Reklama

Nauka krzyża mocą Bożą

Niedziela sosnowiecka 8/2012

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

PIOTR LORENC: - Każdy młodzieniec wstępując do seminarium duchownego pragnie zostać dobrym kapłanem, pracować w parafii, służyć wiernym sakramentami itd. Spodziewał się Ks. Biskup, że dostąpi aż tak wielkiej godności - zostanie biskupem?

BP PIOTR SKUCHA: - To jest bardzo trudne pytanie, bo można powiedzieć, że każdy żołnierz nosi buławę generalską w swoim plecaku. Niemniej jednak przy kapłaństwie jest nieco inaczej. Mianowicie, ważna jest chęć służby. Przy przyjęciu do seminarium wychowawcy zawsze pytają o motywy tej decyzji. Oczekiwana odpowiedź to służba drugiemu człowiekowi w imieniu Chrystusa, a nie zajmowanie stanowisk w hierarchii. Dlatego odpowiadając na pytanie muszę powiedzieć, że nie spodziewałem się, że zostanę biskupem, nigdy o tym nie myślałem, to przyszło samo.

- Jak Ks. Biskup odkrył swoje powołanie?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Powołanie zawdzięczamy Panu Bogu. Ja zaskakuję wszystkich mówiąc, że nigdy nie byłem ministrantem. To nie jest powód to dumy czy zaszczytu, ale tak się ułożyły warunki. Miałem trzy i pół kilometra do parafialnego kościoła. Od klasy 5 chodziłem dzień w dzień przez cały rok jedną trasą - albo do kościoła, albo do szkoły. Dni wolnych nie było. I tak przez siedem lat - trzy klasy szkoły podstawowej i cztery szkoły średniej. Nigdy nie było wypadku, bym nie poszedł. Co mogło wpłynąć na moją decyzję wstąpienia do seminarium? Do połowy klasy maturalnej myślałem o innych studiach - wybierałem się na fizykę jądrową na UJ w Krakowie. Tak byłem kierowany przez moich nauczycieli z liceum. Nawet brałem udział w dodatkowych zajęciach przygotowujących do egzaminów. Natomiast po świętach Bożego Narodzenia, a przed Nowym Rokiem, będąc w ostatniej klasie liceum, wziąłem udział w rekolekcjach dla maturzystów na Jasnej Górze. I tam zdecydowałem, że wstąpię do seminarium. Zrozumiałem, że przez kapłaństwo wiedzie droga mojego życia. Można powiedzieć, że to było nagłe uderzenie łaski Bożej. Tak jak u Szawła, z tym, że ja nie prześladowałem chrześcijan.

- Po skończeniu liceum zdecydował się Ks. Biskup wstąpić do seminarium diecezjalnego. A nie myślał Ks. Biskup o zakonie?

- Nigdy nie myślałem o wstąpieniu do zakonu. Nie miałem żadnego obrazu zakonnika w moim życiu. Natomiast codzienne spotykałem się z rzeczywistością parafialną, diecezjalną. W związku z tym zaraz po powrocie z rekolekcji umówiłem się z moim katechetą - kapłanem i wyjawiłem mu swoje plany. Dał mi adres Seminarium Diecezjalnego w Kielcach i powiedział, bym się tam udał. Nie za bardzo potrafiłem tam trafić, gdyż w Kielcach byłem tylko raz na wycieczce szkolnej, ale zapamiętałem gdzie jest katedra, a z opisu katechety wynikało, że seminarium znajduje się przy katedrze. No i pojechałem. Pamiętam dzień w którym składałem dokumenty do seminarium - było to 24 czerwca - dzień odpustu w mojej rodzinnej parafii.

- Jak rodzice Ks. Biskupa przyjęli wiadomość o wstąpieniu do seminarium?

- Powiedziałem im o tym, jak już złożyłem dokumenty w seminarium. Byli zaskoczeni, ale zadowoleni.

- Jak Ks. Biskup wspomina lata nauki i formacji w seminarium? Jakich wykładowców Ks. Biskup szczególnie zapamiętał?

- Muszę jeszcze powiedzieć o swojej sytuacji rodzinnej z okresu nauki w liceum. Otóż moi rodzice mieli dość duże gospodarstwo. I tak się złożyło, że w czasie nauki w liceum, mój ojciec zaczął chorować na serce i większość prac fizycznych, rolniczych musiałem wykonywać za niego, gdyż byłem najstarszy. Bywało, że wstawałem o drugiej w nocy, by popracować w polu, a na ósmą szedłem do szkoły. Po powrocie ze szkoły najpierw trzeba było zająć się gospodarstwem. Dopiero potem była nauka. Ale na szczęście potrafiłem to pogodzić. Nie musiałem się dużo uczyć, a wyniki miałem dość dobre. Kiedy po takiej szkole życia znalazłem się w środowisku seminaryjnym, gdzie nie miałem żadnych dodatkowych obowiązków - tylko naukę, to zupełnie mi się przestawił świat. Wypłynąłem na szerokie wody. Pamiętam, że wówczas przeczytałem mnóstwo rzeczy z literatury polskiej i światowej, nadrabiając pewne braki, a z czasem sięgałem po coraz bardziej specjalistyczne książki - z takich dziedzin, jak filozofia, teologia. Tak więc nauka w seminarium to czysta przyjemność. Nie miałem żadnych problemów ani z łaciną - która była największą zmorą studentów, ani z innymi przedmiotami. Wspominam seminarium jako bardzo dobrą szkołę. Pragnę nadmienić, że czas mojej nauki, przypadający na lata 1964-70, to także czas Soboru Watykańskiego II. Zarówno biskup kielecki Jan Jaroszewicz, jak i profesorowie, którzy byli w tym czasie w Rzymie, przywozili nam najświeższe informacje. Myśl soborowa była nam przekazywana od razu, jakby z marszu. Stąd wspominam ten czas fantastycznie. Zapamiętałem dobrze zajęcia z biblistą ks. prof. Józefem Kudasiewiczem, dogmatykiem ks. prof. Andrzejem Zuberbierem, czy z liturgistą ks. prof. Stanisławem Czerwikiem, by wspomnieć tych największych. W seminarium nauczyłem się też pewnej regularności i w pracy, i w życiu. Do dziś wstaję o 5.30, a kładę się spać o 22.00. Nigdy nie rozumiałem moich kolegów, którzy przygotowywali się do egzaminów w nocy, pili mocne kawy, wkładali nogi do miski z zimną wodą. Ja wstawałem wcześnie rano, przeczytałem raz materiał i potrafiłem zdać trzy egzaminy. I na dodatek byłem wypoczęty!

- I przyszedł dzień przyjęcia święceń kapłańskich…

- To też był pewnego rodzaju ewenement, bo święcenia przyjąłem 14 czerwca 1970 r. w swojej rodzinnej parafii. Siedmiu moich kolegów z rocznika było święconych dzień wcześniej, ja z kolegą świecenia otrzymałem w niedzielę w kościele w Proszowicach, a pozostała piątka przyjęła sakrament po południu w Miechowie. Było to możliwe dzięki temu, że długoletnim prokuratorem w seminarium był mój proboszcz z Proszowic, który był jednocześnie kolegą rocznikowym bp. Jana Jaroszewicza. Po święceniach zostałem skierowany do pracy duszpasterskiej w parafii w Książu Wielkim, niewielkiej wspólnocie między Miechowem a Jędrzejowem. I pracowałem tam rok.

- Ale studia w seminarium to nie wszystko, potem była dalsza nauka w Lublinie. Proszę o niej opowiedzieć...

- Dopiero po 12 miesiącach pracy w parafii podjąłem studia w Lublinie. Ale zanim to nastąpiło zostałem wezwany przez biskupa kieleckiego, który zakomunikował mi, że rada profesorów wytypowała mnie jako kandydata na dalsze studia. I zdarzyła się ciekawa sytuacja - pamiętam, że biskup zawiesił głos - zrozumiałem to jako pytanie, jakie studia chcę podjąć - powiedziałem, że chętnie bym poszedł na homiletykę. Biskup zamyślił się wówczas i powiedział, że najlepszym przygotowaniem do homiletyki jest studium Pisma Świętego. I do dziś przyznaję, że miał świętą rację. I tak zacząłem studia biblijne na KUL, zakończone po dwóch latach magisterium i licencjatem. Po tych studiach biskup zaproponował mi kolejny wyjazd, tym razem do Rzymu. W 1973 r. wyjechałem więc do Włoch. Zapisałem się do Biblicum - uczelni prowadzonej przez Jezuitów. Nadmienię tylko, że Biblicum to jedyna uczelnia na świecie, która nadaje stopnie naukowe ze znajomości Pisma Świętego. I tak zaczęły się trzy lata ciężkich studiów, głównie językowych. Musiałem opanować języki: grecki, hebrajski i aramejski. To była główna treść moich studiów. Udało mi się zdobyć licencjat biblijny, to był wstęp do doktoratu biblijnego.

- Ale to nie koniec nauki. Proszę powiedzieć jak wyglądała nauka w Ziemi Świętej, kto prowadził wykłady, jak Ks. Biskup zdawał egzaminy i z jakim wynikiem zakończył studia w Jerozolimie?

- W 1976 r. razem kolegą, który studiował ze mną w Lublinie i w Rzymie, napisaliśmy list do rektora Studium Biblicum Franciscanum w Jerozolimie z pytaniem czy istnieje możliwość kontynuowania naszych studiów w Ziemi Świętej. Otrzymaliśmy odpowiedź twierdzącą. Już w Jerozolimie spotkałem prof. Wirgiliusa Paxa, który urodził się w Berlinie i miał wielką sympatię do Polaków. Zwróciłem się więc do niego o pomoc w napisaniu doktoratu. Razem wypracowaliśmy temat pracy - dotyczył on teologii pustyni w Piśmie Świętym Starego Testamentu i w pismach qumrańskich. Największą zaletą studiów i trzyletniego pobytu w Jerozolimie było to, że w każdym tygodniu mieliśmy specjalne wykłady na temat topografii Jerozolimy. Polegało to na tym, że w każdy wtorek do południa mieliśmy wykłady, a po południu szliśmy zobaczyć jak wygląda miejsce o którym opowiadali nam profesorowie. Natomiast w czwartki nie mieliśmy zajęć tylko wyjeżdżaliśmy w teren. Dzięki temu poznałem całą Ziemię Świętą, każde miejsce, krok po kroku. Wyjeżdżaliśmy m.in. do Emaus, Nazaretu, Betlejem. W ramach tego były także 9-dniowe wyprawy na Synaj i do Jordanii. Te wyjazdy dały mi trzeci wymiar odczytywania Biblii. Pierwszy to czytanie Pisma Świętego w języku polskim, drugi to czytanie Biblii w językach oryginalnych, co daje wielkie możliwości zrozumienia tego, co było powiedziane w języku autora natchnionego, a trzeci wymiar to zobaczenie miejsc świętych na żywo. Stąd zrodziła się we mnie chęć odpłacenia za to, co otrzymałem. Dlatego tak chętnie wyjeżdżam z pielgrzymkami do Ziemi Świętej, by spłacić ten dług, który zaciągnąłem przez możliwość studiowania w Jerozolimie. Dość powiedzieć, że w pierwsze wakacje po skończeniu studiów poprowadziłem sześć pielgrzymek kapłanów po Ziemi Świętej. Mogę powiedzieć, że skończyłem cztery uczelnie. Na pierwszym miejscu seminarium w Kielcach, potem KUL, trzy lata w Rzymie i trzy lata w Jerozolimie. I każdy z tych obszarów studyjnych był krokiem we właściwą stronę. Dlatego cieszę się, że miałem to szczęście i możliwość nauki w tych miejscach. Jezuici w Rzymie zwracali uwagę na naukę języków biblijnych. Natomiast Franciszkanie zwracali uwagę na przyjęcie Pisma Świętego sercem. To doskonałe uzupełnienie. Co do ocen, to u Jezuitów w Rzymie skala ocen kończyła się na 10, więc jeśli ktoś otrzymał 5 to niestety nie zdawał egzaminu. Ja zaliczyłem główne studia w Rzymie na 9 lub 10. Natomiast w Jerozolimie skala zatrzymywała się na 30 punktach, ja uzyskałem 28.

- Czym Ks. Biskup zajął się po powrocie do kraju?

- Wróciłem do Polski na przełomie lutego i marca 1979 r. A że trwał już kolejny semestr, nie otrzymałem żadnych zajęć. Biskup kielecki zastanawiał się, co dalej ze mną zrobić. Miałem więc dużo czasu. Wykorzystując go pojechałem do Lublina. Bo muszę powiedzieć, że nie wydałem drukiem mojej pracy napisanej w Jerozolimie. Wobec tego nie mogłem przywieźć dyplomu. Miałem tylko świadectwo ukończenia studiów, a do doktoratu potrzebna była publikacja. Wobec tego po powrocie zacząłem się rozglądać w Polsce, czy nie dałoby się nostryfikować tego tytułu. Na szczęście w Lublinie spotkałem znajomego profesora, który zgodził się wypromować moją pracę pt. „Teologia pustyni w Starym Testamencie”. I tak w ciągu czterech miesięcy, od marca do czerwca, przetłumaczyłem moją pracę napisaną w języku włoskim, dodałem polską literaturę i obroniłem się jeszcze raz na KUL, uzyskując tytuł doktora nauk biblijnych.

- Przez lata był Ks. Biskup wykładowcą w kieleckim seminarium. Jakie przedmioty były Księdza Biskupa specjalnością?

- Jesienią 1979 r. otrzymałem powołanie na wykładowcę języka greckiego, języka hebrajskiego, wprowadzenia do Pisma Świętego, geografii biblijnej, egzegezy Starego Testamentu. Miałem sporo zajęć i na nadmiar wolnego czasu nie narzekałem. Pod moim kierunkiem 33 osoby napisały prace magisterskie.

- Był i jest Ks. Biskup zaangażowany w redagowanie i wydawanie „Współczesnej ambony” - periodyku poświęconego homiletyce…

- W 1983 r. wznowiono wydawanie kwartalnika „Współczesna ambona”. I ja wówczas zostałem włączony do grona redaktorów. Moja rola polegała na pisaniu artykułów. Drukowałem pomoce do kazań, rozważania, opublikowana została moja praca doktorska, homilie pasyjne, komentarze. Natomiast w 1986 r. zostałem zastępcą redaktora naczelnego, którym był bp Jaworski. Ale to trwało krótko, bo gdy przyjąłem sakrę biskupią w 1987 r. zostałem redaktorem naczelnym. I pełniłem tę funkcję do 1992 r., czyli do czasu, gdy zostałem przeniesiony do diecezji sosnowieckiej. Ale do dziś utrzymuję kontakt z redakcją i moje teksty pojawiają się na łamach pisma.

- Jest Ks. Biskup znany również i z tego, że organizuje, oprowadza pielgrzymki po Ziemi Świętej. Proszę powiedzieć ile ich już było i jakie mają znaczenie w posłudze duszpasterskiej Ks. Biskupa?

- Muszę powiedzieć, że na ten rys mojej działalności duszpasterskiej zwrócił bardzo mocno uwagę Benedykt XVI podczas wizyty Ad limina apostolorum. Powiedział mi, że to jest najlepsza praca pastoralna, bo przez cały czas uczestnicy są do mojej dyspozycji. Nie ma wspanialszych rekolekcji niż wyjazd do Ziemi Świętej i możliwość poznania tych miejsc. Tych pielgrzymek przeprowadziłem już ponad 100. Nawet z Kustodii Ziemi Świętej otrzymałem złoty medal przyznawany osobom, które w szczególny sposób propagują ideę pielgrzymowania. Ale to nie jedyne wyróżnienie, bo i z Ministerstwa Turystyki Izraela kilka razy otrzymywałem dyplomy. Wielokrotnie jestem pytany czy nie męczą mnie pielgrzymki. I muszę powiedzieć, że nie, bo każdorazowo mam innych ludzi. I to mnie dopinguje, mobilizuje.

- Jak i kiedy został Ks. Biskup Rycerzem Bożego Grobu i z czym wiąże się przynależność do tego zakonu?

- Zakon Rycerzy Bożego Grobu w Jerozolimie ma bogate tradycje. Kiedyś rycerze walczyli mieczem, teraz walczą przykładem. Mamy bronić wiary i opiekować się miejscami świętymi w Ziemi Jezusa. Zostałem powołany w 2000 r. Inwestytura - czyli uroczyste włączenie w szeregi zakonu - odbyła się wówczas we Wrocławiu.

- Pamięta Ks. Biskup moment, gdy dowiedział się, że zostanie mianowany biskupem? Jakie myśli, emocje, refleksje temu towarzyszyły?

Reklama

- Tego się nie da zapomnieć. Pamiętam bardzo dokładnie. Pewnego listopadowego dnia przyjechał do mnie kapelan bp Stanisława Szymeckiego, który przebywał na rekolekcjach na Jasnej Górze i przywiózł mi mały liścik, w którym było napisane bym na drugi dzień stawił się u prymasa, w sutannie, i bym wyjazd zachował w tajemnicy. Tak się złożyło, że na drugi dzień rektor naszego seminarium zwołał radę wydziału. I powinienem tam być. A biskup wyraźnie napisał bym nikomu nic nie wspominał. Musiałem się nieźle nagimnastykować, by zachować dyskrecję. Ale w końcu pojechałem. Tam poszedłem do prymasa Józefa Glempa, który oznajmił mi, że zostałem przewidziany na biskupa pomocniczego w Kielcach. Dopiero 18 grudnia 1986 r. ta wiadomość została oficjalnie ogłoszona. Sakrę biskupią przyjąłem 15 lutego 1987 r. Czekaliśmy tak długo, bo wcześniej kard. Glemp nie miał wolnego terminu.

- Jak Ks. Biskup wspomina początki diecezji sosnowieckiej i jak wygląda posługa Ks. Biskupa w diecezji?

- Kiedy przyjechałem do Sosnowca byłem jedynym konsekrowanym biskupem. Bp Adam Śmigielski czekał na konsekrację, podobnie było z ks. Pieronkiem. W tej sytuacji abp Stanisław Nowak został administratorem diecezji sosnowieckiej, ale miał dużo pracy w swojej archidiecezji częstochowskiej, więc odręcznym pismem upoważnił mnie, bym do czasu konsekracji bp. Śmigielskiego kierował diecezją sosnowiecką. Był to bardzo intensywny czas. Dodatkowo zostałem mianowany przez Jana Pawła II wizytatorem seminariów. Ale wszystko udało się pogodzić.

- Jak z perspektywy przeżytych pielgrzymek do Ziemi Świętej, niezliczonych wykładów, konferencji, homilii i spotkań z różnymi ludźmi na różnych kontynentach mówić współczesnemu człowiekowi o Bogu, o Ewangelii?

- Odpowiedź jest bardzo prosta: trzeba mówić o Bogu i świadczyć własnym życiem.

- W swojej długiej posłudze biskupiej spotykał się Ks. Biskup niejednokrotnie z bł. Janem Pawłem II. Jakie to były spotkania, co wnosiły do Ks. Biskupa życia i posługi?

- Spotykałem się z bł. Janem Pawłem II wielokrotnie, głównie w Rzymie, ale i podczas jego pielgrzymek do Polski. Ciekawa rzecz, że zapamiętał mnie jako biskupa kieleckiego. Był człowiekiem bardzo serdecznym, otwartym, ale i uważnym.

- Czym zajmuje się Ks. Biskup w wolnym czasie?

- Lubię podróżować. Ale wyjazdów nie traktuję turystycznie, są to pielgrzymki, dzięki którym poznaję nowe miejsca, ludzi, religijność innych narodów. Dużo też czytam.

2012-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

8 lat temu zmarł ks. Jan Kaczkowski

2024-03-27 22:11

[ TEMATY ]

Ks. Jan Kaczkowski

Piotr Drzewiecki

Ks. dr Jan Kaczkowski

 Ks. dr Jan Kaczkowski

28 marca 2016 r. w wieku 38 lat zmarł ks. Jan Kaczkowski, charyzmatyczny duszpasterz, twórca Hospicjum św. o. Pio w Pucku, autor i współautor popularnych książek. Chorował na glejaka - nowotwór ośrodka układu nerwowego. Sam będąc chory, pokazywał, jak przeżywać chorobę i cierpienie - uczył pogody, humory i dystansu.

Ks. Jan Kaczkowski urodził się 19 lipca 1977 r. w Gdyni. Był bioetykiem, organizatorem i dyrektorem Puckiego Hospicjum pw. św. Ojca Pio. W ciągu dwóch lat wykryto u niego dwa nowotwory – najpierw nerki, którego udało się zaleczyć, a później glejaka mózgu czwartego stopnia. Po operacjach poddawany kolejnym chemioterapiom, nadal pracował na rzecz hospicjum i służy jego pacjentom. W BoskiejTV prowadził swój vlog „Smak Życia”.

Podziel się cytatem

CZYTAJ DALEJ

Tajemnica Wielkiego Czwartku wciąga nas w przepastną ciszę Ciemnicy

[ TEMATY ]

Wielki Czwartek

Karol Porwich/Niedziela

Święte Triduum – dni, których nie można przegapić. Dni, które trzeba nasączyć modlitwą i trwaniem przy Jezusie.

Święte Triduum to dni wielkiej Obecności i... Nieobecności Jezusa. Tajemnica Wielkiego Czwartku – z ustanowieniem Eucharystii i kapłaństwa – wciąga nas w przepastną ciszę Ciemnicy.

CZYTAJ DALEJ

Kard. Ryś: zawsze możesz spełnić czyn miłości! | Wielki Czwartek

2024-03-28 20:30

[ TEMATY ]

archidiecezja łódzka

– Jeśli nie ma wrażliwości na siebie nawzajem, jeśli nie ma wzajemnego, w duchu, klęknięcia przed sobą, żeby obmyć sobie nogi, to spożywanie Ciała i Krwi Pańskiej z ołtarza, jest spożywaniem potępienia, to mówi św. Paweł – powiedział kard. Ryś podczas Mszy Wieczerzy Pańskiej. 

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję