Reklama

„Buen camino!”

Niedziela Ogólnopolska 32/2008, str. 4-5

Ze zbiorów s. Barbary Podgórskiej CM

Ze zbiorów s. Barbary Podgórskiej CM

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Pielgrzymować to znaczy „być w drodze”. W pewnym sensie całe życie „jesteśmy w drodze”. Z chrześcijańskiego bowiem punktu widzenia pielgrzymujemy do Domu Ojca. Mamy wyznaczony szlak i każdego dnia wybieramy się w drogę, czasem nawet nie będąc tego świadomi. Ale są też pielgrzymki szczególne, te dosłowne, kiedy wędruje się w upale i słocie, w zmęczeniu i pragnieniu ku wyznaczonemu celowi. Najczęściej do miejsc szczególnych w dziejach naszej religii i naszej wiary. Może to być Jasna Góra, może być Fatima. My na naszej drodze spotkaliśmy Santiago de Compostela i św. Jakuba - ucznia Chrystusa.
W 7-osobowej grupie parafian z Polskiej Misji Katolickiej w Recklinghausen w północnych Niemczech wystartowaliśmy śladami św. Jakuba Apostoła po Hiszpanii, najpierw 2200 km samochodem, a potem, już w Hiszpanii, ponad 250 km pieszo do Composteli.
W leżącym w północno-zachodniej części Hiszpanii mieście i sanktuarium Santiago de Compostela, dość mało znanym w Polsce, mieści się grób św. Jakuba Apostoła, zwanego Starszym. Do grobu św. Jakuba pielgrzymowali królowie hiszpańscy, wędrowali wielcy święci Kościoła - byli tu m.in. św. Franciszek z Asyżu i św. Dominik, szli zwykli ludzie wypraszający u św. Jakuba potrzebne łaski, ale także grzesznicy, podróżnicy, poszukiwacze przygód, a nawet... ateiści. Warto zaznaczyć, że Santiago de Compostela po Jerozolimie i Rzymie jest najstarszym miejscem pielgrzymkowym na świecie. W miarę rozwoju i rozszerzania się sławy Santiago ukształtował się najpierw szlak, a potem to, co nazywa się dziś Camino de Santiago, czyli Droga św. Jakuba. Sama „droga” zaczyna się w Port w Pirenejach, jeszcze po francuskiej stronie, i liczy ponad 850 km. Prowadzi przez wiele pięknych i historycznych miast Hiszpanii, takich jak Pampeluna, Burgos, León czy Ponferrada.
Nasz pielgrzymi szlak rozpoczęliśmy w mieście Astorga - niezwykle pięknym i starym, pochodzącym jeszcze z czasów rzymskich (III wiek po narodzeniu Chrystusa). Oprócz monumentalnej katedry z XV wieku, poświęconej Matce Bożej, naszą uwagę przykuł pałac biskupi, który architektonicznie bardziej przypomina pałac z bajki Disneya niż dostojne „domicilium” pasterza diecezji. Mnóstwo łuków i załamań, liczne cienkie i strzeliste wieże, wykonane w białym granicie - wszystko to nadaje budowli nierzeczywisty wygląd. Nic też dziwnego, że pałac ten nie był nigdy zamieszkany, a dziś mieści się w nim Muzeum Drogi Jakubowej. Na całej drodze do Composteli rozmieszczone są tzw. refugio - specjalne noclegownie dla pielgrzymów. Zatrzymać się w nich na noc mają prawo tylko autentyczni pielgrzymi, a pierwszeństwo mają ci, którzy wędrując, niosą cały ekwipunek na własnych plecach.
Nasza trasa wiodła przez góry, m.in. przez Rabanal del Camino. Ponieważ był to pierwszy dzień wędrówki, szło się nam lekko, szybko, a nogi jeszcze nie miały prawa boleć. Na trasie mijaliśmy innych pielgrzymów, którzy - w przeciwieństwie do obyczajów pielgrzymkowych w Polsce - wędrują tu raczej indywidualnie, czasem parami, nigdy większą grupą.
Noc spędziliśmy w El Acebo - małej, skromnej wiosce z jednym kościołem i gospodą. Tradycja ustna podaje, że jej mieszkańcy zostali zwolnieni z płacenia podatków na rzecz króla w zamian za przygotowanie dla pielgrzymów 800 kamiennych drogowskazów na Drodze Jakubowej. Rano jawił się przed nami nowy etap pielgrzymiego szlaku - Ponferrada.
Wędrując w przepięknej scenerii gór, mijając tysiącletnie, małe, zaniedbane częściowo wioski hiszpańskie, przekraczaliśmy rzeczki, krocząc po kamiennych mostach, które pamiętają jeszcze czasy rzymskie, i tak w 40-stopniowym upale dotarliśmy do celu.
Ponferrada to piękne i nowoczesne miasto, mające jednak swoją historię. Bywali tu Rzymianie, później osiedlili się tu templariusze, których los w dziejach nie rozpieszczał. Jest tu obecny niemal prawie cały świat: Francuzi, Belgowie, Hiszpanie, Niemcy, Norwegowie, Argentyńczycy, Brazylijczycy, Amerykanie, Australijczycy. Poznaliśmy Jorge z Chile, rzeźbiarza, który wędruje po świecie od 20 lat, i małżeństwo architektów ze Słowacji, które pielgrzymowało od początku Drogi Jakubowej.
I tu trzeba pewnego dopowiedzenia. Ludzie, których spotyka się na trasie, stanowią pewnego rodzaju genius loci Drogi Jakubowej. Słowacy np. szli prosić o uzdrowienie swojej córki, inni pewnie podobnie, ale wielu wędrowało, jak sami twierdzili, dla przygody, dla sprawdzenia samych siebie, dla przemyśleń, wreszcie dla wzięcia udziału w fenomenie, który trwa od ponad 1200 lat - w wędrówce Drogą Jakubową. Na pielgrzymim szlaku spotykaliśmy katolików i ewangelików, spotkaliśmy Niemca, który nosił się jak wyznawca Hare Kryszna, ludzi obojętnych religijnie i... niewierzących. Zupełnie jak przed wiekami... Okazuje się, że mogą zmieniać się okoliczności życia, warunki rozwoju, środki transportu, a człowiek tak naprawdę jest ciągle taki sam, szuka sensu i celu swego życia.
Trzeba tu podkreślić wielką życzliwość gospodarzy - Hiszpanów. Codziennie przez ich miejsca zamieszkania - czasem dosłownie przez środek podwórka - wędrują obcy ludzie. Ani razu nie spotkaliśmy się z agresją, zniecierpliwieniem czy nawet obojętnością. Wprost przeciwnie: zawsze była wielka życzliwość i dobre słowo, a życzenie „Buen camino!” wpisało się na trwałe w naszą świadomość.
Jeden z najtrudniejszych etapów na Drodze Jakubowej prowadził z Villafranca do El Cebreiro. Trzeba było przez kilkanaście kilometrów wspinać się wąskimi wąwozami pod górę, przy braku orzeźwiającego powietrza i w wielkim upale. Niewielu miało siły i ochotę, aby podziwiać alpejskie widoki. Właśnie w takich okolicznościach postanowiliśmy odprawić Drogę Krzyżową. Kiedy człowiek idzie ostatkiem sił, kiedy chce mu się pić i boli go każdy kawałek ciała, łatwiej jest zrozumieć sens cierpienia.
El Cebreiro to osada położona 1400 m n.p.m. Tu również widać ślady Rzymian. Jest tu sanktuarium, które ściąga we wrześniu na odpust ponad 30 tys. wiernych - to miejsce cudu eucharystycznego. Dokonał się on w XIV wieku. Pewien mnich benedyktyński odprawiał samotnie w miejscowym kościółku Mszę św. Kiedy mimo szalejącej zamieci śnieżnej do kościoła wszedł wieśniak z sąsiedniej, niżej położonej wioski Barxamaior, mnich w sercu zdziwił się, że dla „kawałka chleba” chciało mu się pokonywać takie trudy. W czasie Przeistoczenia zdarzył się cud: chleb przemienił się w ciało, a wino - w krew. Do dziś można oglądać patenę i kielich cudu w ołtarzu kościółka oraz groby świadków cudu pochowanych obok.
Po kilkunastu dniach drogi nogi bolą już bardzo, ale pociesza fakt, że do Santiago już niedaleko. Do miasta Jakubowego wchodzi się przez tzw. Monte de Gozo (Wzgórze Radości), radości - bo z tego wzgórza widać już po raz pierwszy panoramę miasta i dwie wieże katedry św. Jakuba. W Santiago de Compostela w biurze pielgrzymkowym otrzymujemy tzw. La Compostela - świadectwo uczestnictwa w pielgrzymce do grobu św. Jakuba, wydawane tutaj od XIV wieku. O godz. 12 odprawiana jest Msza św. dla pielgrzymów, która w tym dniu miała szczególnie dużo polskich akcentów.
Jesteśmy wdzięczni Chrystusowi i Jego Apostołowi za tę wędrówkę, za trud, a także bolesne czasami doświadczenia i życzymy każdemu pielgrzymowi tegorocznego letniego pielgrzymowania na drogę jego życia „Buen camino!” - Dobrej drogi!

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2008-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

USA: plan dla Gazy

2025-09-30 07:55

[ TEMATY ]

Izrael

Palestyna

Gaza

PAP/EPA/MOHAMMED SABER

Podczas konferencji prasowej Donalda Trumpa i Benjamina Netanjahu 29 września w Waszyngtonie amerykański prezydent poinformował o planie dla Gazy, który ma zakończyć bezprecedensowe cierpienia Palestyńczyków oraz doprowadzić do przekazania przez Hamas Izraelowi żywych i nieżyjących zakładników porwanych podczas bestialskiego pogromu 7 października 2023 roku, w którym zamordowano ponad 1200 Izraelczyków, w tym co najmniej dziesięcioro obywateli polskich.

Straty palestyńskie w wyniku izraelskiej akcji militarnej sięgają już 66 tysięcy zabitych i przez znaczącą część społeczności międzynarodowej określane są mianem zbrodni wojennej i ludobójstwem. Przeciwko takiej retoryce władze Izraela zdecydowanie protestują.
CZYTAJ DALEJ

Św. Hieronim - „princeps exegetarum”, czyli „książę egzegetów”

Niedziela warszawska 40/2003

„Księciem egzegetów” św. Hieronim został nazwany w jednym z dokumentów kościelnych (encyklika Benedykta XV, „Spiritus Paraclitus”). W tym samym dokumencie określa się św. Hieronima także mianem „męża szczególnie katolickiego”, „niezwykłego znawcy Bożego prawa”, „nauczyciela dobrych obyczajów”, „wielkiego doktora”, „świętego doktora” itp.

Św. Hieronim urodził się ok. roku 345, w miasteczku Strydonie położonym niedaleko dzisiejszej Lubliany, stolicy Słowenii. Pierwsze nauki pobierał w rodzinnym Strydonie, a na specjalistyczne studia z retoryki udał się do Rzymu, gdzie też, już jako dojrzewający młodzieniec, przyjął chrzest św., zrywając tym samym z nieco swobodniejszym stylem dotychczasowego życia. Następnie przez kilka lat był urzędnikiem państwowym w Trewirze, ważnym środowisku politycznym ówczesnego cesarstwa. Wrócił jednak niebawem w swoje rodzinne strony, dokładnie do Akwilei, gdzie wstąpił do tamtejszej wspólnoty kapłańskiej - choć sam jeszcze nie został kapłanem - którą kierował biskup Chromacjusz. Tam też usłyszał pewnego razu, co prawda we śnie tylko, bardzo bolesny dla niego zarzut, że ciągle jeszcze „bardziej niż chrześcijaninem jest cycermianem”, co stanowiło aluzję do nieustannego rozczytywania się w pismach autorów pogańskich, a zwłaszcza w traktatach retorycznych i mowach Cycerona. Wziąwszy sobie do serca ten bolesny wyrzut, udał się do pewnej pustelni na Bliski Wschód, dokładnie w okolice dzisiejszego Aleppo w Syrii. Tam właśnie postanowił zapoznać się dokładniej z Pismem Świętym i w tym celu rozpoczął mozolne, wiele razy porzucane i na nowo podejmowane, uczenie się języka hebrajskiego. Wtedy też, jak się wydaje, mając już lat ponad trzydzieści, przyjął święcenia kapłańskie. Ale już po kilku latach znalazł się w Konstantynopolu, gdzie miał okazję słuchać kazań Grzegorza z Nazjanzu i zapoznawać się dokładniej z pismami Orygenesa, którego wiele homilii przełożył z greki na łacinę. Na lata 380-385 przypada pobyt i bardzo ożywiona działalność Hieronima w Rzymie, gdzie prowadził coś w rodzaju duszpasterstwa środowisk inteligencko-twórczych, nawiązując przy tym bardzo serdeczne stosunki z ówczesnym papieżem Damazym, którego stał się nawet osobistym sekretarzem. To właśnie Damazy nie tylko zachęcał Hieronima do poświęcenia się całkowicie pracy nad Biblią, lecz formalnie nakazał mu poprawić starołacińskie tłumaczenie Biblii (Itala). Właśnie ze względu na tę zażyłość z papieżem ikonografia czasów późniejszych ukazuje tego uczonego męża z kapeluszem kardynalskim na głowie lub w ręku, co jest oczywistym anachronizmem, jako że godność kardynała pojawi się w Kościele dopiero około IX w. Po śmierci papieża Damazego Hieronim, uwikławszy się w różne spory z duchowieństwem rzymskim, był zmuszony opuścić Wieczne Miasto. Niektórzy bibliografowie świętego uważają, że u podstaw tych konfliktów znajdowały się niezrealizowane nadzieje Hieronima, że zostanie następcą papieża Damazego. Rzekomo rozczarowany i rozgoryczony Hieronim postanowił opuścić Rzym raz na zawsze. Udał się do Ziemi Świętej, dokładnie w okolice Betlejem, gdzie pozostał do końca swego, pełnego umartwień życia. Jest zazwyczaj pokazywany na obrazkach z wielkim kamieniem, którym uderza się w piersi - oddając się już wyłącznie pracy nad tłumaczeniem i wyjaśnianiem Pisma Świętego, choć na ten czas przypada również powstanie wielu jego pism polemicznych, zwalczających błędy Orygenesa i Pelagiusza. Zwolennicy tego ostatniego zagrażali nawet życiu Hieronima, napadając na miejsce jego zamieszkania, skąd jednak udało mu się zbiec we właściwym czasie. Mimo iż w Ziemi Świętej prowadził Hieronim życie na wpół pustelnicze, to jednak jego głos dawał się słyszeć od czasu do czasu aż na zachodnich krańcach Europy. Jeden z ówczesnych Ojców Kościoła powiedział nawet: „Cały zachód czeka na głowę mnicha z Betlejem, jak suche runo na rosę niebieską” (Paweł Orozjusz). Mamy więc do czynienia z życiem niezwykle bogatym, a dla Kościoła szczególnie pożytecznym właśnie przez prace nad Pismem Świętym. Hieronimowe tłumaczenia Biblii, zwane inaczej Wulgatą, zyskało sobie tak powszechne uznanie, że Sobór Trydencki uznał je za urzędowy tekst Pisma Świętego całego Kościoła. I tak było aż do czasu Soboru Watykańskiego II, który zezwolił na posługiwanie się, zwłaszcza w liturgii, narodowo-nowożytnymi przekładami Pisma Świętego. Proces poprawiania Wulgaty, zapoczątkowany jeszcze na polecenie papieża Piusa X, zakończono pod koniec ubiegłego stulecia. Owocem tych żmudnych prac, prowadzonych głównie przez benedyktynów z opactwa św. Hieronima w Rzymie, jest tak zwana Neo-Wulgata. W dokumentach papieskich, tych, które są jeszcze redagowane po łacinie, Pismo Święte cytuje się właśnie według tłumaczenia Neo-Wulgaty. Jako człowiek odznaczał się Hieronim temperamentem żywym, żeby nie powiedzieć cholerycznym. Jego wypowiedzi, nawet w dyskusjach z przyjaciółmi, były gwałtowne i bardzo niewybredne w słownictwie, którym się posługiwał. Istnieje nawet, nie wiadomo czy do końca historyczna, opowieść o tym, że papież Aleksander III, zapoznając się dokładnie z historią życia i działalnością pisarską Hieronima, poczuł się tą gwałtownością jego charakteru aż zgorszony i postanowił usunąć go z katalogu mężów uważanych za świętych. Rzekomo miały Hieronima uratować przekazy dotyczące umartwionego stylu jego życia, a zwłaszcza ów wspomniany już kamień. Podobno Papież wypowiedział wówczas wielce znaczące zdanie: „Ne lapis iste!” (żeby nie ten kamień). Nie należy Hieronim jednak do szczególnie popularnych świętych. W Rzymie są tylko dwa kościoły pod jego wezwaniem. „W Polsce - pisze ks. W. Zaleski, nasz biograf świętych Pańskich - imię Hieronim należy do rzadziej spotykanych. Nie ma też w Polsce kościołów ani kaplic wystawionych ku swojej czci”. To ostatnie zdanie wymaga już jednak korekty. Od roku 2002 w diecezji warszawsko-praskiej istnieje parafia pod wezwaniem św. Hieronima.
CZYTAJ DALEJ

Papież: plan Trumpa dla Strefy Gazy to może być realistyczna propozycja

2025-09-30 21:31

[ TEMATY ]

strefa gazy

Papież Leon XIV

plan Trumpa

realistyczna propozycja

Vatican Media

Papież opuszczający Castel Gandolfo

Papież opuszczający Castel Gandolfo

Wydaje się to być realistyczna propozycja – powiedział Leon XIV o planie pokojowym Prezydenta USA dla Gazy. „Miejmy nadzieję, że go zaakceptują” - dodał. Jednocześnie zaznaczył, że ważne jest, „aby nastąpiło zawieszenie broni, uwolnienie zakładników”. W samym planie pokojowym „są elementy, które, jak sądzę, są bardzo interesujące, i mam nadzieję, że Hamas przyjmie je w wyznaczonym czasie” – powiedział Papież.

W odpowiedzi na pytanie o flotyllę, która zbliża się do Gazy, aby dostarczyć pomoc, ale także, aby przełamać blokadę morską Izraela Papież odpowiedział: „To jest bardzo trudne, widoczna jest chęć odpowiedzi na prawdziwy kryzys humanitarny, ale jest tam wiele elementów”. Dodał, że wszystkie strony o tym mówią i mamy nadzieję, że nie dojdzie do przemocy i że ludzie będą szanowani, to jest bardzo ważne”.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję