Reklama

Fakty i opinie

Z miłości do Polski

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Z Ryszardem Kuklińskim spotkałam się w Parlamencie RP w 1998 r. O swoim wyborze z miłości do Polski mówił z dużą skromnością i bez goryczy człowieka pokrzywdzonego i zawiedzionego. Teraz „spotkałam” się z nim na Powązkach w 60. rocznicę Powstania Warszawskiego. Jego grób tonął w światłach zniczy. Życie dał za Polskę, toteż Polacy go uczcili.
Dla jednych - bohater, dla niektórych - zdrajca. O swoim życiu opowiedział Marii Nurowskiej, która zamieściła jego refleksje w książce pt. Mój przyjaciel zdrajca. Mówił: „Na pewno nie czuję się Amerykaninem, mimo że Ameryka mnie doceniła, dała schronienie mnie i mojej rodzinie, gdy musiałem uciekać przed zemstą systemu, najbardziej zbrodniczego, perfidnego systemu XX wieku”.
Pochodził z biednej warszawskiej rodziny. Chciał walczyć w AK. W organizacji „Miecz i Pług” jako chłopiec rozlepiał ulotki. Uznano go za „wroga ludu”. Wyrzucono ze szkoły wojskowej, do której wrócił dzięki prof. Gdańskiemu i własnym zdolnościom. W latach 70. został wysłany na kurs zawodowy do Moskwy. Z czasem został przydzielony do pracy w Sztabie Generalnym. Powiedział później, że była to „droga krzyżowa”. Szefem Sztabu Generalnego był wówczas gen. W. Jaruzelski. Ryszard Kukliński zauważał, że to człowiek „ludzki”, jednak nie wiadomo, co pchnęło go do „nieludzkich decyzji, jak rozkaz strzelania do robotników w 1970 r. System uczynił z niego wasala Moskwy” (s. 79). Obecnie - „Jaruzelski za wszelką cenę chce wykreować swój wizerunek jako dobrego ojca narodu, który był wprawdzie surowy, jak było trzeba, przyłożył, ale kochał swoje dzieci. To są wyznania narcyza, który nie widzi nikogo poza sobą” (s. 194).
Kukliński dzięki wybitnym talentom i pracowitości dopuszczany był do coraz to większych tajemnic. Stał się niemal niezastąpiony. I wówczas zaczęło do niego docierać, jak tragiczne byłoby położenie Polski w momencie konfliktu nuklearnego pomiędzy ZSRR a Zachodem. Według planów, 800 tys. żołnierzy polskich miało ruszyć na Niemcy, Belgię, Holandię, Danię. „To była zagłada Polski. To było jednostronne zobowiązanie Polski wobec ZSRR na wypadek wojny (...) pisane po rosyjsku” (s. 81).
Od tej chwili R. Kukliński zaczął myśleć, jak temu przeciwdziałać. Był przekonany, że w Sztabie Generalnym więcej ludzi myślało podobnie jak on. Miał nawet pomysł, aby szukać współpracy z innymi wojskowymi, jednak Amerykanie odrzucili go jako nierealny. Podczas wyjazdu służbowego na Zachód nawiązał kontakt z ambasadą amerykańską. Decyzja ta była bardzo trudna, wiedział, że ryzykuje życiem. „Walka była wpisana w mój zawód, a ponieważ przeciwnik był w tej walce Goliatem, ja musiałem zostać Dawidem” (s. 93).
Pułkownik opowiedział, co było powszechnie wiadome, ale nieudokumentowane oficjalnie, że mieliśmy wojsko bardzo słabo uzbrojone. Zostaliśmy zmuszeni przez Sowietów do zaciągnięcia ponadmiliardowego kredytu w rublach na zakup militarnego złomu. Zakup uzbrojenia nowszej generacji nie był dla nas dostępny (ss. 108-109).
Dla warszawian interesująca wydaje się informacja Pułkownika, że meldunki do USA były podawane z wieży kościoła św. Anny. Jego życie w tym czasie było wiecznym napięciem i niepokojem. Warto dodać, że w tym czasie, kiedy współpracował z CIA, ZSRR był u szczytu potęgi militarnej, a Amerykanie byli osłabieni wojną w Wietnamie. Nie szedł więc z mocniejszymi.
Na posiedzeniach Układu Warszawskiego Kukliński pełnił rolę sekretarza. Miał zatem pełny dostęp do wszystkich dokumentów, które razem z innymi przygotowywał. Do Waszyngtonu wysłał ostatnie informacje: „Wydaje mi się, że moja misja ma się ku końcowi. Niech żyje wolna Polska! Niech żyje «Solidarność» niosąca wolność uciskanym narodom” (s. 162).
Usłyszał od gen. Skajskiego, że pełna wersja wprowadzenia stanu wojennego przedostała się do Waszyngtonu (s. 163). Stwierdził, że gdyby go zapytano, dlaczego to zrobił, odpowiedziałby: „Zrobiłem to dla Polski” (s. 164). Nikt nie zapytał. Pytanie, czy podejrzewano, że to właśnie on - pozostanie bez odpowiedzi. Potem ucieczka do Londynu na brytyjski paszport Anglika, który był do niego bardzo podobny, i ucieczka jego rodziny, oddzielnie. Dzięki niezwykłym zabiegom amerykańskim - udało się.
Powiedział: „Czasem myślę sobie, że moje życie jest fabułą, do której ktoś wymyśla puenty. Nie wiem tylko kto, może sam Pan Bóg” (s. 179).
Podsumowując swoje życie, mówił: „Mam nadzieję, że jak mi zabije dzwon, nie odwrócą się ode mnie ze wstrętem Hugo Kołłątaj i moi koledzy akowscy. Kościuszkę i Puławskiego dawno mam po swojej stronie, w końcu szedłem po ich śladach” (s.195). „A ten mit o amerykańskich dolarach (...). Mówi się, że miałem dom, luksusowy jacht, zachodni samochód. Dom przy ulicy Rajców 11 pochłonął wszystkie nasze oszczędności rodzinne. Sprzedałem jacht, który zbudowałem własnymi rękami. Wzięliśmy z żoną pożyczkę hipoteczną i oboje ją spłacaliśmy. To był szeregowy domek w wojskowej spółdzielni mieszkaniowej. A co do samochodu, miałem starego wysłużonego opla” (ss. 225-226). „Czy było warto? Odpowiem ci tak: Musiałem na tych mapach rysować długie warkocze, które wyznaczały strefy skażeń promieniotwórczych, mające zagrodzić Armii Radzieckiej drogę do serca Europy (...). Tam miały pójść uderzenia powyżej jednej megatony, przecinające Polskę na pół. A drugi taki warkocz wyznaczałem w zachodniej części kraju. Spytasz mnie jeszcze raz, czy było warto?”.
Spójrzmy jeszcze na jego ocenę współczesnej polityki. „My teraz jesteśmy w NATO, co wcale nie oznacza, że jestem spokojny o swój kraj. Już sobie Zachód hoduje drugiego generalissimusa w osobie Putina, ale to nie moja sprawa. Ja swoją wojnę z Sowietami zakończyłem. Przydałby się drugi Kukliński? Kto wie, może już gdzieś studiuje młody zapaleniec, podchorąży. Będzie miał pełne ręce roboty, aby wyśledzić tę całą sowiecką agenturę w naszym kraju (…). Zawsze towarzyszyła mi nadzieja, że możemy wybić się na niepodległość. Wybiliśmy się i co? Nostalgia za komuną? Poczekaj, na początku szumowiny zwykle wypływają na wierzch, jak się je zbierze, pozostanie czysta substancja polskiego narodu” (ss. 46-47).

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2004-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Pokochał na dobre i na złe

Niedziela Ogólnopolska 40/2010, str. 18-19

zaciszegwiazd.pl

Zwielkiego okna sypialni swego nowego góralskiego domu Halina i Jacek Zielińscy widzą Giewont. Wprowadzili się tu niedawno, cieszą się ze swej pięknej sypialni jak nowożeńcy. A przecież pokochali się na dobre i na złe dość dawno temu. Są małżeństwem 39 lat.
„Skaldowie” zawsze żyli między Krakowem a Tatrami, co słychać w ich muzyce. Jacek i Andrzej Zielińscy urodzili się i wychowali w Krakowie, ale ich mama to góralka z Zakopanego. Do Zakopanego jeździli więc na wszystkie święta, na wakacje, na narty, byli tu u siebie.
Trzy lata temu obok dawnego domu rodziców Jacek pobudował piękną, stylową chatę z bali. Jest w niej aż jasno od drewna. Halina zadbała o wystrój i liczne góralskie ozdoby, a także piękny ogród z kapliczką z Jezusem Frasobliwym. I znów cała rodzina ma dokąd przyjeżdżać na święta i wakacje.

CZYTAJ DALEJ

Nowenna do św. Andrzeja Boboli

[ TEMATY ]

św. Andrzej Bobola

Karol Porwich/Niedziela

św. Andrzej Bobola

św. Andrzej Bobola

Niezwyciężony atleta Chrystusa - takim tytułem św. Andrzeja Bobolę nazwał papież Pius XII w swojej encyklice, napisanej z okazji rocznicy śmierci polskiego świętego. Dziś, gdy wiara katolicka jest atakowana z wielu stron, św. Andrzej Bobola może być ciągle stawiany jako przykład czystości i niezłomności wiary oraz wielkiego zaangażowania misyjnego.

Św. Andrzej Bobola żył na początku XVII wieku. Ten jezuita-misjonarz przemierzał rozległe obszary znajdujące się dzisiaj na terytorium Polski, Białorusi i Litwy, aby nieść Dobrą Nowinę ludziom opuszczonym i religijnie zaniedbanym. Uwieńczeniem jego gorliwego życia było męczeństwo za wiarę, którą poniósł 16 maja 1657 roku w Janowie Poleskim. Papież Pius XI kanonizował w Rzymie Andrzeja Bobolę 17 kwietnia 1938 roku.

CZYTAJ DALEJ

Śp. Jan Ptaszyn Wróblewski. Prawdziwy multitalent

2024-05-07 22:05

[ TEMATY ]

wspomnienie

PAP/Piotr Polak

Jeden z najważniejszych polskich muzyków jazzowych, saksofonista Jan Ptaszyn Wróblewski zmarł we wtorek w wieku 88 lat. Wiadomość przekazała rodzina za pośrednictwem mediów społecznościowych.

"Z przykrością i głębokim bólem informujemy, że Jan Ptaszyn Wróblewski zmarł dziś w Warszawie" - poinformowała we wtorek rodzina muzyka.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję