Reklama

Czytając

Dzieci Ceausescu?

Niedziela Ogólnopolska 11/2002

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Straszenie ludźmi, którzy się narodzili, a przecież mogłoby ich nie być i wszystko byłoby inaczej (lepiej) - weszło w krew ludzi lewicy. Magazyn Gazety Wyborczej (nr 2/403 z 17 stycznia 2002) opublikował reportaż Anny Fostakowskiej o bezdomnych dzieciach w Bukareszcie. Tekst niezwykle brutalny, pełen drobiazgowego realizmu w opisie życia mieszkańców kanałów i nor na przedmieściach, skazanych na bezdomność i deprawację przez tych, którzy zadecydowali, że muszą się urodzić. Zawsze w takich opisach niechcianego życia musi pojawić się czarny charakter, który za tym stoi. W tym przypadku jest nim rumuński komunistyczny dyktator. Bezdomnych z Bukaresztu i innych miast Rumunii nazywa się " dziećmi Ceausescu", gdyż to on zarządził w 1965 r., że nie może być w Rumunii zabijania nienarodzonych, a kobiety mają rodzić minimum pięcioro dzieci. W razie czego zajmą się nimi sierocińce. Powstało sześćset takich domów, które po śmierci Ceausescu kolejno zamykano. Dzieci trafiały na ulicę. Dziś kolejne pokolenie - jak się twierdzi - urodzonych z nakazu stanowi plagę wielkich miast Rumunii. Emigrują także do Polski w poszukiwaniu chleba i żebrzą, udając kaleki, grając na akordeonach. Reportaż miał ukazać straszliwe społeczne skutki braku prawodawstwa zezwalającego na zabijanie nienarodzonych. Miał udowodnić, że tylko umysł tak niesprawny, jak umysł komunistycznego dyktatora, mógł zabronić korzystania z "cywilizacyjnego dobrodziejstwa", jakim ma być legalna aborcja. I za fakt, iż dzieci bukareszteńskiej ulicy roznoszą choroby, są głodne i zdemoralizowane - on ponosi odpowiedzialność. Ale oto wśród opisów życia subkultury młodocianych żebraków i złodziei pojawiły się informacje, które nie całkiem pasują do głównej tezy. Dwie najważniejsze instytucje, które niosą tym dzieciom bardzo konkretną pomoc, to Kościół katolicki - który pomagając materialnie, ewangelizuje - i fundacja króla Belgów Baudouina. Jedna z polskich działaczek fundacji twierdzi, że Rumuni sami, bez pomocy państwa, które nie ma na to żadnych środków, radzą sobie z opieką i resocjalizacją bezdomnych. Zachęcają do pracy nad sobą, do uczenia się, czyli do szanowania własnego człowieczeństwa. Nieraz owocuje to prawdziwym bohaterstwem w wysiłku, by nie dać się zdemoralizować. Reportaż pozostawia bez odpowiedzi pytanie, jak to jest możliwe, skąd Rumuni, naród właściwie bez Boga, mają na to wszystko siły.
Zimą 1990 r. odwiedziłam Bukareszt. Poznałam tam katolików, żyjących jak święci w małych wspólnotach, skupionych wokół jedynej w stolicy parafii, a także greckokatolickich księży. Wychodzili z podziemia. Jeden z nich, syn przedwojennego ministra propagandy, opowiedział mi o swoim 18-letnim pobycie w więzieniu, gdzie został przez współwięźnia-biskupa wyświęcony na księdza i gdzie założył zakon, którego zadaniem jest otaczanie modlitwą polityków. Od paru miesięcy nie było już Ceausescu, Rumunia była wolna. W całym kraju opłakiwano ofiary krwawej rozprawy wojska i milicji z demonstrantami Timisoary i Bukaresztu. Dzisiejsza Europa rzadko wspomina tych ludzi: biedacy z Timisoary prosili o chleb i wolność, uczniowie i studenci z Bukaresztu wyszli na ulice ze świecami, żeby zamanifestować, że są razem z tymi, których tam zamordowano. "Timisoaro, która jesteś we krwi, cały kraj po tobie płacze!" - krzyczała młodzież. A kiedy mówiono im, żeby się rozeszli, bo to głupota, szaleństwo, odpowiedzieli: " Nie możemy odejść, nie pozwalają nam nasi umarli!". Potem klękali przed żołnierzami i wręczali im kwiaty. Coraz ciaśniej otaczały ich oddziały wojska i milicji. Demonstranci rozdzierali ubrania na piersiach, mówili, że są braćmi tych uzbrojonych ludzi. Nie było w tym nic teatralnego, czyniono to ze świadomością śmierci. Kiedy padły pierwsze strzały, na place Bukaresztu wyległo coraz więcej ludzi, wszyscy głośno się modlili. "To był niezwykły obraz - wspominał jeden z moich rozmówców - świece wśród kul, które dobiegały zewsząd. Najdłuższa noc w roku, przesilenie dnia i nocy, skończyło zimę naszej udręki". W Bukareszcie mówiono o krucjacie dziecięcej. "Cała ta młodzież, która nic nie wiedziała o katechizmie, nie miała elementarnej wiedzy religijnej, a jej rodzice byli z reguły związani z reżimem, odnalazła w sobie tak ogromną siłę, odwagę i niesłychanie czystą wiarę. Dzieci, które nic nie wiedziały o dobroci Boga, miały niezwykłą intuicję Boga. Żeby mogło dojść do takiej konfrontacji, musiała pojawić się w ich sercach iskierka nadziei".
Autorka reportażu nic zapewne nie słyszała o tamtych wydarzeniach. Nie wie także, że król Baudouin, którego fundację komplementuje, był obrońcą życia nienarodzonych. Abdykował na znak sprzeciwu, gdy parlament belgijski uchwalał prawo zezwalające na zabijanie nienarodzonych dzieci. Gdy powiązać te wszystkie fakty, obraz bezdomnych dzieci Rumunii przestaje straszyć. Kłopot z dziećmi ma natomiast Unia Europejska, która swego czasu nie zgodziła się na kandydowanie Rumunii do struktur, uważając, że dzieci jest tu za dużo. Tymczasem pracownicy rumuńskich instytucji opiekuńczych przyjeżdżają do naszego kraju i wyjaśniają, jak leczy się bezdomność.
Katolicki intelektualista, profesor matematyki Emil Marinescu, który opowiadał mi o wydarzeniach grudnia 1989 r. w swojej ojczyźnie, dodał: "Gdy za granicą pytano mnie o narodowość, byłem zażenowany, gdy musiałem odpowiedzieć, że jestem Rumunem. Teraz jestem z tego dumny. Owe dni i te dzieci, stojące bez lęku w obliczu śmierci, dały mi tę dumę".
A przecież to także były "dzieci Ceausescu".

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2002-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Jak wypełniasz posługę Słowa względem bliźniego?

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Adobe.Stock

Rozważania do Ewangelii Łk 16, 19-31.

Czwartek, 20 marca. Wielki Post
CZYTAJ DALEJ

Wiara i zaufanie Bogu to cechy osobowości św. Józefa

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Monika Książek

Św. Józef

Św. Józef

Rozważania do Ewangelii Mt 1, 16.18-21.24a.

Środa, 19 marca. Uroczystość św. Józefa, Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny
CZYTAJ DALEJ

Zmarł ks. Stanisław Lodziński

2025-03-20 14:54

[ TEMATY ]

ksiądz

śmierć

diecezja kielecka

diecezja.kielce.pl

Dnia 20 marca 2025 r. w 33 roku życia i 8 roku kapłaństwa zmarł ks. Stanisław Lodziński - wikariusz parafii w Chęcinach oraz Diecezjalny Asystent Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży.

Termin pogrzebu nie został jeszcze ustalony.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję