Reklama

Przeniknąć codzienność Bożą obecnością

Niedziela warszawska 23/2012

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

MATEUSZ KRAWCZYK: - „Boże Ciało” czy raczej uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa? Czy przez to uproszczenie nie tracimy jakiejś ważnej myśli tego święta?

KS. JÓZEF GÓRZYŃSKI: - Jak w każdym uproszczeniu - zawsze coś się gubi. Nazwa potoczna, a „Boże Ciało” jest właśnie nazwą potoczną, stanowi pewne uproszczenie i dokumenty Kościoła nigdy nie podają jej w takiej formie. Jednak, gdy używa się pewnego skrótu myślowego, ważne jest, by był on trafny - w tym przypadku zdecydowanie jest. Choć oczywiście nie oddaje w pełni tego, co cała nazwa.

- A co ona oddaje? Jakie jest przesłanie teologiczne uroczystości?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Sięgając do początków, chodzi o uczczenie sakramentu Eucharystii. Ściślej rzecz ujmując - o dostrzeżenie i podkreślenie w tym sakramencie realnej obecności Jezusa Chrystusa. Nabiera to szczególnego znaczenia wtedy, kiedy w dyskusji z protestantyzmem pojawia się jej zakwestionowanie. Katolicy odczuwają wtedy potrzebę pokazania, wręcz zademonstrowania swojej wiary.

- Czy właśnie dlatego narodziło się to święto - jako reakcja na protestanckie zaprzeczenie realnej obecności Pana Jezusa w postaciach eucharystycznych?

- Nie, ta uroczystość jest o wiele starsza. Korzeniami sięga do 1245 r., do prywatnych objawień Julianny - przeoryszy klasztoru augustianek w Mont Cornillon w pobliżu Liège. Dostrzegła ona w świętowaniu chrześcijańskim brak wystarczającego podkreślenia prawdy o Najświętszym Sakramencie. Prosiła wtedy, by Kościół takie święto ustanowił. Cała historia zaczyna się właśnie od tego.

Reklama

- Często się zdarza, że objawienia prywatne są motywem do ustanowienia nowego święta?

- Nie ma wielu takich świąt. Objawienia prywatne, co do natury swojej, nie wprowadzają nowych treści do wiary, natomiast zwracają uwagę na coś, co nie zostało dotąd wystarczająco mocno dostrzeżone. Świetnym przykładem, dla nas bardzo wyrazistym, jest święto Miłosierdzia Bożego. Gdy je wprowadzono w drugą niedzielę wielkanocną, nie zmieniono żadnej modlitwy z tych, które były wcześniej przewidziane podczas liturgii - są to dokładnie te same treści. Widać jednak, że nie dość wyraźnie je dostrzegaliśmy, skoro Pan Bóg dał sygnał przez s. Faustynę Kowalską, by zwrócić większą uwagę na miłosierdzie.
Tak samo było z objawieniami Julianny. Tu jednak, niejako na potwierdzenie objawień, pojawił się jeszcze jeden czynnik - cud eucharystyczny. Miał on miejsce w Bolsenie, niedaleko pobliskiego Orvieto - miejsca przebywania papieża. Podczas Eucharystii wylała się tam na korporał Krew Pańska. Ta relikwia została wkrótce przeniesiona do katedry w Orvieto, gdzie jest do dzisiaj.

- Wtedy zaczęto obchodzić uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa?

- Tak. Był to niejako bezpośredni impuls. Papież Urban IV, wychodząc naprzeciw tym znakom oraz prośbom mistyczki, ustanowił święto lokalne dla Państwa Kościelnego w 1264 r. Dopiero później dla całego regionu, wreszcie zaczął obchodzić je cały Kościół powszechny.

- Czy od razu Boże Ciało wiązało się z procesją?

- Różnie. Świętowanie nie zawsze było tak okazałe. Natomiast z czasem rzeczywiście nabrało pewnego rozmachu i oprócz samego święta, dołączyła do niego - jak podczas innych uroczystych celebracji - procesja. Ta procesja ma szczególny przepych zwłaszcza tam, gdzie przebywa Ojciec Święty. Później było to także naśladowane w tych krajach, gdzie miało miejsce zetknięcie z protestantyzmem. Szczególnego splendoru nabrała ta uroczystość właśnie wtedy, gdy rodzi się dyskusja wokół Najświętszego Sakramentu. Chrześcijanie-katolicy odczuwali potrzebę podkreślenia swojej wiary w realną obecność Chrystusa w Ciele i Krwi.

- Czy również w Polsce istniała taka potrzeba manifestacji wiary w zetknięciu z protestantyzmem?

- Tak. Był czas, gdy protestantyzacja, szczególnie warstw wyższych, następowała w sposób znaczący i daleko posunięty. Największe rody magnackie i szlacheckie przechodziły lawinowo na protestantyzm. Mimo że „kontrdziałanie” i reakcja nigdy nie były jedynym powodem organizowania procesji, to stanowiły one zawsze demonstrację wiary. Takie jest również ich znaczenie dzisiaj. Jeśli wychodzimy z procesją na zewnątrz i robimy to w tak okazały i wyrazisty sposób, to właśnie dlatego, że rozumiemy to jako potrzebę zamanifestowania naszej wiary.

- Zatem procesje mają równie ważną i doniosłą rolę zarówno na wsiach, jak i w miastach?

- Oczywiście. Być może pod pewnymi względami nawet bardziej w wielkich ośrodkach miejskich. Jeśli ideą jest zademonstrowanie naszego przekonania, naszego wyznania wiary w obecność eucharystyczną Pana Jezusa, to w mieście potrzeba ta wydaje się większa. A to dlatego, że mamy tu całe środowiska nienaznaczone wiarą chrześcijańską - całe osiedla, miejsca, gdzie nie ma kapliczek, krzyży przydrożnych ani innych religijnych znaków. Dlatego wejście w ten, bardzo zeświecczały niekiedy, wymiar jest tu bardzo istotne.

- Czy rzeczywiście takie procesje są w stanie przyciągnąć ludzi do Kościoła, zachęcić ich do wiary?

- Tak. My, proboszczowie, wiemy to z doświadczenia. Jest wiele osób, które w ciągu roku uczestniczą tylko w kilku uroczystościach, wśród nich są zazwyczaj bardzo okazałe celebracje, m.in. właśnie Boże Ciało. Pozwalają one włączać się uczestnikom w duchowe treści, nawet jeśli przychodzą oni tam raczej z powodu tradycji. Zawsze jest to niewątpliwie szansa. I to taka, która, można by powiedzieć, „wychodzi do wiernych” w dosłownym tego słowa znaczeniu.
Wiąże się z tym również bardzo istotna myśl - chodzi o samą ideę, która ściśle wiąże się z naszą wiarą. Kiedy Msza św. się kończy, następuje posłanie - „Idźcie w pokoju Chrystusa”, „Idźcie ofiara spełniona”. To „idźcie” Kościół rozumiał zawsze jako: „zanieście” doświadczenie tego, co tutaj przeżyliście, doświadczenie spotkania z Chrystusem w waszą codzienność. Procesja eucharystyczna jest świadomym wyjściem z kościoła i wejściem w taki świat, jakim on jest. W świat, który zawsze potrzebuje świadectwa. Czy idzie osiedlem, czy też wioską, zawsze przenika życie, codzienność Bożą obecnością i tam wnosi Chrystusa. To daje szansę spotkania z Chrystusem. Sposób, w jaki ta szansa zostanie wykorzystana, jest zawsze indywidualnym doświadczeniem i zadaniem każdego człowieka, bo taka jest nasza wiara. Niewątpliwie daje jednak okazję do przeżycia czegoś, co w ciągu roku nie jest ich częstym doświadczeniem.

- Czym się różnią procesje wiejskie od tych organizowanych w większych miastach?

- Trzeba zaznaczyć, że początki tych procesji mają miejsce w późnym średniowieczu, kiedy tzw. liturgia wiejska nie istnieje. Wielkie procesje, które się kiedyś odbywały, rodziły się w miastach - taki był ich charakter i tak pozostało do dziś.
Jest oczywiste, że wieś inaczej przekazuje tradycję - pewna ciągłość kultury jest tam mniej zachwiana niż w mieście, gdzie rzeczy dzieją się gwałtowniej, szybciej dokonują się przemiany. Dzisiaj, gdy ludzie przyjeżdżają do miast, nie zawsze mają ochotę tworzyć jednorodne środowisko. Stąd w takich wspólnych znakach - jakimi są procesje Bożego Ciała - wielu z nich się odnajduje. Szczególnie wyraźnie można to zaobserwować w wielkich parafiach miejskich. Tu procesje stanowią niezwykle mocny element jednoczący ludzi.
I choć sama idea i duchowość tego wydarzenia jest oczywiście wspólna i jedna, to rzeczywiście może istnieć wiele różnych lokalnych zwyczajów różniących procesje miast i wsi - choćby stroje ludowe. Ma to miejsce np. w Orvieto, gdzie do dziś w uroczystości uczestniczą ludzie w ubiorach z czasów pierwszych procesji. W trakcie święta niesiony jest tam również korporał, na który wylała się Krew Chrystusa podczas cudu eucharystycznego w Bolsenie. Oczywiście również tradycja wiejska w niektórych obrządkach przeniknęła w pewnym sensie do miast.

- Zrywanie gałązek brzozowych umieszczanych przy ołtarzach jest tradycją wywodzącą się ze wsi. Co tak naprawdę oznacza ten gest i czemu służy?

- Każdej obrzędowości towarzyszy również potrzeba wyrażenia się w znakach, które ukazują pewne głębokie treści. Są znaki podstawowe i fundamentalne, które Kościół ustanawia, o które dba, by były wyraziste i zrozumiałe. Są i takie, które ludzie „dopowiadają” sobie do tych treści, które są główną osią celebracji. Jednym z takich znaków jest właśnie zrywanie gałązek. Jednak i to nie jest tradycją powszechną, a lokalną. Są one zrywane, ponieważ istnieje wśród ludzi potrzeba, by mieć jakiś materialny znak udziału w tym święcie. Nastąpiła tutaj bardzo prosta interpretacja - ta żywa gałązka, która była „uczestnikiem” celebracji, staje się znakiem, który przenosi w naszą codzienność duchowe treści przeżytego wydarzenia. Chodzi głównie o samą łaskę Bożą, którą otrzymujemy od Boga - chcemy ją przenieść w nasze życie. Choć bywa, że nie jest ten znak poprawnie odczytywany, to niewątpliwie taka chęć - by ich codzienność miała udział w tej uroczystej rzeczywistości - jest bardzo poprawna i właściwa dla ludzi wierzących.

- Zna ksiądz jakieś tradycje specyficzne dla samej Warszawy?

- Niewątpliwie jak każda procesja wielkiego miasta, również ta warszawska miała swoje własne tradycje. Przytoczę jedną, bardzo wyrazistą. Naszą tradycją przedwojenną, która była kultywowana również po wojnie, było to, że prymasa prowadzącego warszawską procesję Bożego Ciała podtrzymywał prezydent. Wspieranie niosącego monstrancję z Najświętszym Sakramentem było najwyższym przywilejem, przywilejem prezydenta. Co ciekawe, po wojnie nawet Bolesław Bierut czynił zadość tej tradycji.

- Wróćmy jeszcze na chwilę do przeniesienia doświadczenia procesji w naszą codzienność. Jakie treści katolik powinien z tego święta wynieść dla siebie, dla swojego życia duchowego?

- Można powiedzieć, że nie ma tu żadnej nowości w stosunku do tajemnicy Eucharystii. Są to treści eucharystyczne - uobecnienie dzieła zbawczego Jezusa Chrystusa. Tak jak je dzisiaj tłumaczymy, tak Kościół rozumie to, czym jest Msza św. Procesja eucharystyczna nie jest żadnym dodatkiem do tych treści, jest raczej wyrażeniem w znakach głębi tej tajemnicy. A tajemnica Eucharystii jest fundamentem i podstawą życia każdego katolika.

2012-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Dziś Wielki Piątek - patrzymy na krzyż

[ TEMATY ]

Wielki Piątek

Karol Porwich/Niedziela

Wielki Piątek jest dramatycznym dniem sądu, męki i śmierci Chrystusa. Jest to dzień, kiedy nie jest sprawowana Msza św. W kościołach odprawiana jest natomiast Liturgia Męki Pańskiej, a na ulicach wielu miast sprawowana jest publicznie Droga Krzyżowa. Jest to dzień postu ścisłego.

Piątek jest w zasadzie pierwszym dniem Triduum Paschalnego. Dni najważniejszych Świąt Kościoła są bowiem liczone zgodnie z tradycją żydowską, od zachodu słońca.

CZYTAJ DALEJ

Wielki Piątek. Dzień postu ścisłego

[ TEMATY ]

post

Wielki Piątek

Karol Porwich/Niedziela

Wielki Piątek jest dniem sądu, męki i śmierci Chrystusa. To jedyny dzień w roku, kiedy nie jest sprawowana Msza św., a w kościołach odprawiana jest Liturgia Męki Pańskiej. Na ulicach wielu miast sprawowana jest publicznie Droga Krzyżowa. Tego dnia obowiązuje post ścisły i wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych. Są jednak osoby, które pościć nie muszą.

– Jeśli Wielki Piątek jest dniem pełnym smutku, to jednocześnie jest najwłaściwszym dniem dla obudzenia na nowo naszej wiary, dla umocnienia naszej nadziei i odwagi niesienia przez każdego swego krzyża z pokorą, ufnością i zdaniem się na Boga, mając przy tym pewność wsparcia przez Niego i Jego zwycięstwa. Liturgia w tym dniu śpiewa: „O Crux, ave, spes unica – Witaj, Krzyżu, nadziejo jedyna!” – tak sens liturgii wielkopiątkowej wyjaśniał w jednej z katechez w minionych latach papież Benedykt XVI.

CZYTAJ DALEJ

O niemieckiej zbrodni

2024-03-29 15:23

Instytut Pamięci Narodowej Delegatura w Kielcach zaprasza do udziału w panelu dyskusyjnym pt. „Wokół niemieckiej zbrodni na rodzinie Ulmów z Markowej oraz pomocy Żydom przez Polaków. Spojrzenie różnych perspektyw”. Spotkanie odbędzie się w 25 marca o godz. 17 w Centrum Edukacyjnym Instytutu Pamięci Narodowej „Przystanek Historia” ul. Warszawska 5 w Kielcach. 24 marca 1944 roku niemieckie formacje policyjne złożone z żandarmów i policji granatowej z Łańcuta przybyły do zabudowań rodziny Józefa i Wiktorii Ulmów zamieszkujących Markową w dystrykcie krakowskim. Rodzina ta ukrywała ośmioro Żydów: Saula Goldmana z Łańcuta wraz z czterema synami: Baruch, Joachim, Mechel i Mojżesz oraz dwóch ich krewnych z domu Goldman – Gołdy Grünfeld i jej siostry Lei Didner z córką Reszlą. W myśl niemieckiego prawa okupacyjnego małżeństwo

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję