Gdy nasz ksiądz proboszcz zaapelował do parafian, aby przyjęli do swoich domów na jedną noc pielgrzymów, w pierwszym odruchu nie wydało mi się, że może to i mnie dotyczyć. Ale z czasem uświadomiłam sobie,
że przecież w moim domu znajdzie się miejsce nawet dla 2 lub 3 osób, i zgłosiłam się do zakrystii ze swoją ofertą.
Nawet nie przypuszczałam, że to będzie takie twórcze i fascynujące! Przede wszystkim trzeba było przygotować miejsca do spania. A potem - coś do jedzenia, na kolację i śniadanie. Taka niespodziewana
wizyta to zawsze okazja do nadzwyczajnych porządków, więc się do nich solidnie przyłożyłam, dziękując Bogu za ten zapał, normalnie tak trudny do wydobycia z siebie. Upiekłam nawet szarlotkę, bo jakoś
ostatnio mi się nieźle udawała, więc nie bałam się kompromitacji.
Nasi pielgrzymi przybyli z Wrocławia na uroczystości związane z Kongresem Eucharystycznym. Mieliśmy ich odbierać po wieczornej Mszy św. w naszej parafii. Ksiądz podkreślał, że przyjęcie do swoich
domów pielgrzymów to jeden z dobrych uczynków chrześcijanina. Ale sama radość z poznania nowych osób i możliwości ich goszczenia wystarczyłyby za całą nagrodę.
Zamiast dwóch zapowiadanych autokarów przyjechał jeden, więc w rezultacie nie było potrzeba aż tylu miejsc noclegowych, wobec czego mieliśmy mieć przydzieloną mniejszą liczbę osób. Złapałam za rękę
jakąś miłą osobę w zbliżonym wieku i po upewnieniu się, że jest z Wrocławia, zgłosiłam gotowość zabrania jej do siebie. Ksiądz odnotował to na swojej liście i poszłyśmy do mnie.
Pani Renia okazała się osobą sympatyczną i serdeczną. Pogadałyśmy sobie nieco, ale zapragnęła iść spać jak najwcześniej ze względu na trudy podróży i plany na następny dzień, a było już grubo po dziesiątej.
Na kolację poprosiła tylko o trochę wody do swojego soku z termosu i nic więcej nie chciała. Nawet szarlotki. Mówi się trudno. Starałam się, ale przecież nie można nikogo uszczęśliwiać na siłę.
Trochę lepiej było ze śniadaniem, bo zjadła je, a ja jako gospodyni bardziej byłam usatysfakcjonowana jej apetytem. Wymieniłyśmy adresy i już zbierałyśmy się do wyjścia, bo miałam ją odprowadzić,
gdy zaczęła mi wciskać w rękę banknot dziesięciozłotowy. Broniłam się, bo przecież nie dla pieniędzy ją gościłam, i nawet zrobiło mi się przykro, że jakoś nie przemogła się, by przyjąć ten mój dar. Radziłam,
by dała tę kwotę na kościół, ale ona upierała się przy swoim.
W końcu i tak te pieniądze wylądowały na tacy, lecz pozostał w moim sercu jakiś niedosyt, a może nawet żal. Bo poczułam, że całą moją dobrą wolę, a także możliwość spełnienia dobrego uczynku po prostu
diabli wzięli przez te nieszczęsne dziesięć złotych.
Palestyńczycy ustawiają się w kolejce, aby otrzymać posiłek z kuchni, która zapewnia bezpłatne jedzenie osobom przesiedlonym w południowej części Strefy Gazy
Jesteśmy zszokowani wobec tego, co dzieje się w Gazie, i to mimo potępienia ze strony całego świata, ponieważ wszyscy jednomyślnie potępiają to, co się dzieje – powiedział Sekretarz Stanu kard. Pietro Parolin odpowiadając na pytania dziennikarzy dotyczące izraelskiego bombardowania w Strefie Gazy 25 sierpnia, na szpital Nasser w Khan Younis, które spowodowało śmierć 20 osób, w tym 5 dziennikarzy.
„To jest nonsensem” – dodał kard. Parolin, zauważając, że wydaje się, iż „nie ma żadnych oznak rozwiązania” i „że sytuacja staje się coraz bardziej skomplikowana, a z humanitarnego punktu widzenia coraz bardziej niepewna, ze wszystkimi konsekwencjami, które nieustannie widzimy”.
Ten zakątek wita ciepłymi, otwartymi ramionami. Przygarnia każdego, kto znajdzie w sobie dość siły, by do niego dotrzeć. W niemocy, bólu, płaczu. We wdzięczności za to, że kiedy już nikt nie słyszał, właśnie tu odnalazło się życie. Przed obliczem Matki Bożej Częstochowskiej na Jasnej Górze pokorniejemy. Wszyscy - młodsi i starsi - na chwilę stajemy się dziećmi. I jest nam z tym dobrze. W skupionej modlitwie na kolanach, ze złożonymi dłońmi przyciśniętymi do serca, na krótką chwilę zanurzamy się w miłości, która „wszystko rozumie”. Nawet nas i nasze poplątane ścieżki. A potem już wiadomo, że trzeba tu wrócić. Bo kiedy wstajemy z kolan, wszelkie kule, tarcze, kamienie, zostawiamy przed Jej obliczem, by ktoś je zawiesił na ścianie kaplicy jako swoiste wotum. Na znak tego, że następnym razem przyjdziemy tu o własnych siłach. A przyjdziemy na pewno…
Mieszkańcy wrocławskiej Wielkiej Wyspy podtrzymali tradycję i na Uroczystość NMP Matki Bożej Częstochowskiej pielgrzymowali do kościoła na Zalesiu. W pielgrzymce uczestniczyło ok. 200 osób, a w czasie postoju konferencję maryjną wygłosił o. Tomasz Marcinek CSSR, wikariusz parafii NMP Matki Bożej Pocieszenia we Wrocławiu - Dąbiu.
Jest to pielgrzymka trzech parafii. - Idea tej pielgrzymki jest taka, że te trzy parafie z Wielkiej Wyspy, czyli Matki Bożej Pocieszenia [Redemptoryści], parafia Świętej Faustyny i Świętej Rodziny, wspólnie pielgrzymujemy. O godzinie 16:00 spotkaliśmy się kościele Świętej Rodziny. Tam ksiądz proboszcz nas pobłogosławił, wysłał - podkreślił o. Marcinek, dodając: - W trakcie drogi odmówiliśmy modlitwę różańcowa, a na studni w Parku Szczytnickim wygłosił konferencję maryjną.
W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.