Reklama

Niedziela Wrocławska

Wspominamy "Orzecha"

W środę, 19 maja br. do wieczności odszedł ks. Stanisław Orzechowski, znany jako „Orzech”. Swoimi wspomnieniami dzielą się: Paweł Lipski, znany w D.A. „Wawrzyny” jako „Lipa” oraz Magdalena Matras.

Karol Porwich

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Paweł „Lipa” Lipski

- „Orzecha” znam prawie 20 lat. Wszystko zaczęło się w 2002 roku, kiedy rozpocząłem studia we Wrocławiu. Pochodzę z Hrubieszowa, miasta przy granicy z Ukrainą. We Wrocławiu nigdy wcześniej nie byłem. Nawet po maturze, gdy składało się papiery na uczelnie i był tzw. konkurs świadectw, moje świadectwo przywiózł kolega, którego „przypadkowo” spotkałem na mieście, i pochwalił się, że jedzie zawieźć swoje dokumenty. We Wrocławiu pojawiłem się trzy dni przed rozpoczęciem roku akademickiego, więc zanim dostałem swoje miejsce w akademiku na Wittigowie (daleko od Wawrzynów), pomieszkiwałem u kolegi w „Parawanowcu” (przyp. red - nazwa domu studenckiego). W tym czasie, na Placu Grunwaldzkim spotkałem koleżankę Anię, z mojego rodzinnego miasta, która przyjechała do Wrocławia kilka tygodni wcześniej, aby zrobić odpowiednie kursy. To był kolejny Boży „przypadek”. Powiedziała mi wtedy, abym poszedł z nią do duszpasterstwa, bo „tam jest taki »Orzech«”. Poszedłem. Kiedy zobaczyłem tablicę z nazwą „Wawrzyny”, odniosłem wrażenie, że jest to miejsce wyjątkowe i niestandardowe. Wszedłem i nie pomyliłem się. Studenci, ministranci, moja służba przy ołtarzu, klimat tego miejsca, sposób prowadzenia Eucharystii i kazanie Orzecha, złożyły się na to, że nie miałem możliwości się wycofać.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Z czasem „Lipa” otrzymał propozycję, aby zamieszkać w duszpasterstwie. To z kolei wpłynęło na ilość czasu spędzonego przy „Orzechu”. - Mieszkaliśmy tam w 4-5 osób. Naszym zadaniem była opieka nad kościołem oraz budynkiem duszpasterstwa. Spotykaliśmy „Orzecha” na co dzień. Przez rok byłem jego kierowcą. Trzeba było gdzieś jechać, to wsiadało się w samochód i jechało. Był taki okres w moim życiu, że z grupką innych studentów jeździliśmy do Marzęcina, pomagać przy sianokosach, wykopkach, wyrzucaniu gnoju i wypasaniu kóz. Czasem sobie myślę, że nie każdy może się pochwalić, że wypasał kozy. Orzech tłumaczył jak prowadzić stado, jak doić kozy, jak przywołać zagubionego koziołka. Stado sięgało ok. 300 kóz. Pamiętam jak któregoś dnia, podczas takiego wypasu, siadł na polanie na jakimś ściętym pniaku i naginał gałązki młodym kozom. Podszedłem do niego i chciałem o coś zapytać. Powiedział mi wtedy dobitnie w dwu słowach, żebym sobie poszedł i nie pozostało mi nic innego jak odejść. Zrozumiałem, że potrzebuje ciszy, kontaktu z przyrodą, żeby porozmawiać z Bogiem, bo przecież każdego dnia otaczały go tłumy ludzi, a to właśnie tam, w ciszy przyrody, rodziły się myśli do niejednego kazania - wspomina P. Lipski

Reklama

Największą troską Orzech otoczył małżeństwa. Starał się za wszelką cenę pomagać w kryzysach, po latach wysłuchiwania małżeńskich bolączek miał już taki zmysł, że po rozmowie z nim, małżonkowie widzieli realne zmiany w swoich związkach. Dlatego jedni drugim przekazywali pocztą pantoflową -„idź do Orzecha, on wam pomoże”. Przykład: Wczoraj, środa, dzień śmierci Orzecha, czuwanie w Wawrzynach, adoracja Pana Jezusa, zdjęcie Orzecha przy ambonie. Modlę się i spoglądam na prawo, a w ławce dziewczyna, dawna koleżanka. Siadam obok. Mówi: Wiesz, co? Piętnaście lat temu, mój mąż powiedział: koniec z nami, rozwód. Poprosiłam, żeby dał mi ostatnią szansę i żeby poszedł z nią do Orzecha. Poszedł. Ja pytam i co? A ona: za parę dni obchodzimy, razem z mężem, 25 lat szczęśliwie przeżytego małżeństwa. Przyznam, że poryczałem się jak bóbr.

Niektórzy mówią, że Orzech był zbyt ostry. Dzisiaj, gdy patrzę z perspektywy czasu, przyznaję, że miał rację. Dowiedziałem się od niego, że kłótnia to rzecz normalna w małżeństwie. Że nie tylko jest miło i kolorowo. Po 12 latach małżeństwa widzimy, że dzięki kłótniom i godzeniu się, we wspólnym przeżywaniu i pokonywaniu trudności, lepiej smakuje małżeństwo. I Orzech to wszystko zapowiadał. Potem Orzech wciągnął nas w Dialogi Narzeczeńskie. I znów z Orzechem, mimo że po studiach, dzielimy się swoim doświadczeniem z innymi – opowiada Paweł

Reklama

Orzech zyskiwał sobie tłumy swoją bezpośredniością i szczerością. Znany był z mocnego języka. Jego styl głoszenia kazań czy konferencji przyciągał tłumy. - Ludzie lubili go słuchać. Na Msze odprawiane przez niego przychodzili także niewierzący, którzy byli zaciekawieni, co „Orzech” ma do powiedzenia. A on w tym, co mówił, w bardzo prosty sposób pokazywał Pana Boga. Zresztą, o „Orzechu” możemy śmiało powiedzieć, że kochał Pana Boga. Oczywiście trafiali się też tacy, co nie potrafili przyjąć takiego stylu. Spotkałem takie osoby, które odchodziły po pierwszym spotkaniu z „Orzechem”. Myślę, że każdy ma swoje indywidualne patrzenie na jego osobę. Z drugiej strony jedni uważali go za ojca, inni za przyjaciela, jeszcze inni za przewodnika duchowego. Dla mnie Orzech to ojciec i wypełnił swoje zadanie tak, że nie jestem sobie w stanie wyobrazić czegoś lepszego - podkreśla „Lipa”.

Ostatnie miesiące swojego życia „Orzech” spędził, leżąc w łóżku. Otoczony był opieką „Wawrzynów” różnych pokoleń- Miałem to szczęście być u niego w pokoju 2 tygodnie przed śmiercią. Pamiętam, że jeszcze mógł mówić, ale my przez godzinę milczeliśmy. Położyłem dłoń na jego dłoni, był to dla mnie cenny czas. Pomyślałem sobie wtedy, że jestem bardzo wdzięczny Panu Bogu, że postawił go w moim życiu. Dziękowałem za jego miłość. Mimo jego odejścia pojawiła się we mnie radość, bo „Orzech” osiągnął już swój cel, do którego my wszyscy zdążamy. Jego całe życie, wszystko, co zrobił, zmierzało do tego jednego punktu, czyli przejścia na drugą stronę. Od wielu lat przygotowywał nas do swojego odejścia. Najczęściej żartobliwie. Na przykład powiedział: „Jeśli ktoś w dniu pogrzebu ubierze się na czarno i będzie się smucił, to wstanę i walnę go w łeb”. Jak dzisiaj mogę się smucić. Nie mogę! Tęsknie okropnie, już dziś nie mogę się doczekać spotkania z nim. Kiedy patrzę na ten fragment jego życia, który poznałem i gdy obejrzałem film: „Orzech- zawsze chciałem być z ludźmi”, widzę, że życie ma sens, że można zostawić po sobie żywą budowlę. Że miłość do Boga i do drugiego człowieka ma sens, i umieranie ma sens. Dla mnie Orzech nawet umarł z klasą. W ostatnich dniach jego duchowe dzieci, między innymi ja, czuwaliśmy, modliliśmy się razem. W czasie jednej z modlitw spojrzałem na posadzkę i zobaczyłem mnóstwo różnych kamieni. Potem podniosłem oczy i zobaczyłem twarze przyjaciół sprzed lat, usłyszałem wtedy w sercu słowa św. Piotra (1 P 2,5) „wy również, niby żywe kamienie, jesteście budowani jako duchowa świątynia, by stanowić święte kapłaństwo, dla składania duchowych ofiar, miłych Bogu przez Jezusa Chrystusa”. Wiem, że to chodzi właśnie o nas. Teraz dopiero to widzę.

Reklama

Wierzę, że Orzech widzi mnie i ciebie, i ma już teraz takie możliwości działania jak nigdy

dotąd.

Magdalena Matras:

Moje początki w DA Wawrzyny przypadły na lata, kiedy ks. Stanisław Orzechowski słynął już od wielu pokoleń z sobie tylko właściwej szorstkiej miłości do spotykanych studentów-dudusiów i studentek-nefretete.

Ile razy zgromił nas - stłoczonych na czerwonym dywanie kapilcy - nie sposób policzyć. Nie mogę jednak nie wspomnieć, że pomimo dzielącej nas dużej różnicy wieku, zawsze rozmawiał z nami, używając języka, który byliśmy skłonni zrozumieć.

Był w tym odważny i bezprecedensowy - to pierwszy kapłan, jakiego usłyszałam klnącego z ambony. I pierwszy, który wzruszał się do łez w czasie Eucharystii. Zdarzało się to zwłaszcza wtedy, gdy był bardzo poruszony problemem, który próbował nam przedstawić. Na początku mocno mnie tym szokował, z czasem jednak zrozumiałam, że w taki właśnie sposób ujawnia swoją wrażliwość i pokazuje, co jest najważniejsze.

Reklama

Nie można przecież wyrażać się z taką ekspresją w tematach, które dla mówiącego nie są ważne, prawda?

Tak. Z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że każda osoba, którą dosięgł "gniew" Orzecha może być pewna, że tak naprawdę dotknięta została jego miłością i troską. Czasem tylko potrzeba nam było więcej czasu, by zmądrzeć na tyle, by to zobaczyć.

Orzech był duszpasterzem, który siłę i wartość DA Wawrzyny, budował wokół Eucharystii. To kaplica, prezbiterium i tabernakulum stanowiły centrum wszelkich działań i Orzechowej troski.

Bardzo dbał o to, aby każdy student i studentka uczestniczący we Mszach Świętych, nabożeństwach czy czuwaniach na wielu płaszczyznach przeżywali te wydarzenia godnie. Rozpoczynając od utrzymywania porządku w Kaplicy, przez strój, w jakim się do niej wchodziło, a kończąc na wszystkim, co Eucharystii było najbliższe - Liturgiczna Służba Ołtarza, oprawa muzyczna, lektorzy, bielizna kielichowa, czy stan człowieczej duszy. Nie było mowy o zabrudzonym korporale czy nieprzyciętych akolitkach (świece). A to przecież, tylko zewnętrzny wyraz szacunku, ale nie można było tego obszaru nie dopilnować.

Wszystko było osadzone na Eucharystii - każda aktywność/inicjatywa DA, wynikała z tego, co z niej wynieśliśmy. Pozostałe spotkania w znakomitej większości - jeśli nie wszystkie - były poprzedzone modlitwą. Całym sobą i w każdej sytuacji Orzech wskazywał nam kierunek- nie ja człowiek, tylko On - Trójjedyny Bóg - ten z ramionami wyciągniętymi na Krzyżu, by nas ogarnąć, ten ukryty w Hostii, by nas nakarmić, ten z sercem otwartym miłosierdziem, by otaczać nas Miłością, ten patrzący na nas przenikliwym wzrokiem z wizerunku odbitym na całunie z Manopello byśmy wiedzieli, że nas zna i chce naszego dobra. Takiego - zatroskanego o nas Jezusa - Orzech nam przybliżał, i na jego wzór nas kochał.

Reklama

Orzech przez wzgląd na swój charakter jest bohaterem wielu historii i anegdot. Pozwolę sobie na przywołanie jednak tej, która obrazuje delikatną stronę jego osoby.

Osobiście zawsze wzruszam się na wspomnienie Mszy Świętych z udzieleniem sakramentu Chrztu Świętego. Orzech chrzcił dzieci wielu Wawrzynowych Małżeństw i z trudem ukrywał wzruszenie, jakie te spotkania w nim budziły. Każdy, kto Go w czasie całej Mszy św. obserwował, mógł wyraźnie zobaczyć, że to dziecko, które ma otrzymać chrzest, jest przez niego niesione Jezusowi z miłością i wzruszeniem.

Orzech był tak ogarnięty troską o maleństwo, że pilnował nawet, by do obrzędu polewania główki dziecka użyć wody o odpowiedniej temperaturze. Jak orientował się, że woda jest zbyt zimna umiał przerwać obrzęd i poczekać aż duduś-ministrant przyniesie ciepłą wodę. Tak mogło się dziać tylko na Bujwida.

Radość Orzecha była wielka, bardzo cieszył się włączeniem do Kościoła każdej osoby i wyrażał to przez piękny gest podnoszenia ochrzczonego dziecka ponad głowę - zobaczcie, oto jest! Radujmy się.

Orzech nie ukrywał emocji - pokazywał nam siebie zarówno zupełnie wyprowadzonego z równowagi, jak i takiego, który z powodu wzruszenia nie mógł dokończyć zaczętego zdania.

Niezmiernie się cieszę, że dane mi było spędzić swoje studenckie lata, w Duszpasterstwie, którego duszpasterz w tak autentyczny sposób żył wiarą i prowadził nas przez sakramenty. Myślę, że bardzo wielu z nas może śmiało powiedzieć: nie byłabym tym, kim jestem dziś, gdyby nie czas spędzony na Bujwida pod opieką Orzecha.

2021-05-24 09:00

Ocena: +3 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Nie taki ksiądz straszny?

[ TEMATY ]

ksiądz

kapłan

kapłan

Karol Porwich/Niedziela

Nie wiem jak ty, ale ja nie znoszę, gdy ktoś próbuje mnie szufladkować. Uogólnianie i ocenianie z góry za przynależność do danej społeczności to gra totalnie nie fair.

Przyznam, że nie dziwię się tak ostrej krytyce duchowieństwa. Kiedy ogląda się w obecnych czasach TV i przegląda większość mainstreamowych mediów, można się złapać za głowę. Gdy czerpie się wiedzę jedynie z wrogo nastawionych do Kościoła społeczności, nie sposób zauważyć prawdy. Perspektywa prawdziwej rzeczywistości zostaje rozmyta. Jasne, że źli księża się zdarzają. Też zalewa mnie krew, gdy słyszę o kolejnych aferach czy kryciu przestępstw, ale generalizowanie i wrzucanie wszystkich do jednego worka jest po prostu nie w porządku. Gdy mówisz, że nie kochasz Kościoła i nie chcesz mieć z nim nic wspólnego, bo jakaś jego część okazała się przestępcami, to tak jakbyś wypierał się Polski, ponieważ część Polaków to bandyci i oszuści. Warto spojrzeć szerzej, by zobaczyć więcej. Znam mnóstwo świetnych księży, którzy swoją pokorną pracą i służbą czynią ten świat piękniejszym. Tylko dlaczego mówi się o nich tak mało?

CZYTAJ DALEJ

Pogrzeb bez Mszy św. w czasie Triduum Paschalnego

[ TEMATY ]

duszpasterstwo

pogrzeb

Eliza Bartkiewicz/episkopat.pl

Nie wolno celebrować żadnej Mszy świętej żałobnej w Wielki Czwartek - przypomina liturgista ks. Tomasz Herc. Każdego roku pojawiają się pytania i wątpliwości dotyczące sprawowania obrzędów pogrzebowych w czasie Triduum Paschalnego i oktawie Wielkanocy.

Ks. Tomasz Herc przypomniał, że w Wielki Czwartek pogrzeb odbywa się normalnie ze śpiewem. Nie wolno jednak tego dnia celebrować żadnej Mszy Świętej żałobnej. W kościele sprawuje się liturgię słowa i obrzęd ostatniego pożegnania. Nie udziela się też uczestnikom pogrzebu Komunii świętej.

CZYTAJ DALEJ

Naśladowanie Jezusa

2024-03-28 21:33

[ TEMATY ]

Toruń

Renata Czerwińska

Biskup Wiesław Śmigiel przewodniczył Liturgii Wielkiego Czwartku w toruńskiej katedrze.


CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję