z „książką w ręku”, żeby były pełnowartościowe i o właściwej porze, spacery do południa i po południu, kąpiele, prania itd. Wprawdzie jeszcze wtedy pozornie nie byłam sama… ale nie było łatwo. Do tego wszystkiego praca, która wymagała solidnego przygotowania się i dobrej kondycji psychicznej. Jak ja mogłam sobie z tym wszystkim poradzić?
Wtedy o tym nie myślałam, ale teraz to widzę bardzo dokładnie. Panie, niosłeś mnie cały czas na rękach, ochra- niałeś mnie, podnosiłeś, kiedy upadałam, byłeś cały czas przy mnie… Jak mogłam tego nie czuć?!
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Czwartek…
Czytam fragment Pisma Świętego przeznaczony do me- dytacji – Mdr 11, 22-26 – Bóg miłośnikiem życia… W komen- tarzu do tego fragmentu Pisma znajduje się parę pytań, na które muszę odpowiedzieć sama przed sobą: Dlaczego ja żyję? Po co zostałam powołana do życia? W jakim celu?
Reklama
Mam na swoim koncie dwa małżeństwa, które nie były szczęśliwe. Od dłuższego czasu żyję sama, zajmując się moim niepełnosprawnym synem. Kiedyś, dawno temu, podjęłam niełatwą decyzję o samotnym życiu. Moje pierwsze mał- żeństwo było związkiem sakramentalnym, drugie – tylko cywilnym. Kiedy Pan dał mi szansę, żebym stanęła w praw- dzie i kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że żyję w grzechu śmiertelnym – musiałam coś zrobić. Tym bardziej że odczu- wałam bardzo dotkliwie brak możliwości przystępowania do sakramentów świętych. Najpierw była szamotanina, wyrywanie sobie włosów z głowy i brak koordynacji we wszystkich działaniach.
Ale tu też byłeś ze mną, Panie, prowadziłeś mnie za rękę, ustawiałeś drogowskazy i sygnały świetlne, żebym nie zabłą- dziła. Zaczęłam długą i mozolną drogę naprawiania swojego życia: pamiętam czas wielu rozmów z ks. P., duszpasterzem małżeństw niesakramentalnych, odbyłam wiele nocnych pielgrzymek pokutnych do Niepokalanowa w tej intencji… Był to czas bolesnych doświadczeń i czas odkrywania swoich zranień. Ale też czas nadziei na powtórne narodzenie się, na odnalezienie się w prawdzie i w Bogu.
W moim drugim małżeństwie ani ja, ani mój partner nie byliśmy szczęśliwi, teraz wiem, że nie stanowiliśmy jedności, nie budowaliśmy naszego związku w łączności z Panem. Byli- śmy jak dwa niezależnie funkcjonujące urządzenia odłączone od źródła zasilania. Działaliśmy chaotycznie, bez kompasu i busoli, każdy kolejny dzień był przypadkiem… Kiedy roz- staliśmy się (przeprowadziliśmy rozwód i zamieszkaliśmy oddzielnie, on sam, ja z wszystkimi dziećmi), poczułam taką ulgę, że do dziś pamiętam pierwsze moje dni, kiedy zostałam już tylko z dziećmi. Byłam wolna, pierwszy raz od wielu lat! Zyskałam prawdziwą wolność, która daje szczęście.
Reklama
Nie jest to takie samo szczęście, jakie odczuwa ktoś kochający i kochany, żyjący w związku małżeńskim z długo i starannie wybieraną osobą, z którą wszystko go łączy, a prawie nic nie dzieli… Ale poczułam szczęście dziecka Bożego, ukochanego i przytulonego przez Boga.
Dziękuję ci, Panie, za krzyż życia z drugim człowiekiem bez Twojego błogosławieństwa i bez Twojej zgody, bo dzięki temu zrozumiałam, jak ważna dla mnie jest Twoja obec- ność w moim życiu, że bez Twojego wsparcia, bez Twojej opieki moje życie jest puste i bez sensu. Zrozumiałam, że samotność, której się tak panicznie boi wielu ludzi, nie czyni człowieka nieszczęśliwym – jeśli Ty jesteś blisko. Za to samotność dwojga ludzi tkwiących bez Twojej obecności w życiu pełnym bezustannych pretensji i poczucia krzywdy, frustracji i permanentnego cierpienia – jest najokrutniejszą formą samotności na świecie.
***
Dzięki rekolekcjom odkryłam moje powołanie. Moim powo- łaniem jest odkopywanie i odkrywanie kolejnych „talentów” mojego niepełnosprawnego syna.
Praca nad rozwijaniem jego talentów daje niesamowite efekty. Z czasem okazuje się, że jest mnóstwo przestrzeni, w których Mateusz, niepełnosprawny 27-letni facet, może funkcjonować konkurencyjnie dla osób zupełnie sprawnych. Na przykład sport: Mateusz świetnie pływa, jeździ na łyżwach, rolkach, nartach, na rowerze, jego pasją jest wspinaczka, regularnie trenuje na ściance wspinaczkowej. Największą jednak pasją Mateusza jest muzyka: ma rewe- lacyjny słuch i pamięć muzyczną, ma „zahibernowane” w pamięci swoje ulubione piosenki z różnych nagrań, które kolekcjonuje.
Reklama
Jestem z niego dumna, to dzięki niemu byłam już w tylu krajach, nawet dwa razy w Ameryce, gdzie dwukrotnie wystę- powaliśmy. Z koncertami. A także w Hiszpanii, w Austrii… Dzięki naszym wspólnym występom mam szansę na speł- nienie moich marzeń o podróżach. A co najważniejsze – odkryłam w sobie powołanie do mówienia o Bogu innym ludziom przy pomocy muzyki.
Dzięki Ci, Panie! Dostałam od Ciebie wielki dar, powołanie do ewangelizowania.
Dzięki ci, Panie! To dzięki Twojemu prowadzeniu przekułam
„kalectwo” Mateusza na sukces – w Ameryce, gdzie byliśmy z koncertami w wielu miastach, okazało się, że zarówno on, jak i autystyczna dziewczyna, z którą śpiewał w duecie, dają ludziom tyle bezinteresownej miłości i radości, że nikt nie był w stanie tego przewidzieć.
Okazało się, że dwójka niepełnosprawnych, upośledzonych młodych ludzi, za których może wielu nie dałoby „złamanego grosza”, gołym okiem patrząc, nic niewartych dla dzisiejszego świata – niesie taką ilość bezinteresownej, szczerej miłości, że ma ona niesamowitą siłę rażenia.
Ci najsłabsi, ułomni, nieporadni dają świadectwo Bożej miłości i przewodzą tę miłość najlepiej ze wszystkich ludzi. Są jak „kosmici” – wyposażeni przez samego Boga w coś, czego my nie widzimy, ale czujemy, jeśli tej miłości jesteśmy w stanie ulec. Ona nas ogarnia jak fala i unosi ze sobą.
Piątek…
Reklama
Dzięki ci, Panie, za krzyż niepełnosprawności mojego syna. Tak naprawdę ten krzyż jest moim zbawieniem i łaską. Dzięki niemu jestem innym człowiekiem. Kiedyś myślałam wyłącz- nie o sobie, teraz o sobie już nie pamiętam. Jego problemy, codzienna walka z nimi uwrażliwiły mnie na potrzeby innych ludzi, dzięki niemu potrafię „wyłowić” z tłumu kogoś, kto potrzebuje pomocy, bez żadnych dodatkowych sygnałów. On nauczył mnie tolerancji i zrozumienia dla innych. On stał się prawdziwym powodem, dla którego zaczęłam szukać Ciebie, Boże, na poważnie. On nauczył mnie miłości, dzięki niemu zrozumiałam, co to znaczy kochać naprawdę.
Sobota…
Prosiłam Cię, Panie, kiedyś, dawno temu o zdrowe i piękne dziecko, które miało w przyszłości wyrosnąć na wielkiego, wspaniałego, mądrego i błyskotliwego człowieka – lekarza, adwokata albo biznesmena – a otrzymałam upośledzonego i autystycznego Mateusza, który ma tyle miłości w sobie, że mógłby obdarować nią cały świat…
Niczego nie otrzymałam, o co prosiłam. Ale dostałam wszystko to, czego się nie spodziewałam. Prawie na przekór mnie moje niesformułowane modlitwy zostały wysłuchane. Jestem najbardziej obdarowana ze wszystkich ludzi.