Wiele dzieje się ostatnio w naszym Kościele. Papież Franciszek zaprasza duchowieństwo i wiernych do podążenia drogą synodalności i stania się „ekspertami w sztuce spotkania”. Ojciec Święty wskazuje, że swoistymi kierunkowskazami podczas synodu mają być dialog, zrozumienie i otwartość na drugą osobę.
Przystępując jednak do rozmowy np. z osobą niewierzącą lub otwarcie sprzeciwiającą się zasadom wiary katolickiej nie sposób uniknąć niebezpieczeństw. Pozwólcie Państwo, że wskażę na jedno z nich. Mianowicie na sytuację, w której otwartość i empatia, jakie cechują wielu współczesnych katolików, doprowadzają do swoistego paraliżu rozumu, co w rezultacie skutkuje bezwiednym przyjęciem optyki (i często przekonań) osoby, z którą weszło się w dyskusję. Pół biedy, jeśli po takiej „konwersji” będziemy mówić językiem naszego interlokutora. Gorzej, jeśli zaczniemy usprawiedliwiać jego złe czyny.
Nawiasem mówiąc, odnoszę często wrażenie, że szczególnie katolicy cierpią na przypadłość bycia „pustym naczyniem” dla opinii innych. Coraz rzadziej bowiem spotyka się osobę wierzącą, która twardo broni dogmatów i oczywistości związanych z nauką Kościoła.
Reklama
Wracając jednak do tematu! Na obecne problemy świata najlepszą odpowiedzią często są stare porzekadła. "Dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane" – tak najkrócej można podsumować postawę, z którą, niestety, w coraz większym stopniu utożsamia się wielu wierzących, a o której chciałem wspomnieć w tym tekście. “Katolicyzm otwarty”, czy jak ja go określam, “katolicyzm naiwny”, choć bierze na sztandary szlachetne i wzniosłe postulaty, to jednak gubi po drodze jedną z kluczowych dla osoby wierzącej wartości. Teraz proszę Was, o zapięcie pasów, dotykamy bowiem najczulszego punktu współczesnego człowieka, który nie cierpi być posłusznym. Posłuszeństwo to chyba najbardziej znienawidzona i wykpiwana postawa przez ludzi określających się mianem „nowoczesnych”. Mówiąc inaczej; problem z “katolicyzmem naiwnym” polega na tym, że osoby przyjmujące taką postawę chcą „dilować” z Panem Bogiem. To znaczy: „wiara, przykazania jasna sprawa, ale coś za coś Panie Boże. Ja będę ok, ale Ty zostawisz mi tę jedną jedyną słabość, grzeszność z którą mi tak dobrze. Nieważne, czy będzie to nieuporządkowanie seksualne, pycha czy gniew. Jest mi ona tak droga, że z niej nie zrezygnuje, nawet za cenę relacji ze Stwórcą”.
W tym kontekście katolicy naiwni mają większą skłonność do rozgrzeszania osób borykających się ze zniewoleniem grzechem. Co więcej, ubierają to w szaty tolerancji, akceptacji, a czasem nawet i miłosierdzia. Problem w tym, że nie było w historii człowieka, który pozbyłby się swoich wad mówiąc: „W zasadzie to moje wady są w porządku”. Naiwnie wierzą przy tym, że w ten sposób zmieniają świat i wyznaczają ścieżkę ku lepszemu jutru.
Owszem, może nawet i znaczna część ludzi, którzy opowiadają się za dobrotliwym przymykaniem oczu na negatywne wartości, jakie niosą ze sobą choćby ideologia gender albo ekologizm, ma dobre intencje. Inkluzywność, zrozumienie, empatia – to wszystko cechy godne pochwały. Problem zaczyna się wtedy, kiedy nie towarzyszy im roztropność.
Katolicy naiwni mają jednak jeszcze jedną, nie ma co ukrywać, irytującą cechę: chcą być sędziami. Czyli wskazywać winnych (najczęściej duchownych i tych, którzy się z nimi nie zgadzają) oraz uniewinniać (tych, którzy, afirmując swój grzech, niosą ze sobą pokusę pogodzenia wiary z szeroko pojętym konsumpcjonizmem). Dość przypomnieć, że sędzią jest tylko Bóg, wszak czytamy w Biblii: „Pomsta do mnie należy, Ja odpłacę, mówi Pan”. Czemu jego wyznawcy chcą koniecznie odebrać mu tę możliwość?
Nie chodzi mi bynajmniej o piętnowanie kogokolwiek. Chcę jedynie zwrócić uwagę na niebezpieczeństwo, jakie czyha na katolików niezbyt posłusznych Bogu i nauczaniu Kościoła. Niech ten tekst będzie „braterskim napomnieniem”, dla każdego, kto go czytam. Sam także proszę, drogi Czytelniku, nie omieszkaj mi takiego upomnienia udzielić kiedy będzie trzeba.
Opiekunowie w przedszkolach w całej Polsce alarmują: coraz większą popularność zdobywa zabawka, która zamiast rozwijać, stwarza zagrożenie dla psychiki dziecka. Ostrzeżenia dotarły także do placówek w Łodzi i innych miastach naszego województwa. Sprawę opisywały wszystkie większe media w Polsce, a u nas zrobiło to niedawno Radio Łódź. O co chodzi? I czy rzeczywiście jest się czego bać?
Triduum Paschalne przywołuje na myśl historię naszego zbawienia, a tym samym zmusza do wejścia w istotę chrześcijaństwa. Przeżywanie tych najważniejszych wydarzeń zaczyna się w Wielki Czwartek przywołaniem Ostatniej Wieczerzy, a kończy w Wielkanocny Poranek, kiedy zgłębiamy radosną prawdę o zmartwychwstaniu Chrystusa i umacniamy nadzieję naszego zmartwychwstania. Wszystko osadzone jest w przestrzeni i czasie. A sam moment śmierci Pana Jezusa w Wielki Piątek podany jest z detaliczną dokładnością. Z opisu ewangelicznego wiemy, że śmierć naszego Zbawiciela nastąpiła ok. godz. dziewiątej (Mt 27, 46; Mk 15, 34; Łk 23, 44). Jednak zastanawiający jest fakt, że ten ważny moment w zbawieniu świata identyfikujemy jako godzinę piętnastą. Uważamy, że to jest godzina Miłosierdzia Bożego i w tym czasie odmawiana jest Koronka do Miłosierdzia Bożego.
Dlaczego zatem godzina dziewiąta w Jerozolimie jest godziną piętnastą w Polsce? Podbudowani elementarną wiedzą o czasie i doświadczeniami z podróży wiemy, że czas zmienia się wraz z długością geograficzną. Na świecie są ustalone strefy, trzymające się reguły, że co 15 długości geograficznej czas zmienia się o 1 godzinę. Od tej reguły są odstępstwa, burzące idealny układ strefowy. Niemniej, faktem jest, że Polska i Jerozolima leżą w różnych strefach czasowych. Jednak jest to tylko jedna godzina różnicy. Jeśli np. w Jerozolimie jest godzina dziewiąta, to wtedy w Polsce jest godzina ósma. Zatem różnica czasu wynikająca z położenia w różnych strefach czasowych nie rozwiązuje problemu zawartego w tytułowym pytaniu, a raczej go pogłębia.
Jednak rozwiązanie problemu nie jest trudne. Potrzeba tylko uświadomienia niektórych faktów związanych z pomiarem czasu. Przede wszystkim trzeba mieć na uwadze, że pomiar czasu wiąże się zarówno z ruchem obrotowym, jak i ruchem obiegowym Ziemi. I od tego nie jesteśmy uwolnieni teraz, gdy w nauce i technice funkcjonuje już pojęcie czasu atomowego, co umożliwia jego precyzyjny pomiar. Żadnej precyzji nie mogło być dwa tysiące lat temu. Wtedy nawet nie zdawano sobie sprawy z ruchów Ziemi, bo jak wiadomo heliocentryczny system budowy świata udokumentowany przez Mikołaja Kopernika powstał ok. 1500 lat później. Jednak brak teoretycznego uzasadnienia nie zmniejsza skutków odczuwania tych ruchów przez człowieka.
Nasze życie zawsze było związane ze wschodem i zachodem słońca oraz z porami roku. A to są najbardziej odczuwane skutki ruchów Ziemi, miejsca naszej planety we wszechświecie, kształtu orbity Ziemi w ruchu obiegowym i ustawienia osi ziemskiej do orbity obiegu. To wszystko składa się na prawidłowości, które możemy zaobserwować. Z tych prawidłowości dla naszych wyjaśnień ważne jest to, że czas obrotu Ziemi trwa dobę, która dzieli się na dzień i noc. Ale dzień i noc na ogół nie są sobie równe. Nie wchodząc w astronomiczne zawiłości precyzji pomiaru czasu możemy przyjąć, że jedynie na równiku zawsze dzień równy jest nocy. Im dalej na północ lub południe od równika, dystans między długością dnia a długością nocy się zwiększa - w zimie na korzyść dłuższej nocy, a w lecie dłuższego dnia. W okolicy równika zatem można względnie dokładnie posługiwać się czasem słonecznym, dzieląc czas od wschodu do zachodu słońca na 12 jednostek zwanych godzinami. Wprawdzie okolice Jerozolimy nie leżą w strefie równikowej, ale różnica między długością między dniem a nocą nie jest tak duża jak u nas. W czasach życia Chrystusa liczono dni jako czas od wschodu do zachodu słońca. Część czasu od wschodu do zachodu słońca stanowiła jedną godzinę. Potwierdzenie tego znajdujemy w Ewangelii św. Jana „Czyż dzień nie liczy dwunastu godzin?” (J. 11, 9). I to jest rozwiązaniem tytułowego problemu. Godzina wschodu to była godzina zerowa. Tymczasem teraz godzina zerowa to północ, początek doby. Stąd współcześnie zachodzi potrzeba uwspółcześnienia godziny śmierci Chrystusa o sześć godzin w stosunku do opisu biblijnego. I wszystko się zgadza: godzina dziewiąta według ówczesnego pomiaru czasu w Jerozolimie to godzina piętnasta dziś. Rozważanie o czasie pomoże też w zrozumieniu przypowieści o robotnikach w winnicy (Mt 20, 1-17), a zwłaszcza wyjaśni dlaczego, ci, którzy przyszli o jedenastej, pracowali tylko jedną godzinę. O godzinie dwunastej zachodziło słońce i zapadała noc, a w nocy upływ czasu był inaczej mierzony. Tu wykorzystywano pianie koguta, czego też nie pomija dobrze wszystkim znany biblijny opis.
Międzynarodowa Konferencja Naukowa pt. „Jan Paweł II – papież rodziny” pod honorowym patronatem Marszałka Województwa Lubelskiego w ramach IX Kongresu Ruchu Europa Christi „Przyszłość Europy”, Lublin, KUL, 24 kwietnia 2025 r.
Dnia 24 kwietnia 2025 r. w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim Jana Pawła II (sala CTW-02) odbędzie się Międzynarodowa Konferencja Naukowa pt. „Jan Paweł II – papież rodziny” w ramach IX Kongresu Ruchu Europa Christi „Przyszłość Europy”.
W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.