Reklama

In vitro - czyli zabójstwo

Zabójstwo niewinnych istot ludzkich, nawet gdy przynosi korzyść innym, jest dla katolika aktem absolutnie niedopuszczalnym

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Gdy w ubiegłym roku urodziła się w Genewie „dziewczynka-lekarstwo”, cały świat cieszył się wraz z jej rodzicami. Poczęta sztucznie w laboratorium w Brukseli, wybrana spośród pewnej liczby embrionów, dopasowana genetycznie, mogła być dawcą szpiku kostnego. Jej zadaniem było uratować życie chorego braciszka.
Z roku na rok media coraz częściej donoszą o podobnych rewelacjach z dziedziny biotechnologii. Odbieramy je, na ogół niewiele się zastanawiając, z radością i nadzieją na nowy wspaniały świat bez chorób i nieszczęść. I tylko ostrzegawczy głos Kościoła zdaje się nieco zaburzać tę uciechę. Dlaczego właściwie Kościół ciągle mówi „nie”, dlaczego sprzeciwia się postępowi nauk biologicznych? Dlaczego tak bardzo stara się ograniczyć wolność badań naukowych? Stawiamy te pytania - z bezmyślnym zarzutem - nie poświęcając ani chwili na tę głębszą, bioetyczną refleksję, jaką zaproponował nam już przecież Jan Paweł II.
O przypadku genewskiej „dziewczynki-lekarstwa” watykańscy eksperci, powtarzając niemal dosłownie niepokoje Jana Pawła II, mówią dziś: jeśli nawet trudno krytykować subiektywne pragnienie rodziców, którzy bardzo cierpieli z powodu choroby swego dziecka, a następnie ucieszyli się z uzdrowienia go, to należy uznać, że technika „dzieci-lekarstw” stanowi niepokojącą formę eugenizmu; ponadto trzeba pamiętać o tym, że aby przyszła na świat „dziewczynka-lekarstwo”, w laboratorium wytworzono prawdopodobnie 20-30 zarodków ludzkich w celu wytypowania tylko tego jednego dziecka - tylko jedno z nich mogło więc przeżyć, pozostałe zostały wyeliminowane i zniszczone, jak pospolity towar... Tego rodzaju praktyka - mówią kościelni bioetycy w 2008 r. - oznacza cofanie się człowieczeństwa, i to szczególnie podstępne, gdyż ukrywają je emocje związane z chorym dzieckiem i cierpieniem jego rodziców.

Przeciw biopolityce

„Nie sposób wreszcie nie odczuwać głębokiego zaniepokojenia wobec niewiarygodnych wprost możliwości badań w dziedzinie biologii (...). Lekceważenie lub odrzucanie podstawowych norm etycznych prowadzi człowieka na próg samozniszczenia” - pisał w Orędziu na światowy dzień pokoju już w 1990 r. Jan Paweł II. Bardzo niechętnie przyjmowano jego ostrzegające wypowiedzi o tym, że „postęp” niesie ze sobą najprawdziwsze zagrożenia dla samej istoty człowieczeństwa, że w jego wyniku już teraz człowiek obraca się przeciw sobie samemu, zupełnie tego nie zauważając. Może zauważy, gdy będzie za późno? - zdawał się pytać Papież.
Narastającym zagrożeniom życia ludzkiego poświęcony był Nadzwyczajny Konsystorz Kardynałów w 1991 r., potwierdzający świętą nienaruszalność życia ludzkiego od poczęcia. Po dodatkowych konsultacjach z biskupami całego Kościoła w 1995 r. Jan Paweł II podpisuje encyklikę „Evangelium vitae”. Zawarta w niej bezkompromisowość przypieczętowała opinię o polskim Papieżu jako zatwardziałym i zacofanym konserwatyście, niegodzącym się np. na dopuszczalność aborcji i antykoncepcji w celu ratowania świata przed przerostem zaludnienia i głodem. Świat się gorszył i nie chciał pojąć tego, że Jan Paweł II jest nie tylko bezwzględnym obrońcą życia, ale też wrogiem wszelkiej biopolityki, czyli politycznego wpływu np. na planowanie rodziny w celu rozwiązania „problemu demograficznego”. Media nagłaśniały, jak zawsze, tylko watykańskie „nie”, nie zajmując się wcale papieskimi uzasadnieniami, że ubóstwo i głód mają całkiem inne przyczyny i można im zaradzić innymi metodami. Że przyczyną wszechogarniającej świat „cywilizacji śmierci” są błędne ideologie, które nakłaniają do życia bardziej wygodnego, do rezygnacji z wartości etycznych. Ten prymitywny utylitaryzm, to wygodnictwo człowieka, zabija wrażliwość na Boga, odbiera człowiekowi godność, a w końcu i samo życie - mówił Jan Paweł II.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Horrendalny biznes

Gdy w styczniu 2001 r. wyższa izba brytyjskiego parlamentu po wielogodzinnej, burzliwej debacie przyjęła projekt zezwalający na klonowanie ludzkich embrionów w celach terapeutycznych, fakt ten uznano w świecie za prometejski punkt zwrotny w dziejach medycyny i zarazem początek pewnej nieuchronności. Mimo przeważających zachwytów Jan Paweł II, jak zwykle, bardzo zdecydowanie zaprotestował. I, oczywiście, wywołał tym zdziwienie, a nawet pewne zniecierpliwienie. Jak chyba nigdy wcześniej - nawet przy okazji potępienia aborcji - wyrzucano mu, że usiłuje nałożyć kaganiec na wolną naukę, na cudowny postęp.
Brytyjska debata była poprzedzona równie burzliwą wcześniejszą dyskusją na forum międzynarodowym. Dyskusja była najwyraźniej dwubiegunowa: Kościół katolicki - reszta świata. Strona watykańska zwracała uwagę na rysującą się możliwość niebezpiecznego rozluźnienia prawa zakazującego uczonym prowadzenia eksperymentów na człowieku. Dziennik „L’Osservatore Romano” ostrzegał, że w ten sposób zostaje otwarta furtka wprost do klonowania ludzi. Dziennik przypomniał też, że Kościół katolicki potępia wszystkie formy sztucznej prokreacji i za jedyną dopuszczalną formę tworzenia życia uznaje stosunek płciowy między mężem a żoną. Tego rodzaju stwierdzenia nie tylko nie trafiały do przekonania zachwyconej większości, ale wywoływały lekceważące uśmiechy „światłych elit”.
Pod koniec XX wieku możliwość badań nad klonowaniem komórek i tkanek embrionalnych człowieka rozważano już także w Stanach Zjednoczonych, we Włoszech i w innych krajach. Latem 2000 r. prasa całego świata rozpisywała się o korzyściach medycznych z zastosowania macierzystych komórek zarodkowych, np. przy leczeniu choroby Alzheimera czy Parkinsona. Papieska Akademia Życia ucinała dyskusję, oświadczając, że żaden cel nie może usprawiedliwić podobnej interwencji, gdyż klonowanie embrionów ludzkich - czy to w celach terapeutycznych, czy naukowych - jest głęboko niemoralne. Przypomniano tu znane i niepodważalne stanowisko Kościoła o szacunku dla życia ludzkiego od samego poczęcia, padło też - co bardzo istotne - oskarżenie, że decyzje rządów o dopuszczalności tych badań są jawnym ustępstwem wobec przemysłu zainteresowanego handlem materiałem ludzkim, umożliwiają rozrost najbardziej horrendalnej gałęzi gospodarki, jaką jawi się już niezwykle dochodowy biznes biotechnologiczny.

Niebezpieczeństwo mentalności eugenicznej

Trudno zrozumieć, dlaczego Jan Paweł II, a za nim Kościół, potępia techniki sztucznej reprodukcji, które wydają się służyć życiu i często są stosowane z tą intencją. Może dlatego, że nigdy nie nagłaśniano dostatecznie i obiektywnie tego, co starał się wytłumaczyć.
Tłumaczenie, że sztuczna prokreacja jest nie do przyjęcia z punktu widzenia moralnego, ponieważ wyobcowuje ją od prawdziwie ludzkiego kontekstu aktu małżeńskiego, niemal przestało istnieć. Nie będą się nad tym zastanawiać polscy parlamentarzyści - w większości wielcy admiratorzy Jana Pawła II, jakże często przywołujący jego nauki, głosując za rządową propozycją refundowania zabiegów in vitro z publicznej kasy. Trochę - ale bez przesady i bez zagłębiania się w możliwości technologiczne - dyskutuje się już o tzw. nadliczbowych zarodkach potrzebnych dla zapewnienia sukcesu sztucznego zapłodnienia, o ograniczeniu ich liczby… Rzeczywistość jest nadal taka, że w procesie zapłodnienia in vitro wciąż notuje się wysoki procent niepowodzeń: dotyczy to nie tyle samego momentu zapłodnienia, ile następnej fazy rozwoju zarodka wystawionego na ryzyko rychłej śmierci. A zatem w procesie takiego zapłodnienia wytwarza się większą liczbę embrionów, niż to jest konieczne, a następnie „embriony nadliczbowe” są zabijane lub wykorzystywane w badaniach naukowych, „które mają rzekomo służyć postępowi nauki i medycyny, a w rzeczywistości redukują życie ludzkie jedynie do roli «materiału biologicznego», którym można swobodnie dysponować” (EV 14). To, co pisał Jan Paweł II w „Evangelium vitae”, pozostaje tragicznie aktualne.
Dlaczego Jan Paweł II nie popierał badań prenatalnych, które przecież nie wzbudzają obiekcji moralnych, ponieważ ich celem jest zdrowie dziecka nienarodzonego? To pytanie stawiają, jakże często, także ludzie wierzący. Problem wydaje się mało istotny. Jednak Jan Paweł II jest specjalistą od pokazywania, jak z małych rzeczy powstają wielkie. Niewinne badania prenatalne - ostrzegał - zbyt często dostarczają okazji do przerwania ciąży. Jest to wówczas „aborcja eugeniczna, akceptowana przez opinię publiczną o specyficznej mentalności, co do której ustala się błędny pogląd, że jest ona wyrazem wymogów «terapeutycznych»: mentalność ta przyjmuje życie tylko pod pewnymi warunkami, odrzucając ułomność, kalectwo i chorobę” (EV 14).
To - zdaniem Jana Pawła II - kolejne ogromne niebezpieczeństwo dla współczesnego świata.

2008-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Święty oracz

Niedziela przemyska 20/2012

W miesiącu maju częściej niż w innych miesiącach zwracamy uwagę „na łąki umajone” i całe piękno przyrody. Gromadzimy się także przy przydrożnych kapliczkach, aby czcić Maryję i śpiewać majówki. W tym pięknym miesiącu wspominamy również bardzo ważną postać w historii Kościoła, jaką niewątpliwie jest św. Izydor zwany Oraczem, patron rolników.
Ten Hiszpan z dwunastego stulecia (zmarł 15 maja w 1130 r.) dał przykład świętości życia już od najmłodszych lat. Wychowywany został w pobożnej atmosferze swojego rodzinnego domu, w którym panowało ubóstwo. Jako spadek po swoich rodzicach otrzymać miał jedynie pług. Zapamiętał również słowa, które powtarzano w domu: „Módl się i pracuj, a dopomoże ci Bóg”. Przekazy o życiu Świętego wspominają, iż dom rodzinny świętego Oracza padł ofiarą najazdu Maurów i Izydor zmuszony był przenieść się na wieś. Tu, aby zarobić na chleb, pracował u sąsiada. Ktoś „życzliwy” doniósł, że nie wypełnia on należycie swoich obowiązków, oddając się za to „nadmiernym” modlitwom i „próżnej” medytacji. Jakież było zdumienie chlebodawcy Izydora, gdy ujrzał go pogrążonego w modlitwie, podczas gdy pracę wykonywały za niego tajemnicze postaci - mówiono, iż były to anioły. Po zakończonej modlitwie Izydor pracowicie orał i w tajemniczy sposób zawsze wykonywał zaplanowane na dzień prace polowe. Pobożna postawa świętego rolnika i jego gorliwa praca powodowały zawiść u innych pracowników. Jednak z czasem, będąc świadkami jego świętego życia, zmienili nastawienie i obdarzyli go szacunkiem. Ta postawa świętości wzbudziła również u Juana Vargasa (gospodarza, u którego Izydor pracował) podziw. Przyszły święty ożenił się ze świątobliwą Marią Torribą, która po śmierci (ok. 1175 r.) cieszyła się wielkim kultem u Hiszpanów. Po śmierci męża Maria oddawała się praktykom ascetycznym jako pustelnica; miała wielkie nabożeństwo do Najświętszej Marii Panny. W 1615 r. jej doczesne szczątki przeniesiono do Torrelaguna. Św. Izydor po swojej śmierci ukazać się miał hiszpańskiemu władcy Alfonsowi Kastylijskiemu, który dzięki jego pomocy zwyciężył Maurów w 1212 r. pod Las Navas de Tolosa. Kiedy król, wracając z wojennej wyprawy, zapragnął oddać cześć relikwiom Świętego, otworzono przed nim sarkofag Izydora, a król zdumiony oznajmił, że właśnie tego ubogiego rolnika widział, jak wskazuje jego wojskom drogę...
Izydor znany był z wielu różnych cudów, których dokonywać miał mocą swojej modlitwy. Po śmierci Izydora, po upływie czterdziestu lat, kiedy otwarto jego grób, okazało się, że jego zwłoki są w stanie nienaruszonym. Przeniesiono je wówczas do madryckiego kościoła. W siedemnastym stuleciu jezuici wybudowali w Madrycie barokową bazylikę pod jego wezwaniem, mieszczącą jego relikwie. Wśród licznych legend pojawiają się przekazy mówiące o uratowaniu barana porwanego przez wilka, oraz o powstrzymaniu suszy. Izydor miał niezwykły dar godzenia zwaśnionych sąsiadów; z ubogimi dzielił się nawet najskromniejszym posiłkiem. Dzięki modlitwom Izydora i jego żony uratował się ich syn, który nieszczęśliwie wpadł do studni, a którego nadzwyczajny strumień wody wyrzucił ponownie na powierzchnię. Piękna i nostalgiczna legenda, mówiąca o tragedii Vargasa, któremu umarła córeczka, wspomina, iż dzięki modlitwie wzruszonego tragedią Izydora, dziewczyna odzyskała życie, a świadkami tego niezwykłego wydarzenia było wielu ludzi. Za sprawą św. Izydora zdrowie odzyskać miał król hiszpański Filip III, który w dowód wdzięczności ufundował nowy relikwiarz na szczątki Świętego.
W Polsce kult św. Izydora rozprzestrzenił się na dobre w siedemnastym stuleciu. Szerzyli go głównie jezuici, mający przecież hiszpańskie korzenie. Izydor został obrany patronem rolników. W Polsce powstawały również liczne bractwa - konfraternie, którym patronował, np. w Kłobucku - obdarzone w siedemnastym stuleciu przez papieża Urbana VIII szeregiem odpustów. To właśnie dzięki jezuitom do Łańcuta dotarł kult Izydora, czego materialnym śladem jest dzisiaj piękny, zabytkowy witraż z dziewiętnastego stulecia z Wiednia, przedstawiający modlącego się podczas prac polowych Izydora. Do łańcuckiego kościoła farnego przychodzili więc przed wojną rolnicy z okolicznych miejscowości (które nie miały wówczas swoich kościołów parafialnych), modląc się do św. Izydora o pomyślność podczas prac polowych i o obfite plony. Ciekawą figurę św. Izydora wspierającego się na łopacie znajdziemy w Bazylice Kolegiackiej w Przeworsku w jednym z bocznych ołtarzy (narzędzia rolnicze to najczęstsze atrybuty św. Izydora, przedstawianego również podczas modlitwy do krucyfiksu i z orzącymi aniołami). W 1848 r. w Wielkopolsce o wolność z pruskim zaborcą walczyli chłopi, niosąc jego podobiznę na sztandarach. W 1622 r. papież Grzegorz XV wyniósł go na ołtarze jako świętego.

CZYTAJ DALEJ

Zmarła Zofia Czekalska "Sosenka", uczestniczka Powstania Warszawskiego

2024-05-14 19:24

[ TEMATY ]

Powstanie Warszawskie

Zofia Czekalska

Portret z wystawy w Muzeum Powstania Warszawskiego/autor zdjęcia: Agata Kowalska

Zofia Czekalska „Sosenka”

Zofia Czekalska „Sosenka”

Zofia Czekalska "Sosenka", powstańcza łączniczka w zgrupowaniu "Chrobry II", sanitariuszka, zmarła w wieku 100 lat. Informację o jej śmierci przekazał prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski. "Pani Zofio, +Sosenko+ - dziękujemy za wszystko. Warszawa zawsze będzie o pani pamiętać" - napisał.

"+Pani jest coraz młodsza!+ - mówiłem za każdym razem, kiedy się spotykaliśmy. I to nie była urzędowa uprzejmość. Bo tych pokładów energii i zapału, które miała zawsze w sobie, mógłby jej pozazdrościć każdy (ja z całą pewnością zazdrościłem). Bo za każdym razem zarażała uśmiechem, który praktycznie nigdy nie schodził z jej twarzy" - napisał na platformie X prezydent Warszawy.

CZYTAJ DALEJ

Bp Przybylski: Kościół, choć nie jest z tego świata, pełni swoją misję tu i teraz

2024-05-15 20:26

[ TEMATY ]

KUL

bp Andrzej Przybylski

Karol Porwich/Niedziela

Bp Andrzej Przybylski

Bp Andrzej Przybylski

Kościół, choć nie jest z tego świata, pełni swoją misję tu i teraz na tym świecie - mówił biskup pomocniczy archidiecezji częstochowskiej Andrzej Przybylski podczas Mszy św. w kościele akademickim na zakończenie drugiego dnia 56. Tygodnia Eklezjologicznego na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Tematem tegorocznej edycji tego wydarzenia jest „Kościół i Państwo - razem czy osobno?”, a jego organizatorem jest Wydział Teologii KUL.

W homilii hierarcha, nawiązując do tekstu dzisiejszej Ewangelii, podkreślił, że Chrystus trwa w nieustannej opiece i modlitwie za wszystkich ludzi.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję