Reklama

Homilia bp. Mariana Rojka wygłoszona podczas uroczystego ingresu do katedry zamojskiej

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

W imię Trójjedynego, który każdemu z nas daje właściwe powołanie, pozdrawiam u progu pasterskiej posługi, jako trzeci biskup zamojsko-lubaczowskiego Kościoła wszystkich diecezjan powierzonych mojej pieczy. Szczególnie serdecznie pośród przybyłych gości witam nuncjusza apostolskiego w Polsce abp. Celestino Migliore, a w jego osobie oddaję należne uszanowanie i wdzięczność Ojcu Świętemu Benedyktowi XVI. Wyrazy synowskiego oddania przekazuję naszemu metropolicie, a memu dotychczasowemu pasterzowi diecezji przemyskiej i przewodniczącemu Konferencji Episkopatu Polski abp. Józefowi Michalikowi, a także raduję się obecnością przybyłych na ingres księży arcybiskupów i biskupów. Pragnę zauważyć prawosławnego abp. Abla i podziękować dotychczasowemu swemu współbratu z Przemyśla bp. Adamowi oraz za modlitwę arcybiskupowi seniorowi Ignacemu Tokarczukowi. Wszystkim dziękuję za przyjęcie zaproszenia oraz trud podróży na naszą Roztoczańską ziemię - ten wielowiekowy skarbiec wiary i kultury. Pozdrawiam mego poprzednika na katedrze zamojsko-lubaczowskiej, a obecnie metropolitę częstochowskiego, abp. Wacława Depo, oraz witam bp. Mariusza Leszczyńskiego, spełniającego przez okres kilku miesięcy urząd administratora diecezji zamojsko-lubaczowskiej, a także słowo pozdrowienia kieruję pod adresem biskupa seniora Jana Śrutwy, pierwszego pasterza tej diecezji (...).
Siostry i Bracia w Chrystusie, teraz zgromadziliśmy się w tej przepięknej renesansowej katedrze, sięgającej swymi początkami aż do wieku XVI, o której bł. Jan Paweł II 12 czerwca 1999 r. podczas liturgii Słowa, nawiedzając to miasto ze sławną Akademią Zamojską, trzecią po Krakowie i Wilnie wyższą uczelnią Rzeczypospolitej, powiedział: „Ta świątynia kryje w sobie nie tylko wspaniałe zabytki architektury i sztuki religijnej, ale również prochy tych, którzy tę wielką tradycję tworzyli”. Otórz razem stajemy wokół szczególnego miejsca, jakim jest ołtarz. Tu jako wspólnota lokalnego Kościoła uczestniczymy w ofierze oraz uczcie Jezusa Chrystusa, karmiąc się Chlebem życia i tą drogą chcemy wszyscy zdążać do świętości. Wchodząc w progi tej szlachetnej świątyni, matki wszystkich kościołów i kaplic, w których gromadzą się wierni zamojsko-lubaczowscy, na początku liturgii związanej z ingresem do tej katedry administrator diecezji bp Mariusz (Leszczyński) przekazał w symboliczny sposób w moje ręce klucze do jej drzwi. One stają się dla mnie znakiem Bożej łaski, jaką dobry pasterz pragnie obdarzyć wszystkich na różny sposób przynależących do wspólnoty tego Kościoła, i proponuję, aby właśnie ten obraz w duszpasterskim roku „Kościół naszym domem” był ideą przewodnią tego zamyślenia nad wydarzeniem, w którym uczestniczymy.
Pamiętam do dnia dzisiejszego z dziecięcych lat przykład szczególnego zaufania, jaki mi okazali rodzice. Otóż oni powierzyli w moje ręce osobny, przeznaczony wyłącznie dla mnie klucz do naszego mieszkania. Przypominam sobie, iż wyglądało to w taki sposób… Miałem wówczas chyba osiem albo dziewięć lat, i mówi do mnie moja mama: Ponieważ ja zaczynam pracę i nie będzie mnie w domu, jak ty wracasz po lekcjach, jak to było do tej pory, dlatego razem z tatą postanowiliśmy - jesteś już na tyle odpowiedzialny za siebie i za rodzeństwo, aby otrzymać własny klucz do mieszkania. Dlatego proszę cię, bądź uważny na ten klucz, abyś go nie zgubił, gdyż nim możesz mieszkanie otworzyć i zamknąć. Przez ten klucz masz możliwość do tego, aby drugiego człowieka wpuścić do naszego domu albo też i nie wprowadzać go tam; to może być przyjaciel i znajomy - ten, kto wejdzie do naszego mieszkania. Ale to może być również ktoś obcy, co przychodzi i chce się wcisnąć w ten dom ze złymi intencjami oraz podłymi zamiarami. Przypominam sobie, iż tato mówił do mnie mniej więcej tak: Zastanów się dobrze i wybierz sobie jakąś bezpieczną skrytkę, ale taką, by jej nikt nie zauważył ani nie potrafił odkryć. Tam będziesz mógł sobie ten klucz schować, abyś go nie zgubił. I kiedy wrócisz ze szkoły to możesz spokojnie wejść sobie do mieszkania i samemu otworzyć jego wejściowe drzwi dla siebie i dla rodzeństwa. Pamiętajcie, że będziecie w domu sami. To może być dla was coś wspaniałego, ale możecie też się bać, doznając jakiegoś lęku. Oto od ciebie zależy, czy sobie zostawisz ten klucz w zamku od środka i zadecydujesz - zamykam drzwi na klucz, czy też nie. Proszę cię, bądź rozważny i mądry. Gdy ktoś zadzwoni do drzwi, popatrz sobie delikatnie i cicho przez ten wziernik w drzwiach, przyglądnij się dobrze, czy znasz tę osobę; gdy jej nie znasz, to odejdź od drzwi i jej nie otwieraj. Kto to był można się przecież później dowiedzieć. Gdy osobę, którą zobaczysz przez to oczko dobrze znasz i czujesz się wobec niej spokojny oraz bezpieczny, możesz wówczas drzwi otworzyć… Sam się dziwię, dziwię się temu, że tamtą rozmowę z rodzicami pamiętam do dziś, gdyż to była dla mnie szczególna chwila, gdy mama i tato odwoływali się do mojej dojrzałości oraz do odpowiedzialności, przez to, że otrzymałem mój własny, indywidualny klucz do całego mieszkania. Teraz ode mnie zależało co ja z tym kluczem zrobię; dom zamknę czy też otworzę… I dzisiaj, kiedy decyzją Ojca Świętego Benedykta XVI przez posługę nuncjusza apostolskiego w Polsce abp. Celestino Migliore oraz przez dłonie administratora diecezji bp. Mariusza Leszczyńskiego, jako symbol mianowania mnie jako biskupa zamojsko-lubaczowskiego otrzymałem te klucze do tego lokalnego Kościoła, który jest naszym domem, przypomniało mi się tamto wydarzenie sprzed tylu lat. Stoję wobec tego wszystkiego zadziwiony, zaskoczony i onieśmielony. Przecież to, co się teraz dokonuje - czy to nie jest moment napełniony jakimś istotnym pytaniem, które muszę do siebie samego skierować? Czy ja rzeczywiście jestem dojrzały do podjęcia tej odpowiedzialności? Jaką odwagę ma Jezus Chrystus, iż człowiekowi słabemu poprzez Boże łaski i dary, na drodze wyboru oraz misji powierza swoiste klucze do dusz wiernych tej diecezji i mówi mi: Możesz nimi otwierać ich serca na codzienne wzrastanie w świętości, ale też pamiętaj o tym, iż każdy człowiek jako istota wolna jest w stanie samodzielnie zamknąć dostęp do swego duchowego wnętrza dla Bożej Łaski. (…)
Drodzy kapłani zamojsko-lubaczowscy, pozwólcie, że zapytam: Czy w służebnym posługiwaniu wiernym tego Kościoła znacie klucze dostępu do serc waszych parafian? Wiecie, w jaki sposób je zdobywać dla Chrystusa? Czy rzeczywiście posiadacie znajomość kodów otwierających oczy, serce, życie, miłość osób wam powierzonych - by otworzyć i rozeznać te ludzkie dusze, ich troski, niepokoje, choroby, lęki, pragnienia oraz nadzieje? Ja też będę się starał znaleźć drogę dotarcia do waszych kapłańskich serc.
Siostry i bracia, każdy z nas zgodnie ze swoim powołaniem, otwierając się na wspólną łaskę, będziemy razem takich kluczy szukać. W Chrystusowym Kościele trzeba nam się uczyć otwierania na to, co w życiu jest najważniejsze, gdyż największą tragedią jest taka sytuacja, gdy na przykład duszpasterze nie mają takiego klucza, nie potrafią tych owieczek otworzyć na miłość, na prawdziwe wartości - na Boga, na dobroć, na drugiego człowieka, na Boga, na rodzinę, ale też na polską patriotyczną oraz chrześcijańską tradycję. Najsmutniejsze jest to, gdy próbując manipulować przy tym przedziwnym zamku ludzkiego serca, jego wrażliwości, zamiast go otwierać, bardziej go zamykamy, komplikujemy dostęp do tajemnicy tej osoby. Koniecznie trzeba, miłując dawać namacalne przekonanie o tym, że nasze chrześcijańskie serce jest otwarte; iż zamek mej wewnętrznej bramy nie jest skomplikowany, że drzwi naszego ducha są zawsze gotowe na przyjęcie w geście otwartości także w znaku przebaczenia, jak biblijny miłosierny ojciec wobec marnotrawnego syna. Ewangelie mówią nam o tym, jak Pan Jezus stosuje odpowiedni klucz do każdego ludzkiego serca. Dużo wymaga od Piotra, który ma być skałą. Temperuje zapał Jana i Jakuba, wychodzi naprzeciw niedowierzania Tomasza Apostoła, inaczej traktuje Nikodema i nietypowo rozmawia z Samarytanką. Jego podejście do Marty różni się od traktowania jej rodzonej siostry Marii. Dobry Pasterz zna każdą owcę i pociąga pojedynczo do siebie w odpowiedni sposób. Warto pamiętać o tym, że nawet wśród bliskich w rodzinnym domu też są różne charaktery, osobowości, temperamenty, każdy jest niepowtarzalny. Inny jest kod dostępu do serca dziecka, odmienny do ojca czy do matki, również babcia i dziadzio mają swoją ścieżkę, po której można do nich dotrzeć. Jak nie wierzycie, zapytajcie wnuków, oni wam powiedzą. Jeszcze inaczej trzeba nam docierać do osób po ludzku spełnionych, ale też i do chorych, dźwigających różnorakie krzyże, a także strapienia, do starszych, niepełnosprawnych, do ludzi bez pracy, bez domu, bez nadziei, a współcześnie prawdziwym szczęściem jest dotrzeć do ludzi młodych. Dlatego dziękuję szczególnie tym wszystkim - rodzicom, duszpasterzom, katechetom, siostrom zakonnym, wychowawcom - co samych siebie, swój czas i to, co posiadają, całkowicie ofiarują tej nadziei Kościoła i naszej Polski. Uczmy się od Chrystusa tych różnorakich kodów dostępu do serca drugiego człowieka. Z większą pilnością niż zapamiętujemy NIP-y, pity i regony. Bo utrata dostępu do konta bankowego jest mniej bolesna niż zablokowanie serca. Jaki klucz potrzebuję do otworzenia serca drugiego człowieka, a na jaki klucz zamknięte jest moje życie i moje myślenie? Gdy usłyszeliśmy przywołaną, dobrze nam znaną Ewangelię, to w ciszy mojego serca pojawiło się pytanie: Czy Pan Jezus św. Piotrowi dawał wiele kluczy, czy przekazał mu jeden? A może do nieba jest taki jeden centralny klucz, który pasuje do każdych drzwi ludzkiego życia? Treścią mojej modlitwy i mojego pasterskiego wołania jest to, aby Bóg udzielał Kościołowi tej diecezji w jego misji nauczycielskiej, kapłańskiej i królewskiej łaski odnajdywania właściwego klucza do serc żyjących tu wiernych. To jest w istocie pragnienie wszystkich duszpasterzy i jednocześnie nasze zatroskanie, ale być może i trochę powód do lęku: Czy potrafię znaleźć dojście i trafić do serc moich diecezjan, parafian, ludzi żyjących ze mną w tej małej ojczyźnie. Czy uda mi się rzeczywiście dotrzeć do wszystkich, a może od samego początku jest to zadanie przekraczające moje siły? Dlatego wołam, wołam o modlitewne wsparcie. Wiem, że oczekiwania wiernych są przecież tak różnorodne i żaden człowiek nie potrafi ich wszystkich w jednakowy sposób zaspokoić. A więc pozostając przy tym obrazie, nie potrzebowałbym w istocie do każdego ludzkiego serca całkowicie odmiennego dopasowanego klucza? Skąd wiedzieć, mieć to rozeznanie, do jakiego serca jaki klucz pasuje i do której osoby jest dobry? Te klucze oznaczają także wielką odpowiedzialność przed Bogiem i przed ludźmi. A co będzie, jeśli nie znajdę do każdego ludzkiego serca odpowiedniego klucza, gdy nie potrafię spełnić oczekiwań? Jednak, Siostry i Bracia w Chrystusie, kapłani, klerycy, siostry zakonne, chorzy, cierpiący, pokornie ufam, że przyjmiecie mnie wraz z moimi ludzkimi słabościami. Wiem od kapłanów, jak ważne dla pasterza jest to poczucie akceptacji ze strony powierzonych jego pieczy owiec. Świadomość tego przyjęcia, otwartości na tego kapłana, katechetę, proboszcza czy biskupa. Dla nas wszystkich jest to również zobowiązanie do szczególnej wdzięczności za taką postawę wiernych. Moim obowiązkiem jest przede wszystkim przepowiadanie Ewangelii, Dobrej Nowiny o Jezusie Chrystusie i prowadzenie ludzi do zbawienia. Kapłańskim zadaniem jest wiązać ludzi z Jezusem Chrystusem Synem Bożym. A więc nie chodzi o to, aby być przez wszystkich lubianym, ale aby przekazywać wiarę w Trójjedynego Boga w słowie i czynie. Ale przecież można się przez to narazić ludziom. Można, a nawet czasem trzeba! Trzeba być w pewnych sytuacjach niekiedy nielubianym, gdyż Ewangelia nie jest łatwa i wygodna. Bóg nie mówi nam tylko to, co ludzie chcieliby usłyszeć, lecz to, co dla nas jest dobre i zbawienne, a dla człowieka są to trudne i wymagające prawdy. (…)
Wróćmy do obrazu kluczy: Ile my ich potrzebujemy, by otworzyć ludzkie serca na dobrego Boga? Odpowiedź brzmi jasno: Jeden! W rzeczywistości potrzebujemy jednego klucza i nic więcej. A jest nim sam Jezus Chrystus, jest nim Jego miłość. Ponieważ w nim Jego dobroć i przyjaźń do człowieka, w prawdziwym tego słowa znaczeniu, otrzymują swoją twarz. Jezus Chrystus jest kluczem, który pasuje do naszych serc. I on został powierzony w moje biskupie dłonie, abym wam służył w Kościele zamojsko-lubaczowskim. Dlatego - tak jak mi mówił tato za mych dziecięcych lat o owej bezpiecznej skrytce na klucz do mieszkania - dla mnie tą skrytką jest Tabernakulum, gdyż karmiąc się podczas Eucharystii Chlebem Życia i trwając na modlitwie w adoracji Najświętszego Sakramentu, przytulając me życie i biskupie posługiwanie do Matki Jezusa Chrystusa, do Matki Otwachowskiej, do Matki zamojskiej katedry, do Matki Bożej Łaskawej z lubaczowskiej konkatedry i Bożej Matki w krasnobrodzkim sanktuarium, Bożą miłość, miłosierdzie, dobroć, nadzieję, wzmacnianą wiarę, maryjne posłuszeństwo, dopasowuję klucz Dobrej Nowiny do ludzkich serc powierzonych mi sióstr i braci. Amen.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2012-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Święty Jan Chryzostom

[ TEMATY ]

święty

Jan z Antiochii, nazywany Chryzostomem, czyli „Złotoustym”, z racji swej wymowy, jest nadal żywy, również ze względu na swoje dzieła. Anonimowy kopista napisał, że jego dzieła „przemierzają cały świat jak świetliste błyskawice”. Pozwalają również nam, podobnie jak wierzącym jego czasów, których okresowo opuszczał z powodu skazania na wygnanie, żyć treścią jego ksiąg mimo jego nieobecności. On sam sugerował to z wygnania w jednym z listów (por. Do Olimpiady, List 8, 45).

Urodził się około 349 r. w Antiochii w Syrii (dzisiaj Antakya na południu Turcji), tam też podejmował posługę kapłańską przez około 11 lat, aż do 397 r., gdy został mianowany biskupem Konstantynopola. W stolicy cesarstwa pełnił posługę biskupią do czasu dwóch wygnań, które nastąpiły krótko po sobie - między 403 a 407 r. Dzisiaj ograniczymy się do spojrzenia na lata antiocheńskie Chryzostoma. W młodym wieku stracił ojca i żył z matką Antuzą, która przekazała mu niezwykłą wrażliwość ludzką oraz głęboką wiarę chrześcijańską. Odbył niższe oraz wyższe studia, uwieńczone kursami filozofii oraz retoryki. Jako mistrza miał Libaniusza, poganina, najsłynniejszego retora tego czasu. W jego szkole Jan stał się wielkim mówcą późnej starożytności greckiej. Ochrzczony w 368 r. i przygotowany do życia kościelnego przez biskupa Melecjusza, przez niego też został ustanowiony lektorem w 371 r. Ten fakt oznaczał oficjalne przystąpienie Chryzostoma do kursu eklezjalnego. Uczęszczał w latach 367-372 do swego rodzaju seminarium w Antiochii, razem z grupą młodych. Niektórzy z nich zostali później biskupami, pod kierownictwem słynnego egzegety Diodora z Tarsu, który wprowadzał Jana w egzegezę historyczno-literacką, charakterystyczną dla tradycji antiocheńskiej. Później udał się wraz z eremitami na pobliską górę Sylpio. Przebywał tam przez kolejne dwa lata, przeżyte samotnie w grocie pod przewodnictwem pewnego „starszego”. W tym okresie poświęcił się całkowicie medytacji „praw Chrystusa”, Ewangelii, a zwłaszcza Listów św. Pawła. Gdy zachorował, nie mógł się leczyć sam i musiał powrócić do wspólnoty chrześcijańskiej w Antiochii (por. Palladiusz, „Życie”, 5). Pan - wyjaśnia jego biograf - interweniował przez chorobę we właściwym momencie, aby pozwolić Janowi iść za swoim prawdziwym powołaniem. W rzeczywistości, napisze on sam, postawiony wobec alternatywy wyboru między trudnościami rządzenia Kościołem a spokojem życia monastycznego, tysiąckroć wolałby służbę duszpasterską (por. „O kapłaństwie”, 6, 7), gdyż do tego właśnie Chryzostom czuł się powołany. I tutaj nastąpił decydujący przełom w historii jego powołania: został pasterzem dusz w pełnym wymiarze! Zażyłość ze Słowem Bożym, pielęgnowana podczas lat życia eremickiego, spowodowała dojrzewanie w nim silnej konieczności przepowiadania Ewangelii, dawania innym tego, co sam otrzymał podczas lat medytacji. Ideał misyjny ukierunkował go, płonącą duszę, na troskę pasterską. Między 378 a 379 r. powrócił do miasta. Został diakonem w 381 r., zaś kapłanem - w 386 r.; stał się słynnym mówcą w kościołach swego miasta. Wygłaszał homilie przeciwko arianom, następnie homilie na wspomnienie męczenników antiocheńskich oraz na najważniejsze święta liturgiczne. Mamy tutaj do czynienia z wielkim nauczaniem wiary w Chrystusa, również w świetle Jego świętych. Rok 387 był „rokiem heroicznym” dla Jana, czasem tzw. przewracania posągów. Lud obalił posągi cesarza, na znak protestu przeciwko podwyższeniu podatków. W owych dniach Wielkiego Postu, jak i wielkiej goryczy z powodu ogromnych kar ze strony cesarza, wygłosił on 22 gorące „Homilie o posągach”, ukierunkowane na pokutę i nawrócenie. Potem przyszedł okres spokojnej pracy pasterskiej (387-397). Chryzostom należy do Ojców najbardziej twórczych: dotarło do nas jego 17 traktatów, ponad 700 autentycznych homilii, komentarze do Ewangelii Mateusza i Listów Pawłowych (Listy do Rzymian, Koryntian, Efezjan i Hebrajczyków) oraz 241 listów. Nie uprawiał teologii spekulatywnej, ale przekazywał tradycyjną i pewną naukę Kościoła w czasach sporów teologicznych, spowodowanych przede wszystkim przez arianizm, czyli zaprzeczenie boskości Chrystusa. Jest też ważnym świadkiem rozwoju dogmatycznego, osiągniętego przez Kościół w IV-V wieku. Jego teologia jest wyłącznie duszpasterska, towarzyszy jej nieustanna troska o współbrzmienie między myśleniem wyrażonym słowami a przeżyciem egzystencjalnym. Jest to przewodnia myśl wspaniałych katechez, przez które przygotowywał katechumenów na przyjęcie chrztu. Tuż przed śmiercią napisał, że wartość człowieka leży w „dokładnym poznaniu prawdziwej doktryny oraz w uczciwości życia” („List z wygnania”). Te sprawy, poznanie prawdy i uczciwość życia, muszą iść razem: poznanie musi się przekładać na życie. Każda jego mowa była zawsze ukierunkowana na rozwijanie w wierzących wysiłku umysłowego, autentycznego myślenia, celem zrozumienia i wprowadzenia w praktykę wymagań moralnych i duchowych wiary. Jan Chryzostom troszczył się, aby służyć swoimi pismami integralnemu rozwojowi osoby, w wymiarach fizycznym, intelektualnym i religijnym. Różne fazy wzrostu są porównane do licznych mórz ogromnego oceanu: „Pierwszym z tych mórz jest dzieciństwo” (Homilia 81, 5 o Ewangelii Mateusza). Rzeczywiście, „właśnie w tym pierwszym okresie objawiają się skłonności do wad albo do cnoty”. Dlatego też prawo Boże powinno być już od początku wyciśnięte na duszy, „jak na woskowej tabliczce” (Homilia 3, 1 do Ewangelii Jana): w istocie jest to wiek najważniejszy. Musimy brać pod uwagę, jak ważne jest, aby w tym pierwszym etapie życia człowiek posiadł naprawdę te wielkie ukierunkowania, które dają właściwą perspektywę życiu. Dlatego też Chryzostom zaleca: „Już od najwcześniejszego wieku uzbrajajcie dzieci bronią duchową i uczcie je czynić ręką znak krzyża na czole” (Homilia 12, 7 do Pierwszego Listu do Koryntian). Później przychodzi okres dziecięcy oraz młodość: „Po okresie niemowlęcym przychodzi morze okresu dziecięcego, gdzie wieją gwałtowne wichury (…), rośnie w nas bowiem pożądliwość…” (Homilia 81, 5 do Ewangelii Mateusza). Potem jest narzeczeństwo i małżeństwo: „Po młodości przychodzi wiek dojrzały, związany z obowiązkami rodzinnymi: jest to czas szukania współmałżonka” (tamże). Przypomina on cele małżeństwa, ubogacając je - z odniesieniem do cnoty łagodności - bogatą gamą relacji osobowych. Dobrze przygotowani małżonkowie zagradzają w ten sposób drogę rozwodowi: wszystko dzieje się z radością i można wychowywać dzieci w cnocie. Gdy rodzi się pierwsze dziecko, jest ono „jak most; tych troje staje się jednym ciałem, gdyż dziecko łączy obie części” (Homilia 12, 5 do Listu do Kolosan); tych troje stanowi „jedną rodzinę, mały Kościół” (Homilia 20, 6 do Listu do Efezjan). Przepowiadanie Chryzostoma dokonywało się zazwyczaj podczas liturgii, w „miejscu”, w którym wspólnota buduje się Słowem i Eucharystią. Tutaj zgromadzona wspólnota wyraża jeden Kościół (Homilia 8, 7 do Listu do Rzymian), to samo słowo jest skierowane w każdym miejscu do wszystkich (Homilia 24, 2 do Pierwszego Listu do Koryntian), zaś komunia Eucharystyczna staje się skutecznym znakiem jedności (Homilia 32, 7 do Ewangelii Mateusza). Jego plan duszpasterski był włączony w życie Kościoła, w którym wierni świeccy przez fakt chrztu podejmują zadania kapłańskie, królewskie i prorockie. Do wierzącego laika mówi: „Również ciebie chrzest czyni królem, kapłanem i prorokiem” (Homilia 3, 5 do Drugiego Listu do Koryntian). Stąd też rodzi się fundamentalny obowiązek misyjny, gdyż każdy w jakiejś mierze jest odpowiedzialny za zbawienie innych: „Jest to zasada naszego życia społecznego (…) żeby nie interesować się tylko sobą” (Homilia 9, 2 do Księgi Rodzaju). Wszystko dokonuje się między dwoma biegunami, wielkim Kościołem oraz „małym Kościołem” - rodziną - we wzajemnych relacjach. Jak możecie zauważyć, Drodzy Bracia i Siostry, ta lekcja Chryzostoma o autentycznej obecności chrześcijańskiej wiernych świeckich w rodzinie oraz w społeczności pozostaje również dziś jak najbardziej aktualna. Módlmy się do Pana, aby uczynił nas wrażliwymi na nauczanie tego wielkiego Nauczyciela Wiary.
CZYTAJ DALEJ

Rzym: na Placu Weneckim odkryto trzy medale papieża Pawła II

2025-09-13 10:56

[ TEMATY ]

archeologia

Miasto Rzym

Vatican News

Trzy medale z wizerunkiem papieża Pawła II z XV wieku znaleziono podczas budowy stacji metra przy rzymskim Placu Weneckim. Monety znajdowały się w glinianym dzbanku i zostały ukryte prawdopodobnie podczas wznoszenia kompleksu Pałacu Weneckiego.

Budowa stacji metra linii C przy Placu Weneckim jest jednocześnie wielkim stanowiskiem archeologicznym. Jak informuje włoskie Ministerstwo Kultury, właśnie podczas prac wykopaliskowych, prowadzonych przez Specjalną Dyrekcję Archeologiczną w Rzymie odnaleziono gliniany dzbanek, zawierający trzy brązowe medale pamiątkowe z 1465 roku. Przedstawiają one wizerunek papieża Pawła II, który zlecił budowę kompleksu Pałacu Weneckiego oraz sąsiedniego Palazzetto, powstałego w 1467 roku.
CZYTAJ DALEJ

Zapraszamy na koncerty do Wąwolnicy

2025-09-14 06:19

materiały prasowe

W sanktuarium Matki Bożej Kębelskiej w Wąwolnicy trwa III Festiwal Muzyki Organowej i Kameralnej.

W pierwszym koncercie wystąpił Grzegorz Bigas z Warszawy. W niedzielę, 14 września, zagra Hubert Trojanek z Poznania. Tydzień później, 21 września, koncertować będzie Stanisław Maryjewski z Lublina. W finałowym koncercie, zaplanowanym na 28 września, wystąpią Szymon Czapik i chór „Jubilate Deo” (dyrygent Adam Łaguna). Ten ostatni koncert będzie podsumowaniem 30 lat działalności chóru „Jubilate Deo”.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję