra, wspominając księgę Ewangelii, której strony zaczął przewracać wiatr. "W tym momencie wszyscy zadaliśmy sobie pytanie: `Kim był Jan Paweł II? Dlaczego tak bardzo go kochaliśmy?`" - powiedział kardynał i dodał: "Niewidzialna ręka przewracająca Ewangeliarz zdawała się mówić nam: `Odpowiedź jest w Ewangelii! Życie Jana Pawła II było nieustannym posłuszeństwem Ewangelii Jezusa, i z tego powodu - mówił nam wiatr! - z tego powodu go umiłowaliście!`"

CZYTAJ DALEJ

Święta Mama

Niedziela Ogólnopolska 17/2019, str. 12-13

[ TEMATY ]

św. Joanna Beretta Molla

Ewa Mika, Św. Joanna Beretta Molla /Archiwum parafii św. Antoniego w Toruniu

Jest przykładem dla matek, że życie dziecka jest darem. Niezależnie od wszystkiego.

Było to 25 lat temu, 24 kwietnia 1994 r., w piękny niedzielny poranek Plac św. Piotra od wczesnych godzin wypełniał się pielgrzymami, którzy pragnęli uczestniczyć w wyjątkowej uroczystości – ogłoszeniu matki rodziny błogosławioną. Wielu nie wiedziało, że wśród nich znajdował się 82-letni wówczas mąż Joanny Beretty Molli. Był skupiony, rozmodlony, wzruszony. Jego serce biło wdzięcznością wobec Boga, a także wobec Ojca Świętego Jana Pawła II. Zresztą często to podkreślał w prywatnej rozmowie. Twierdził, że wieczności mu nie starczy, by dziękować Panu Bogu za tak wspaniałą żonę. To pierwszy mąż w historii Kościoła, który doczekał wyniesienia do chwały ołtarzy swojej ukochanej małżonki. Dołączył do niej 3 kwietnia 2010 r., po 48 latach życia w samotności. Ten czas bez wspaniałej żony, matki ich dzieci, był dla niego okresem bardzo trudnym. Pozostawiona czwórka pociech wymagała od ojca wielkiej mobilizacji. Nauczony przez małżonkę, że w chwilach trudnych trzeba zwracać się do Bożej Opatrzności, czynił to każdego dnia. Wierząc w świętych obcowanie, prosił Joannę, by przychodziła mu z pomocą. Jak twierdził, wszystkie trudne sprawy zawsze się rozwiązywały.

CZYTAJ DALEJ

Zgierz: U Matki Bożej Dobrej Rady

2024-04-28 08:30

[ TEMATY ]

archidiecezja łódzka

Karol Porwich/Niedziela

W parafii Matki Boskiej Dobrej Rady w Zgierzu odbył się odpust parafialny, któremu przewodniczył bp Ireneusz Pękalski.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję