Dzień rozpoczęliśmy wspólną modlitwą. W ducha pielgrzymowania wprowadził nas ks. Norbert. Dziś także każdy z pielgrzymów otrzymał muszlę, która symbolizuje pątników idących do Santiago de Compostela.
Pierwsze metry pokonujemy widząc dużą mgłę. Najpierw należało wyjść z miasta idąc w dół. Przechodząc przez kładkę zaczepił mnie młody chłopak, chyba Hiszpan. Niewiele zrozumiałem, bo chyba był pierwszą nieznaną osobą, która zwróciła się do mnie bezpośrednio z konkretną rozmową.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Będąc w lekkim szoku, jakbym zapomniał podstawowych zwrotów. Chłopak mówił po angielsku. Poprosiłem go, aby powoli powtórzył swoje słowa. On zatem zapytał się skąd jestem, a jak powiedziałem, że z Polski, to powiedział, że polskiego nie zna i zaczął pokazywać gest “koloratki” mówiąc, że pierwszy raz od początku drogi widzi księdza i prosi o błogosławieństwo na czas drogi. Było to miłe, ale nie chcąc kończyć rozmowy jeszcze chwilę ją kontynuowaliśmy.
Nie był to łatwy odcinek drogi. Chyba przez pierwsze 15 km było bardzo dużo dróg asfaltowych, podejść i wiał wiatr. Dla doświadczonego pielgrzyma żadne warunki nie są straszne, więc swoim tempem poruszaliśmy się dalej. Zresztą, każda trudność jest ofiarą związana z intencją, w której idę.
Charakterystyczne jest to, że na szlaku jest bardzo wiele osób. Jest bardzo tłoczno. Nie oznacza to, że spotyka się cały czas nowe osoby. Bywało i tak, że niektórych spotkaliśmy po 6-7 razy.
Miła jest życzliwość napotkanych osób. Z drugiej strony widać ich nieśmiałość, bo często się zdarza, że ktoś na trasie z ukrycia próbuje zrobić zdjęcie. Gdy jest taka możliwość staram się zamienić z tą osobą kilka zdań. Czasami uda się porozumieć, a czasami nie. Charakterystyczne jest jednak to, że zawsze ostatni jest uśmiech i życzenie dobrej drogi.
Na jednym z postojów poznaliśmy Luigiego. Nie było wolnych miejsc, więc zaprosił nas do swojego stolika. Jest on studentem pochodzącym z Piemontu [Włochy]. Był już 12 dzień w drodze. Początkowo wziął nas za Francuzów, ale szybko odpowiednio go ukierunkowaliśmy. Na innym postoju poznaliśmy Marię Luizę. Punktem zaczepienia były rozwiązane sznurówki w moich butach. Zapytałem się skąd idzie i okazało się, że czas i miejsce podobne do naszego.
Reklama
Różnych ludzi można spotkać na drodze. Mają oni mniejszy lub większy bagaż doświadczeń, ale tak naprawdę to, co się dzieje w ich sercach pozostaje pomiędzy danym człowiekiem, a Panem Bogiem. Wszystko zależy od tego, ile przestrzeni się da Jezusowi do działania w naszym sercu. Dokładnie obrazuje to dzisiejsza Ewangelia.
O godz. 17.30 mieliśmy swoją Mszę świętą, a o godz. 21.30 wspólny Apel. Z racji tego, że następnego dnia wychodzimy o różnych godzinach, przed błogosławieństwem wysłuchaliśmy rozważania na jutrzejszą trasę. Jutro najdłuższy etap, a do końca pozostało już bardzo niewiele, jakieś 67 km.
Koniec części 3.