Kazimierz Szałata: - Od ponad 2 lat pracuje Siostra wśród trędowatych w Kamerunie. Jak Siostra przyjęła powołanie do pracy z trędowatymi, kiedy ich po raz pierwszy spotkała?
Reklama
S. Józefa Franke: - Zgromadzenie Sióstr Służebniczek posługę wśród trędowatych w Centre Rohan Chabot w Mokolo, na północy Kamerunu, pełni od 6 lat. Obecnie pracują tu ze mną jeszcze 2 siostry służebniczki: s. Paulina Megier i s. Oliwia Kwiecień. Nasze leprozorium powstało w 1973 r. w wyniku porozumienia między państwem Kamerun i organizacją L’Ordre de Malte, które szukały sióstr zakonnych do jego prowadzenia. Państwo dało teren na budowę ośrodka, zapewniło darmowy dostęp do wody i do dnia dzisiejszego pokrywa opłaty za elektryczność. Przed nami administracją ośrodka i leczeniem chorych zajmowały się siostry z innych zgromadzeń zakonnych.
Jeśli chodzi o mnie, do Kamerunu przyjechałam w lutym 2008 r., a w Mokolo jestem od lipca 2008 r. Czas spędzony wśród trędowatych jest dla mnie szczególnie cenny. Pobyt tutaj to prawdziwa szkoła życia. Dlaczego? Oni nie narzekają, nie biadolą, jacy to są biedni. Zaakceptowali chorobę, związane z nią kalectwo i odnaleźli sens życia. Mimo swojej trudnej sytuacji są pogodni, pełni pokory, śmieją się, pracują, tańczą. Potrzebują podstawowych rzeczy do życia i nas - ludzi, którzy chcą być z nimi. Co piątek otrzymują mąkę, zapałki i sól. Przy okazji świąt dostają mięso albo ryby, trochę ryżu, ubrania. Zapewnienie im tych rzeczy jest możliwe dzięki pieniądzom, które otrzymujemy z L’Ordre de Malte oraz od innych instytucji i ofiarodawców prywatnych.
- Na czym polega praca ośrodka, jakie są jego obecne potrzeby?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
- Praca ośrodka skupia się na zapewnieniu całościowej opieki trędowatym i ich rodzinom. Jeszcze kilka lat temu Centre Rohan Chabot było tylko leprozorium. Dziś opieką medyczną objęci są wszyscy chorzy, którzy przychodzą do ośrodka, z bliska i z daleka. Nie tylko trędowaci. Jednak oni nadal mają pierwszeństwo w korzystaniu z usług medycznych i z innej pomocy. Są po prostu sercem naszego ośrodka.
Miejsce, gdzie jesteśmy, to typowa wioska trędowatych, zamieszkała przez chorych, którzy przybyli tu z różnych zakątków północnego Kamerunu. Tuż przy naszym centrum znajdują się domy trędowatych. Obecnie mamy pod opieką 85 chorych. Niektórzy z nich żyją sami, inni przybyli tu razem ze swoimi rodzinami. Każdy z nich otrzymał trochę terenu przeznaczonego na uprawę. Nasi trędowaci są bardzo dzielni, wytrwali i godni podziwu, bo mimo fizycznego upośledzenia, mniej lub bardziej widocznego kalectwa, doskonale radzą sobie z pracą w polu.
Trędowaci, zdolni przemieszczać się, przychodzą do nas sami, otrzymują darmowe leczenie. Wielu z nich ma chroniczne, trudno gojące się rany. U wielu z nich, mimo wyleczenia, widać tragiczne skutki trądu: uszkodzony wzrok, całkowita ślepota, brak kończyn, palców, częściowy paraliż itd. Nikt z tych, którzy u nas mieszkają, nie bierze już leków na trąd. To faktycznie ludzie nie tyle chorzy na sam trąd, ile cierpiący z powodu skutków tej strasznej choroby. Oni wciąż potrzebują specjalistycznej opieki i leczenia. Zawozimy ich na konsultacje okulistyczne czy chirurgiczne, opatrujemy im rany. Lekarstwa, środki opatrunkowe można kupić w najbliżej położonym mieście, oddalonym od nas o 80 km. Niestety, raczej nie otrzyma się oczekiwanej i wystarczającej ilości zamawianych produktów. Stąd wszelkie bandaże, kompresy wysyłane w paczkach są nam bardzo pomocne.
Na terenie ośrodka znajduje się budynek „Joie de Vivre” (Radość Życia), gdzie każdego dnia przychodzą najmłodsze dzieci naszych trędowatych. Spędzają tu całe przedpołudnie. Mają przy okazji możliwość nauczenia się języka francuskiego i zdobycia podstaw przygotowujących do rozpoczęcia nauki w szkole.
Jedna trzecia naszych trędowatych to chrześcijanie, dlatego w każdy piątek wspólnie z nimi uczestniczymy we Mszy św., a tym, którzy nie mają siły się przemieszczać, zanosimy raz w tygodniu Komunię św. Naszą posługą i troską otaczamy wszystkich, niezależnie od wyznania.
Chorzy często są opuszczeni przez rodzinę, która jednak chciałaby korzystać z przywilejów, jakie przysługują trędowatym.
Zeszłoroczne obfite deszcze uszkodziły wiele domów. Chcemy pomagać mieszkańcom naszej wioski w remontach, w zakupie materiałów budowlanych. Oni sami nie siedzą z założonymi rękami, w miarę swoich możliwości plotą sznurki, zbierają słomę i inne potrzebne materiały. Niektóre rzeczy, jak np. drzwi, robione są na miejscu przez pracowników naszego centrum. Szyjemy również dla chorych obuwie, robimy protezy, wszystko, co może ułatwić życie naszym podopiecznym.
- W ciągu ostatnich lat zanotowano ogromny postęp w walce z trądem, czy to znaczy, że leprozoria stają się coraz mniej potrzebne?
- U nas, w Kamerunie, mówi się, że już nie ma trądu. Takie były zresztą założenia władz, które chciały ostatecznie wyeliminować tę chorobę. Trzeba przyznać, że rzeczywiście widzimy w tym dziele wielki postęp. Notuje się coraz mniej nowych zachorowań. W 2010 r. w naszym ośrodku zdiagnozowaliśmy tylko jeden nowy przypadek trądu. Nie można jednak zapomnieć - co się bardzo często zdarza - o tych, których dotknęły nieodwracalne, ciężkie skutki tej choroby. Ci okaleczeni, wciąż walczący z długotrwałymi skutkami trądu ludzie muszą mieć opiekę do końca życia. Gdyby nie nasza pomoc, gdyby nie pomoc innych podobnych ośrodków, byliby zostawieni sami sobie.
- Problem trądu, jak widać, dotyka życia rodzinnego, społecznego, łączy się bezpośrednio z ubóstwem, analfabetyzmem i brakiem środków do życia.
- Nasi trędowaci otrzymują od nas bardzo wiele. Ich dzieci mają możliwość chodzenia do szkoły. Centrum pokrywa wszelkie związane z tym koszty. Nie wszyscy nasi chorzy są z tego zadowoleni, niektórzy woleliby, by dziecko zostało w domu i zajęło się przygotowaniem posiłku, przyniosło wodę ze studni itd. Musimy więc uczyć naszych podopiecznych perspektywicznego patrzenia na życie ich dzieci.
Uważam, że warto pomagać misjonarzom i nie myślę tu jedynie o aspekcie materialnym. Drobny gest pamięci, modlitwa - to bardzo dopinguje, pomaga zachować odwagę i pozwala uniknąć zniechęcenia. Dlatego jestem bardzo wdzięczna za wszelkiego rodzaju wsparcie, jakie otrzymuję z Polski.
- Serdecznie dziękuję za rozmowę i zapewniam o naszym duchowym i materialnym wsparciu nie tylko przy okazji kolejnego Światowego Dnia Trędowatych.