Reklama

Kochane życie

Mrówki

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

P o parapecie okiennym zwartym szeregiem, sprawnie i szybciutko maszerowały mrówki. To była ich zwykła droga w niewiadomym kierunku, od okna ku ścianie kuchni.
- Dziś niedziela, dam im pożyć, nie będę ich niszczyła - stwierdziła wspaniałomyślnie pani domu. To nie pierwszy już raz ta właśnie osoba darowała życie domowemu szkodnikowi z powodu dnia Pańskiego. Dziwactwo? Przesada?
A jednak w tej rodzinie rzeczywiście dzieją się rzeczy dziwne. Państwo młodzi poznali się na pielgrzymce do Lourdes. Poznali się i przypadli sobie do serca. Postanowili więc pobrać się. Nic to, że dopiero byli na początku swojej drogi kształcenia. - Lepiej będzie się nam uczyło, gdy już będziemy naprawdę we dwoje - zapewniali rodziców. - To przecież sama Matka Boża nas połączyła. Rodzice znali życie i martwili się na zapas. Ale ślub się odbył, ze wszystkimi szykanami, cywilny i kościelny także. A potem pilnie uczyli się, uczyli, uczyli. Po dziesięciu miesiącach urodził się pierwszy syn. Przepisowo - nie przedwcześnie, ale i niezbyt późno. Pan młody poszedł do pracy, bo już nauka przestała go tak bardzo interesować, gdy stał się ojcem. Ale młoda mama, wraz z pieluszkami, dalej przewracała kartki uczonych książek.
Na drugie dziecko czekali trzy lata, tym razem to była córka. Przyszła na świat razem z dyplomem mamy. Lecz pensja taty przestała wystarczać, trochę ciasne też zaczęło się robić wspólne mieszkanie z rodzicami. Mama dostała pracę i trochę się polepszyło. Wszyscy dokoła mówili: - Dwoje dzieci, to już wystarczy. I tak w tych ciężkich czasach są odważni - bez własnego mieszkania, na zwykłych pensjach.
Jednak Pan Bóg znów, po kolejnych czterech latach, obdarzył ich nowym życiem. Teraz naprawdę zaczęło się robić krucho z pieniędzmi. Mamę zwolnili z pracy, bo spodziewała się dziecka. Jednocześnie jednak tatę zauważył inny pracodawca i zaproponował pracę. Nie tylko się wyrównało, ale sytuacja materialna się polepszyła. Tak jakby spełniało się ludowe porzekadło: "Daje Bóg dziecko, to da i na dziecko".
Narodził się drugi syn. Ciasnota w domu zaczęła się dawać we znaki, zainstalowali pod sufitem podwójne łóżko dla chłopców i jakoś to było. Na nowe lokum wciąż nie mieli nadziei. Mama wróciła do pracy, najmłodszy synek poszedł do przedszkola, potem do zerówki.
Rodzina prezentowała się wspaniale - trójka dzieci to nie byle co. - Bóg Trójcę lubi! - powtarzano. Żeby choć jeszcze jakieś własne mieszkanie. Ale to nie takie proste, a w Warszawie ceny jakie są, każdy wie. Już się ustabilizowali, już jakoś przywykli do ciasnoty. W pokoju dziecinnym trzy biureczka, jedno rozkładane łóżko dla córki i dwa spania pod sufitem - jak w koszarach. Przy swojej parafii należeli do Przymierza Rodzin, więc dzieciaki co roku mogły wyjechać na niedrogie obozy i w lecie, i zimą - stawały się coraz sprawniejsze, coraz bardziej samodzielne. Znów wszyscy kiwali głowami: - Troje dzieci! Że też są tacy odważni! Albo głupi...
Tymczasem mama awansowała. Życie pisze jednak nieprzewidywalne scenariusze, okazało się, że będzie miała kolejne dziecko. Tego już wszystkim było za wiele. - Co za lekkomyślność! - oceniali. - Mnożą się jak króliki... - zauważali inni.
Tym razem stało się jasne, że z czwórką dzieci nie dadzą sobie rady we wspólnym mieszkaniu. Znaleźli inwestora, który buduje domki poza Warszawą. Daleko, bo prawie pięćdziesiąt kilometrów od miasta, ale w ciągu niecałego roku wybudował im dom. Najmłodszy synek już w nim przeżywa swoje dzieciństwo. Wprawdzie rodzina jest zadłużona w banku na co najmniej dwadzieścia lat, i czasami lodówka jest prawie pusta, lecz jakoś utrzymują się na powierzchni życia. Mama, niestety, musi zaraz po urlopie macierzyńskim iść do pracy, więc znów trzeba będzie zwrócić się o pomoc do rodziców, lecz grzechem byłoby narzekać.
Gdyby ktoś powiedział jeszcze rok temu, że urodzi im się czwarte dziecko i będą mieszkać we własnym domu, pewnie by się roześmieli i popukali w głowę: - My? To niemożliwe!
A jednak w życiu wszystko jest możliwe. Może też i dlatego, że w niedzielę nie zabija się nawet mrówek.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2002-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Rodzicu, do 25 września masz czas, by wypisać dziecko z edukacji zdrowotnej

[ TEMATY ]

edukacja zdrowotna

Ordo Iuris

Pod pozorem troski o zdrowie uczniów Ministerstwo Edukacji Narodowej wprowadza do polskich szkół tylnymi drzwiami wulgarną edukację seksualną. Już w roku szkolnym 2025/2026 pojawia się nowy przedmiot o nazwie „edukacja zdrowotna”.

Aby uchronić nasze dzieci przed zgubnymi skutkami zajęć w ramach tego przedmiotu, rodzice muszą dostarczyć do placówki oświatowej swoich dzieci specjalne oświadczenie, które należy złożyć najpóźniej 25 września 2025 roku
CZYTAJ DALEJ

Rozważania bp. Andrzeja Przybylskiego: XX niedziela zwykła

2025-08-15 22:59

[ TEMATY ]

rozważania

bp Andrzej Przybylski

Karol Porwich/Niedziela

Każda niedziela, każda niedzielna Eucharystia niesie ze sobą przygotowany przez Kościół do rozważań fragment Pisma Świętego – odpowiednio dobrane czytania ze Starego i Nowego Testamentu. Teksty czytań na kolejne niedziele w rozmowie z Aleksandrą Mieczyńską rozważa bp Andrzej Przybylski.

W czasie oblężenia Jerozolimy przywódcy, którzy trzymali Jeremiasza w więzieniu, powiedzieli do króla: «Niech umrze ten człowiek, bo naprawdę obezwładnia on ręce żołnierzy, którzy pozostali w tym mieście, i ręce całego ludu, gdy mówi do nich podobne słowa. Człowiek ten nie szuka przecież pomyślności dla tego ludu, lecz nieszczęścia». Król Sedecjasz odrzekł: «Oto jest w waszych rękach!» Nie mógł bowiem król nic uczynić przeciw nim. Wzięli więc Jeremiasza i wtrącili go, spuszczając na linach, do cysterny Malkiasza, syna królewskiego, która się znajdowała na dziedzińcu wartowni. W cysternie zaś nie było wody, lecz błoto; zanurzył się więc Jeremiasz w błocie. Ebedmelek wyszedł z domu królewskiego i rzekł do króla: «Panie mój, królu! Źle zrobili ci ludzie, tak postępując z prorokiem Jeremiaszem i wrzucając go do cysterny. Przecież umrze z głodu w tym miejscu, zwłaszcza że nie ma już chleba w mieście». Rozkazał król Kuszycie Ebedmelekowi: «Weź sobie stąd trzech ludzi i wyciągnij proroka Jeremiasza z cysterny, zanim umrze».
CZYTAJ DALEJ

Bp Szkudło: kobieta to serce rodziny i sumienie wspólnoty

2025-08-17 12:01

[ TEMATY ]

Piekary Śląskie

pielgrzymka kobiet

PAP/Jarek Praszkiewicz

Kobiety ze Śląska i całej Polski potrzebują Kościoła, który nie tylko błogosławi je z ambony, ale także słucha, wspiera i oddaje im głos – mówił podczas niedzielnej pielgrzymki kobiet i dziewcząt w Piekarach Śląskich administrator archidiecezji katowickiej biskup Marek Szkudło.

Pielgrzymka kobiet i dziewcząt do piekarskiego sanktuarium gromadzi co roku tysiące wiernych i należy do największych wydarzeń religijnych na Śląsku. W tym roku mszy na piekarskim wzgórzu przewodniczy nuncjusz apostolski w Polsce abp Antonio Guido Filipazzi. Wcześniej wiernych powitał bp Szkudło, który wygłosił również słowo społeczne. Przypomniał w nim, że tegoroczna pielgrzymka odbywa się w roku jubileuszowym, stulecia archidiecezji katowickiej oraz setnej rocznicy koronacji obrazu Matki Bożej Piekarskiej.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję