Reklama

Grunt to grunt

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Przed wiekami, kiedy południowa część dzisiejszego województwa lubuskiego należała do księstwa głogowskiego, spory o ziemię były zjawiskiem powszechnym. O pole, łąkę czy las kłócili się między sobą chłopi, czasem też sądzili się o ziemię z panem, któremu podlegali. Ślady tych zatargów utrwalone zostały w wielu legendach, których bohaterowie uciekali się do oszustw i forteli, by tylko postawić na swoim.

Badeknecht (krzywo)przysięga

W Świdnicy, która wówczas była własnością śląsko-łużyckiego rodu Kietliczów, z niecierpliwością oczekiwano wyroku sądu książęcego w Głogowie. Pan na Świdnicy liczył, że sporna ziemia przypadnie jemu, natomiast chłopi wierzyli, że sprawiedliwości stanie się zadość. Byli bowiem prawowitymi właścicielami tych gruntów, dziedzic za namową swego łowczego Badeknechta kazał jednak przesunąć kamienie graniczne na niekorzyść wieśniaków. Jak mówi legenda, Badeknecht obiecał panu, który nie chciał przegrać z chłopami, że przysięgnie na krzyż, iż ziemia ta należy do posiadłości dworskich. Dla łowczego liczyły się tylko korzyści, więc nawet taki czyn nie był mu straszny, byle tylko w trzosie brzęczało kilka talarów. Aby uzyskać korzystny dla dziedzica werdykt, posunął się do oczernienia Maliny i Dobka - przywódców chłopskiej opozycji. Kazał rozbić jednemu z parobków pański spichlerz, wynieść zboże i zostawić rozsypaną pszenicę, tak by ślady wiodły do zagród niepokornych wieśniaków. Czeladź dworska nie zważała na lamenty Malinowej i Dobkowej, które przysięgały na wszystkie świętości, że ich mężowie tej nocy nie opuszczali chat. Na nic się to jednak zdało - dziedzic wymierzył rabusiom w obecności całej wsi karę pięćdziesięciu kijów i nakazał zwrócić z nawiązką pszenicę.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Oliwa sprawiedliwa

Tuż po wykonaniu kary, gdy umilkły już krzyki katowanych chłopów, nadjechała kareta, z której wysiadł sędzia z asesorem i pisarzem. Dziedzic natychmiast szczegółowo opowiedział mu o zuchwałości chłopów, którzy się z nim procesują, licząc, że sędzia uwzględni ten fakt w wyroku dotyczącym ziemi. Ten z kolei nie mógł się nadziwić, że Malina i Dobek ukradli zboże w przeddzień ważnego dla nich procesu.

Rzekomi sprawcy rabunku nie stawili się na decydującym procesie - leżeli bez przytomności w swych chatach. Dziedzic był zadowolony, tym bardziej że Badeknecht przysiągł na krzyż, iż ziemia, na której stoi, należy do pana. Mieszkańcy Świdnicy czekali z napięciem czy ziemia go pochłonie. Nic takiego się jednak nie stało, ponieważ łowczy posłużył się fortelem: do butów nasypał kilka garści ziemi z gruntów pana. Miał nadzieję, że w ten sposób nie popełni krzywoprzysięstwa, jednak ani on, ani dziedzic, ani nawet pachołek, który ograbił spichlerz, nie uniknęli srogiej kary. Badeknechta zabił w lesie piorun, panu odjęło mowę, a pachołek utopił się w sadzawce.

Minęły lata, a upiór krzywoprzysięzcy Badeknechta długo jeszcze cwałował na koniu nad bagnami między Niwiskami i Świdnicą.

Reklama

Co zostało z tamtych lat

Szukanie śladów legendy najlepiej rozpocząć w Świdnicy od renesansowego pałacu Kietliczów, w którym dziś mieści się Muzeum Archeologiczne Środkowego Nadodrza. Rezydencja była własnością rodu aż do 1641 r. - wtedy to zmarł Jan Krzysztof Kietlicz. Jemu i autorowi projektu, architektowi Alberto Antoniemu, zawdzięczamy ostateczny kształt pałacu. Do dziś zachowały się oryginalne renesansowe portale, sklepienia, kominek, drewniane stropy oraz fragmenty malowideł. Drzewa - pomniki przyrody - tworzące park mogły być świadkami poczynań łowczego Badeknechta.

Począwszy od 1514 r. aż do 1641 r., Świdnica posiadała prawa miejskie, które uzyskała dzięki najsławniejszemu z rodu Baltazarowi Kietliczowi. Był on dworzaninem króla Czech i Węgier Władysława, piastował także stanowisko marszałka szlachty zielonogórskiej.

Który z nich, Baltazar czy Jan Krzysztof, jest bohaterem legendy, tego nie można z całą pewnością ustalić. Źródła historyczne nie wspominają, czy którykolwiek z Kietliczów był niemy, brak też wzmianek o procesie o ziemię. W gotyckim kościele św. Marcina zachowały się za to płyty nagrobne przedstawiające realistycznie członków rodu, zarówno mężczyzn, jak i kobiety. Warto zwrócić uwagę na detale strojów czy znaki herbowe umieszczone w narożach płyt. W świątyni, w której przed wiekami modlili się Kietliczowie, koniecznie trzeba zobaczyć niezwykłej urody rzeźbę Madonny z Dzieciątkiem z końca XIV w. w ołtarzu bocznym oraz barokowy ołtarz główny, również z figurą Maryi z Jezusem.

Reklama

Przylep kontra Płoty

Pan na Świdnicy posłużył się podstępem, by zagarnąć chłopskie grunta. Podobne oszustwo pozwoliło mieszkańcom podzielonogórskiego Przylepu zawłaszczyć ziemię, której prawowitymi właścicielami byli wieśniacy z sąsiedniej wsi Płoty. Także w tej legendzie ostateczną decyzję, do kogo będzie należeć sporny grunt, miał podjąć książęcy sąd w Głogowie. Sędzia sprzyjał staraniom płocian i, kierując się sprawiedliwością, zamierzał wydać werdykt korzystny dla nich. Wieści te dotarły do sąsiadów, a że chłopi z Przylepu za wszelką cenę chcieli wygrać proces, przekupili sołtysa Płotów, Walentyna. Zeznał on przed książęcym sądem, klnąc się na krzyż i biorąc Boga na świadka, że ziemia, na której stoi, należy do Przylepu. Gdy wypowiadał te słowa, w butach miał kilka garści ziemi przyniesionej z Przylepu. Sędzia uwierzył zapewnieniom Walentyna i grunt, o który toczył się spór, przyznał przylepianom.

Walentyn na moście

Sołtys Płotów wkrótce po procesie zachorował i zmarł. Za swe krzywoprzysięstwo nie zaznał jednak spokoju i jako upiora ludzie widywali go na moście w pobliżu prawdziwej granicy między Płotami a Przylepem. Niejednemu podróżnikowi dał się porządnie we znaki: a to wskakiwał na plecy tak, że ofiara padała w końcu bez przytomności, to znów rwał końską uprząż albo łamał koła w wozach. Nieszczęśnicy, którzy spotkali na swej drodze upiora, wspominali, że zawodził przy tym przejmującym głosem. Podobno jęczał, iż dopóty jego pokuta będzie trwała, dopóki granica między wsiami nie zostanie wytyczona zgodnie z prawdą. Widywano go także jako jeźdźca bez głowy pędzącego na czarnym koniu wzdłuż właściwej granicy, tylko wtedy na moście między Płotami a

Przylepem było spokojnie. Most, przy którym pojawiał się upiór sołtysa, chłopi wkrótce nazwali "mostem Walentyna" i, zbliżając się do niego, zawsze mieli duszę na ramieniu.

Dziś żaden upiór nie przeszkodzi nam w przechadzce z Przylepu do Płotów, a to oznacza, że granica między gruntami wiosek została w końcu właściwie wytyczona. Jedynym świadkiem legendy jest zaś strumień Złoty Potok, przy którym grasował Walentyn. Kilkaset metrów za przejazdem kolejowym, idąc od strony Przylepu, przystanąć można na mostku. Jest w całości współczesny - biegnie przez niego asfaltowa droga, a ten z legendy był zapewne drewniany. W naszych czasach nie używa się też jego nazwy - "most Walentyna", żaden z mieszkańców jednej czy drugiej wioski nie pamięta też legendy, a przylepianie i płocianie żyją ze sobą w najlepszej komitywie. Upiór sołtysa nie straszy już przy Złotym Potoku, lecz jeśli ktoś będzie chciał przesunąć granicę między wioskami, lepiej niech o nim pamięta...

2002-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

#PodcastUmajony (odcinek 2.): No to trudno

2024-05-01 20:20

[ TEMATY ]

Ks. Tomasz Podlewski

#PodcastUmajony

Mat.prasowy

Co zrobić, jeśli w ogóle nie czuję Maryi? Albo relacja z Nią jest dla mnie trudna bądź po prostu obojętna? Zapraszamy na drugi odcinek „Podcastu umajonego”, w którym ks. Tomasz Podlewski mówi o możliwych trudnościach w relacji z Maryją oraz o tym, jak je pokonać.

CZYTAJ DALEJ

Św. Józef - Rzemieślnik

Niedziela Ogólnopolska 18/2004

[ TEMATY ]

Święta Rodzina

Ks. Waldemar Wesołowski/Niedziela

Obraz św. Józefa, patrona parafii

Obraz św. Józefa, patrona parafii

Ewangeliści określili zawód, jaki wykonywał św. Józef, słowem oznaczającym w tamtych czasach rzemieślnika, który był jednocześnie cieślą, stolarzem, bednarzem - zajmował się wszystkimi pracami związanymi z obróbką drewna: zarówno wykonywaniem domowych sprzętów, jak i pracami ciesielskimi.

Domami mieszkańców Nazaretu były zazwyczaj naturalne lub wykute w zboczu wzgórza groty, z ewentualnymi przybudówkami, częściowo kamiennymi, częściowo drewnianymi. Taki był też dom Świętej Rodziny. W obecnej Bazylice Zwiastowania w Nazarecie zachowała się grota, która była mieszkaniem Świętej Rodziny. Obok, we wzgórzu, znajdują się groty-cysterny, w których gromadzono deszczową wodę do codziennego użytku. Święta Rodzina niewątpliwie posiadała warzywny ogródek, niewielką winnicę oraz kilka oliwnych drzew. Możliwe, że miała również kilka owiec i kóz. Do dziś na skalistych zboczach pasterze wypasają ich trzody. W dolinie rozpościerającej się od strony południowej, u stóp zbocza, na którym leży Nazaret - od Jordanu po Morze Śródziemne - rozciąga się żyzna równina, ale Święta Rodzina raczej nie miała tam swego pola, nie należała bowiem do zamożnych. Tak Józef, jak i Maryja oraz Jezus mogli jako najemnicy dorabiać przy sezonowym zbiorze plonów na polach należących do zamożniejszych właścicieli.

CZYTAJ DALEJ

Prezydent Duda w Poznaniu: jesteśmy częścią Europy nie od 20 lat, ale od ponad tysiąca

2024-05-01 18:26

[ TEMATY ]

Andrzej Duda

PAP/Jakub Kaczmarczyk

Od chrztu Polski rzeczywiście jesteśmy częścią Europy, nie od 20 lat, od ponad tysiąca lat, od 966 roku. To jest nasza wielka tradycja, to jest tradycja, na której zbudowane zostało polskie państwo, nasza państwowość - mówił w Poznaniu prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Andrzej Duda, który odwiedził katedrę i kościół NMP in Summo, zbudowany w miejscu grodu Mieszka I i pierwszej na ziemiach polskich chrześcijańskiej kaplicy.

Wizyta prezydenta 1 maja miała miejsce w 20. rocznicę wstąpienia Polski do Unii Europejskiej. Andrzej Duda w przemówieniu przed katedrą poznańską podkreślił, że znajduje się w miejscu szczególnym, które jest kolebką naszej państwowości.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję