Postawiłem sobie zadanie zbyt trudne. Dysponuję przecież jedynie kilkoma czcionkami i kartką papieru. Tym mam wypowiedzieć to jedyne słowo - matka? Uwierz mi, nie dam rady. Zamiast życzeń, pozwól, że przypomnę, jak było.
Pamiętasz te dni, gdy zrozumiałaś, że jestem? Czy tato był wtedy przy Tobie? Wcześniej słyszałaś od niego nieraz, jak pełna jesteś piękna. Wreszcie zdecydowałaś się. Przyrzekłaś mu: „Oto ja, twoja żona. Niech nam się stanie według słowa - miłość”...
Gdzieś tam spotkaliśmy się. Na pewno zmieniłem Ci krajobraz świata, przeobraziłem Twoje życiowe plany. Wierzę, że uśmiechnęłaś się na wieść o mnie. Nie widząc, pokochałaś. Twoje fiat do dziś rozgrzewa aż do szpiku. To było nasze pierwsze spotkanie. Byłem cały Twój. Ty cała dla mnie. Pobiegłaś powiedzieć mężowi. On - mój ojciec - potwierdził Twoje macierzyństwo: matka mojego syna. Wtedy opuściły Cię wszelkie wątpliwości, a ja na znak radości poruszyłem się nie tylko w Tobie, ale i w sercu taty.
Rozpoczęły się miesiące radosnych tajemnic. Myślałaś, marzyłaś. Dusza wznosiła się na wyżyny. Czułaś, że Bóg dokonał w Tobie wielkiego cudu. Rozmnożył życie.
Przyszedł wreszcie trudny dzień moich narodzin. Jakże wielki... Nie umiałem mówić, więc krzyczałem, że Cię kocham za życie. Czułem, że w tym nowym, wielkim i nieznanym domu Ty będziesz najważniejsza. Miałaś smak mleka. Nigdy potem nic tak nie smakowało.
Owinęłaś mnie w pieluszki i położyłaś w najpiękniejszym z koszyków. Pamiętam, że przyszła babcia. Dziękowałem jej, ale nie wiem, czy mnie zrozumiała. Dziadek miał palce grube jak pnie drzew. Najważniejszy po Tobie był jednak tato. Patrzył łagodnie jak słońce i był bardzo ciepły. Długo i często tulił nas oboje.
Zanieśliście mnie później do kościoła, aby przedstawić Bogu. Wtedy po raz pierwszy zobaczyłem krzyż. Zauważyłaś to. Domyśliłaś się, za czym wodziłem oczyma. W tym momencie i ja spostrzegłem zamyślenie na Twojej twarzy. Po chwili rozpogodziłaś się, żeby mi nie było smutno. Chyba zrozumieliśmy, że w naszych sercach musi znaleźć się miejsce dla krzyża. Odtąd miał być wspólny.
Wróciliśmy do domu i pozostawaliśmy razem przez wiele lat. Tak dużo się wtedy działo. Nareszcie mogłem wymówić Twoje imię. Chodziłem za Tobą i głośno lub przytulony do ucha pytałem, pytałem bez końca. Odpowiadałaś po tysiąc razy. Denerwowałem Cię, prawda? Ale jakoś nam poszło. Dużo pomógł tata. Bez niego by się nie udało. Przezwyciężyliśmy moje nieposłuszeństwo i Twoje znużenie.
Odnosiłem swoje małe zwycięstwa. Na przykład to, gdy po raz pierwszy samodzielnie wszedłem na krzesło. Rosłem w latach i łasce u Boga i ludzi. Pozostały jakieś zdjęcia, ale głównie Twoje serce, w którym starannie zapisywałaś wszystko.
Nigdy się nie żaliłaś, a przecież nietrudno zgadnąć, że zadawałem Ci ból. Za wszystkie cierpienia całuję: zmarszczka po zmarszczce. Wiem jednak, że niektóre z nich musiały powstać. Narzekałaś, że byłem nieposłuszny, ja jednak zaczynałem już chodzić własnymi drogami. Bardziej słuchałem innych niż Ciebie. Opuszczałem dom na coraz dłużej. Szukałaś mnie, lękając się, by nic mi się nie stało. Słyszałem potem Twoje matczyne wyrzuty. Bolało Cię, ale i mnie także. Uczyliśmy się trudnej sztuki odchodzenia.
Moje życie musiałem przeżyć sam. Pojawiało się coraz więcej spraw, które już nie były bezpośrednio Twoje. Nie mogło być inaczej. Musieliśmy odnajdywać się w coraz to nowych sytuacjach i na nowo akceptować. Zrozumiałaś to z czasem i zaczęłaś nawet zachęcać, abym był dla innych. Pozwalałaś zapraszać koleżanki i kolegów. Odgadywałaś oznaki pierwszych młodzieńczych uczuć. Patrzyłaś, jak pasjonowałem się szkołą. - Patrzcie, to mój syn - mówiłaś. - Wychowałam go, a teraz daję go wam. I byłaś dumna, ale i zatroskana o to, żeby świat mnie nie zniszczył.
Czułem, że jesteś przy mnie myślami. Interesował Cię każdy szczegół zasłyszany na mój temat. Potem długie godziny rozmyślałaś o moich sprawach. Usiłowałaś wyobrazić sobie miejsca, wydarzenia, twarze tych, którzy ze mną byli.
Chcę, żebyś wiedziała, że żyjąc coraz bardziej wśród ludzi i dla ludzi, nie zgubiłem Ciebie. Przeciwnie - doświadczając świata, odkrywałem w nim to, co Ty zawsze chciałaś mi dać. Znałaś to już od dawna.
Muszę Ci też wyznać, że tak jak mnie uczyłaś, jest w moim życiu Ktoś ważniejszy od Ciebie. Ty wiesz, że od Boga wyszedłem i do Niego podążam. Któż ma to lepiej wiedzieć, jeśli nie Ty. Najważniejsze zawsze było dla mnie odpowiadać na Jego wezwanie.
I przyszedł czas, kiedy opuściłem Ciebie i tatę, aby połączyć się z żoną. Masz teraz dwoje nowych dzieci. Ich dusze się połączyły. Twoje serce się poszerzyło.
Gdy analizuję dziś drogę naszego wspólnego życia, widzę, że jest opleciona Różańcem. Maryja swoje macierzyństwo przeżyła najdoskonalej. Była Matką Syna Bożego. Ty jesteś matką syna grzesznego, który jest przekonany, że Maryja jest z Ciebie dumna, i który życzy swojej Mamie uśmiechu Matki Bożej.
„Lubuszanka” - prosimy o kontakt
Biskup Dominik opiekuje się moją rodziną - to tytuł listu Czytelniczki, który zamieściliśmy w 10. numerze Niedzieli z 10 marca 2002 r. na s. 31. List ten został podpisany pseudonimem „Lubuszanka”.
Autorkę listu bardzo prosimy o pilne nawiązanie kontaktu z naszą redakcją oraz podanie adresu kontaktowego do wiadomości redakcji.
Pomóż w rozwoju naszego portalu