Reklama

Na Dzień Matki

Matkom w miesiącu maryjnym

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Postawiłem sobie zadanie zbyt trudne. Dysponuję przecież jedynie kilkoma czcionkami i kartką papieru. Tym mam wypowiedzieć to jedyne słowo - matka? Uwierz mi, nie dam rady. Zamiast życzeń, pozwól, że przypomnę, jak było.
Pamiętasz te dni, gdy zrozumiałaś, że jestem? Czy tato był wtedy przy Tobie? Wcześniej słyszałaś od niego nieraz, jak pełna jesteś piękna. Wreszcie zdecydowałaś się. Przyrzekłaś mu: „Oto ja, twoja żona. Niech nam się stanie według słowa - miłość”...
Gdzieś tam spotkaliśmy się. Na pewno zmieniłem Ci krajobraz świata, przeobraziłem Twoje życiowe plany. Wierzę, że uśmiechnęłaś się na wieść o mnie. Nie widząc, pokochałaś. Twoje fiat do dziś rozgrzewa aż do szpiku. To było nasze pierwsze spotkanie. Byłem cały Twój. Ty cała dla mnie. Pobiegłaś powiedzieć mężowi. On - mój ojciec - potwierdził Twoje macierzyństwo: matka mojego syna. Wtedy opuściły Cię wszelkie wątpliwości, a ja na znak radości poruszyłem się nie tylko w Tobie, ale i w sercu taty.
Rozpoczęły się miesiące radosnych tajemnic. Myślałaś, marzyłaś. Dusza wznosiła się na wyżyny. Czułaś, że Bóg dokonał w Tobie wielkiego cudu. Rozmnożył życie.
Przyszedł wreszcie trudny dzień moich narodzin. Jakże wielki... Nie umiałem mówić, więc krzyczałem, że Cię kocham za życie. Czułem, że w tym nowym, wielkim i nieznanym domu Ty będziesz najważniejsza. Miałaś smak mleka. Nigdy potem nic tak nie smakowało.
Owinęłaś mnie w pieluszki i położyłaś w najpiękniejszym z koszyków. Pamiętam, że przyszła babcia. Dziękowałem jej, ale nie wiem, czy mnie zrozumiała. Dziadek miał palce grube jak pnie drzew. Najważniejszy po Tobie był jednak tato. Patrzył łagodnie jak słońce i był bardzo ciepły. Długo i często tulił nas oboje.
Zanieśliście mnie później do kościoła, aby przedstawić Bogu. Wtedy po raz pierwszy zobaczyłem krzyż. Zauważyłaś to. Domyśliłaś się, za czym wodziłem oczyma. W tym momencie i ja spostrzegłem zamyślenie na Twojej twarzy. Po chwili rozpogodziłaś się, żeby mi nie było smutno. Chyba zrozumieliśmy, że w naszych sercach musi znaleźć się miejsce dla krzyża. Odtąd miał być wspólny.
Wróciliśmy do domu i pozostawaliśmy razem przez wiele lat. Tak dużo się wtedy działo. Nareszcie mogłem wymówić Twoje imię. Chodziłem za Tobą i głośno lub przytulony do ucha pytałem, pytałem bez końca. Odpowiadałaś po tysiąc razy. Denerwowałem Cię, prawda? Ale jakoś nam poszło. Dużo pomógł tata. Bez niego by się nie udało. Przezwyciężyliśmy moje nieposłuszeństwo i Twoje znużenie.
Odnosiłem swoje małe zwycięstwa. Na przykład to, gdy po raz pierwszy samodzielnie wszedłem na krzesło. Rosłem w latach i łasce u Boga i ludzi. Pozostały jakieś zdjęcia, ale głównie Twoje serce, w którym starannie zapisywałaś wszystko.
Nigdy się nie żaliłaś, a przecież nietrudno zgadnąć, że zadawałem Ci ból. Za wszystkie cierpienia całuję: zmarszczka po zmarszczce. Wiem jednak, że niektóre z nich musiały powstać. Narzekałaś, że byłem nieposłuszny, ja jednak zaczynałem już chodzić własnymi drogami. Bardziej słuchałem innych niż Ciebie. Opuszczałem dom na coraz dłużej. Szukałaś mnie, lękając się, by nic mi się nie stało. Słyszałem potem Twoje matczyne wyrzuty. Bolało Cię, ale i mnie także. Uczyliśmy się trudnej sztuki odchodzenia.
Moje życie musiałem przeżyć sam. Pojawiało się coraz więcej spraw, które już nie były bezpośrednio Twoje. Nie mogło być inaczej. Musieliśmy odnajdywać się w coraz to nowych sytuacjach i na nowo akceptować. Zrozumiałaś to z czasem i zaczęłaś nawet zachęcać, abym był dla innych. Pozwalałaś zapraszać koleżanki i kolegów. Odgadywałaś oznaki pierwszych młodzieńczych uczuć. Patrzyłaś, jak pasjonowałem się szkołą. - Patrzcie, to mój syn - mówiłaś. - Wychowałam go, a teraz daję go wam. I byłaś dumna, ale i zatroskana o to, żeby świat mnie nie zniszczył.
Czułem, że jesteś przy mnie myślami. Interesował Cię każdy szczegół zasłyszany na mój temat. Potem długie godziny rozmyślałaś o moich sprawach. Usiłowałaś wyobrazić sobie miejsca, wydarzenia, twarze tych, którzy ze mną byli.
Chcę, żebyś wiedziała, że żyjąc coraz bardziej wśród ludzi i dla ludzi, nie zgubiłem Ciebie. Przeciwnie - doświadczając świata, odkrywałem w nim to, co Ty zawsze chciałaś mi dać. Znałaś to już od dawna.
Muszę Ci też wyznać, że tak jak mnie uczyłaś, jest w moim życiu Ktoś ważniejszy od Ciebie. Ty wiesz, że od Boga wyszedłem i do Niego podążam. Któż ma to lepiej wiedzieć, jeśli nie Ty. Najważniejsze zawsze było dla mnie odpowiadać na Jego wezwanie.
I przyszedł czas, kiedy opuściłem Ciebie i tatę, aby połączyć się z żoną. Masz teraz dwoje nowych dzieci. Ich dusze się połączyły. Twoje serce się poszerzyło.
Gdy analizuję dziś drogę naszego wspólnego życia, widzę, że jest opleciona Różańcem. Maryja swoje macierzyństwo przeżyła najdoskonalej. Była Matką Syna Bożego. Ty jesteś matką syna grzesznego, który jest przekonany, że Maryja jest z Ciebie dumna, i który życzy swojej Mamie uśmiechu Matki Bożej.

„Lubuszanka” - prosimy o kontakt

Biskup Dominik opiekuje się moją rodziną - to tytuł listu Czytelniczki, który zamieściliśmy w 10. numerze Niedzieli z 10 marca 2002 r. na s. 31. List ten został podpisany pseudonimem „Lubuszanka”.
Autorkę listu bardzo prosimy o pilne nawiązanie kontaktu z naszą redakcją oraz podanie adresu kontaktowego do wiadomości redakcji.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2005-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Św. Wincenty á Paulo

27 września br. obchodzimy wspomnienie św. Wincentego á Paulo. Urodził się on 24 kwietnia 1581 r. w wiosce Pouy, w południowej Francji. Pochodził z rodziny wieśniaczej i miał czworo rodzeństwa. Dopiero w 12. roku życia poszedł do szkoły. Mimo, że wcześniej zajmował się tylko wypasaniem owiec z nauką radził sobie bardzo dobrze i po szkole wstąpił do seminarium duchownego. W wieku 15 lat otrzymuje niższe święcenia i dostaje się na uniwersytet w Saragossie w Hiszpanii. Święcenia kapłańskie przyjmuje w 1600 r., miał wówczas zaledwie 19 lat. Kontynuował studia w Tuluzie, Rzymie i Paryżu, kształcąc się w dziedzinie prawa kanonicznego. Dobrze zapowiadająca się kariera młodego, zdolnego kapłana zmienia się w los niewolnika. W czasie podróży z Marsylii do Narbonne przez Morze Śródziemne został wraz z całą załogą napadnięty przez tureckich piratów i przywieziony do Tunisu jako niewolnik. W ciągu dwóch lat niewoli miał czterech panów, ostatniego zdołał nawrócić. Obaj uciekli do Europy i zamieszkali w Rzymie. Już wkrótce stał się wysłannikiem papieża Pawła V i trafił na dwór francuski, gdzie za sprawą królowej Katarzyny de Medicis przejął opiekę nad Szpitalem Miłosierdzia. Na własne życzenie objął probostwo w miasteczku Chatillon-les-Dombes, gdzie zetknął się ze starcami, inwalidami wojennymi, chorymi i ubogimi. Aby im jak najlepiej służyć, powołał „Bractwo Miłosierdzia”, a dla kobiet bractwo „Służebnic Ubogich”. W 1619 r. św. Wincenty otrzymał dekret mianujący go generalnym kapelanem wszystkich galer królewskich. Święty przeprowadzał wśród galerników misje i dbał o poprawę warunków życia. W 1625 r. powołał „Kongregację Misyjną” zrzeszającą kapłanów. Papież Urban VIII zatwierdził nowe zgromadzenie w 1639 r. Nowa rodzina zakonna zaczęła rozrastać się i objęła swoją opieką szpital dla trędowatych opactwa Saint-Lazare. Celem zgromadzenia, które dziś nosi nazwę Zgromadzenia Księży Misjonarzy Świętego Wincentego á Paulo jest głoszenie Ewangelii ubogim. W 1638 r. wraz ze św. Ludwiką de Marillac św. Wincenty założył żeńską rodzinę zakonną znaną dziś pod nazwą Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia (szarytki), której charyzmatem była praca z ubogimi i chorymi w szpitalach i przytułkach. Święty zmarł w domu zakonnym św. Łazarza w Paryżu 27 września 1660 r. W roku 1729 papież Benedykt XIII wyniósł Wincentego do chwały błogosławionych, a papież Klemens XII kanonizował go w roku 1737. Papież Leon XIII ogłosił św. Wincentego á Paulo patronem wszystkich dzieł miłosierdzia. Do Polski sprowadziła misjonarzy w 1651 r. jeszcze za życia Świętego królowa Maria Ludwika, żona króla Jana II Kazimierza. W Polsce prowadzili 40 parafii. W naszej diecezji ze Zgromadzenia Księży Misjonarzy św. Wincentego á Paulo (CM) pochodzi bp Paweł Socha, a misjonarze św. Wincentego pracują w Wyższym Seminarium Duchownym w Paradyżu, Gozdnicy, Iłowej, Przewozie, Skwierzynie, Słubicach, Trzcielu i Wymiarkach. Siostry Szarytki mają swoje domy w Gorzowie Wielkopolskim, Skwierzynie i Słubicach.
CZYTAJ DALEJ

Patronowie Dnia: Święci Kosma i Damian – święci ekumeniczni

[ TEMATY ]

Święci Kosma i Damian

Materiał vaticannews.va/pl

„Święci ekumeniczni”, ostatni święci dołączeni do kanonu rzymskiego – pisze ks. Arkadiusz Nocoń w felietonie dla portalu www.vaticannews.va/pl i Radia Watykańskiego. 26 września wspominamy św. Kosmę i św. Damiana, męczenników. Prawdopodobnie byli bliźniakami. Urodzili się w drugiej połowie III wieku, zmarli w 303 roku w Cyrze na terenie obecnej Turcji. Ich relikwie znajdują się w Rzymie w kościele im poświęconym. Są patronami lekarzy, pielęgniarek, farmaceutów oraz chorych.

Według różnych tradycji, św. Kosma i św. Damian mieli być bliźniakami, urodzonymi na Bliskim Wschodzie. Jako lekarze doskonalili swoje umiejętności w różnych miastach Cesarstwa Rzymskiego. Po przyjęciu wiary chrześcijańskiej w radykalny sposób zaczęli wypełniać Chrystusową zachętę: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych i wypędzajcie złe duchy! Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie! Nie zdobywajcie złota ani srebra, ani miedzi do swych trzosów” (Mt 10,8-9). Za swoją pracę nie pobierali więc żadnego wynagrodzenia. Takich jak oni, nazywano wówczas „anargytami”, od greckiego słowa anárgyroi, czyli „wrogowie pieniądza”, albo „ci, którzy nie przyjmują srebra”. Dla biednych, pozbawionych w tamtym czasie jakiejkolwiek opieki medycznej, byli jak dar z nieba.
CZYTAJ DALEJ

Śmiertelne wypadki podczas wyścigów kolarskich

2024-09-27 18:53

[ TEMATY ]

śmierć

wypadek

kolarstwo

PAP/MAXIME SCHMID

Muriel Furrer ze Szwajcarii na trasie Mistrzostw Świata

Muriel Furrer ze Szwajcarii na trasie Mistrzostw Świata

18-letnia Szwajcarka Muriel Furrer zmarła w szpitalu na skutek obrażeń, jakich doznała w czwartek podczas upadku na trasie wyścigu o mistrzostwo świata w kategorii juniorek w okolicach Zurychu. Zgodnie z wolą rodziny młodej zawodniczki mistrzostwa są kontynuowane.

To kolejna tragiczna śmierć na kolarskich trasach. Pierwszą odnotowaną śmiertelną ofiarą był w 1967 roku Brytyjczyk Tom Simpson, który stracił przytomnośc i zmarł podczas upalnego etapu Tour de France na podjeździe na Mont Ventoux. Sekcja zwłok wykazała, że zawodnik wspomagał się alkoholem i amfetaminą, co przy upale i ekstremalnym wysiłku doprowadziło do zgonu.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję