Reklama

Wiara

Jesteś wybrany - Jak Bóg powołuje tych, którzy się nie nadają

Wiesz, że chrześcijanie też nucą pod nosem mantry? Najczęstsza, jaką słyszę, brzmi: „Nie nadaję się”. Spisałem więc sobie wszystkie argumenty, którymi chcą mnie przekonać moi rozmówcy, i skonfrontowałem je z tym, co na ten temat mówi Biblia i sam Kościół. Na każdy z argumentów, którymi pozbawiasz się szczęścia i danej Ci przez Boga godności, On ma odpowiedź. Czas uwierzyć, że Bóg zaprasza Cię do wielkich rzeczy! Masz wszystko. Jesteś wybrany! - przekonuje w swojej najnowszej książce Marcin Jakimowicz. Prezentujemy fragment nowości „Jesteś wybrany”!

[ TEMATY ]

duchowość

wiara

Adobe.Stock

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Jednym z  moich ukochanych proroków jest człowiek, o którym śmiało można powiedzieć, że należy do najbardziej toksycznych postaci biblijnych. Gdy Bóg mówi do Jonasza – bo właśnie o tym proroku mowa – „Pójdziesz do Niniwy” (por. Jon 1,1), ten w ogóle nie dyskutuje z Najwyższym, tylko od razu… ucieka, czyli wsiada na okręt płynący w przeciwnym kierunku, po czym kładzie się spać.

Jonasz jest tak poplątaną osobą, że natura reaguje na jego bunt… sztormem. Zrywa się potężna burza. Marynarze, którzy od lat żeglowali po morzach i oceanach, w życiu czegoś takiego nie widzieli! „O  co chodzi?!” – myśleli z  drżeniem, tak bardzo przeraziła ich nawałnica. Próbowali więc dowiedzieć się, o co chodzi, rzucając losy, które miały wskazać winnego, „a los padł na Jonasza” (Jon 1,7b), który chrapał sobie smacznie pod pokładem. Obudzili go zatem. „Tyle lat pływamy i w życiu nie widzieliśmy takiej burzy!”.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

„A to pewnie z mojego powodu – wybąkał prorok – bo ja uciekam przed Panem Bogiem”. Po takiej odpowiedzi bez najmniejszych skrupułów wyrzucili go więc za burtę i od razu nastała cisza jak makiem zasiał.

Wypluty (dosłownie: „zwymiotowany”) przez rybę prorok pomaszerował do Niniwy. „Niniwa była miastem bardzo rozległym, na trzy dni drogi” (Jon 3,3) – czytamy. Tymczasem „począł więc Jonasz iść przez miasto jeden dzień drogi i wołał” (Jon 3,4).

Dlaczego przemierzenie miasta zajęło mu tylko jeden dzień? Biegał jak Usain Bolt? A może kompletnie nie zależało mu na nawróceniu miasta? Nie wiemy. Natomiast pewne jest, że to jego głoszenie wystarczyło, by mieszkańcy się nawrócili. A gdy to się stało… Jonasz był bardzo rozczarowany:

Podziel się cytatem

Reklama

„Ulitował się Bóg nad niedolą, którą postanowił na nich sprowadzić i nie zesłał jej. Nie podobałosiętoJonaszowii oburzyłsię”(Jon3,10-4,1). Chciał zobaczyć widowisko pod tytułem „spektakularne zniszczenie Niniwy”, które krytycy pewnie porównaliby do któregoś ze znakomitych flmów o ostatnich dniach Sodomy i Gomory. Czekałi czekał, a ludzie, jak na złość… odpowiedzieli na Boże wezwanie.

Reklama

Co za obrazek! Nawraca się ogromne miasto, a Jonasz ma o to do Boga pretensje. Jakby tego było mało, zirytowany prorok położył się spać pod krzewem rycynusowym. Gdy „z nastaniem brzasku dnia następnego Bóg zesłał robaczka, aby uszkodził krzew, tak iż usechł” (Jon 4,7), Jonasz eksplodował: „Życzył więc sobie śmierci i mówił: «Lepiej dla mnie umrzeć aniżeli żyć!»” (Jon 4,8).

Reklama

Księga kończy się pięknym dialogiem. Bóg mówi do Jonasza: „Czy słusznie się gniewasz?”, a ten odpowiada: „Tak, gniewam się śmiertelnie!” (por. Jon 4,9). I koniec. Nie ma happy endu. Nie czytamy, że prorok padł ostentacyjnie na kolana, zaszlochał, w ramach skruchy poszedł na pielgrzymkę do Częstochowy, tylko: „Gniewam się śmiertelnie”. Myślę sobie, że jeśli Bóg jest w stanie posłużyć się tak „toksycznym” prorokiem, to jakie argumenty mamy w zanadrzu, aby przekonać Go, że nie nadajemy się do tego, by głosić?

Jeżeli słyszysz: „Wy dajcie im jeść!” (Mt 14,16), ale, widząc głodny tłum, wołasz spłoszony: „Nie mam nic prócz pięciu chlebów i dwóch rybek” (por. Mt 14,17), to masz rację – nie nadajesz się, czyli się nadajesz… „Tych zaś, którzy jedli, było około pięciu tysięcy mężczyzn, nie licząc kobiet i dzieci” (Mt 14,21), a pamiętajmy, że Żydzi są bardziej „dzietni” niż neokatechumenat, więc mogło tam być ponad trzydzieści tysięcy ludzi. Istniało zatem spore ryzyko, że apostołowie solidnie się wygłupią. Gdyby Jezus rozmnożył chleb, a potem powiedział im: „No, chłopcy, zajmijcie się dystrybucją”, to rozumiem, ale apostołowie musieli wykonać krok wiary i z tą odrobiną, którą mieli w dłoniach, ruszyć do ludzi. Wtedy doświadczyli cudu.

RTCK

ARGUMENT 1 – O PRZESZŁOŚCI

Często słyszę: „Jak mam wyjść, by głosić Dobrą Nowinę, skoro nie miałem dobrej (albo żadnej) relacji z moim ojcem?”. Nieprzypadkowo socjologowie i psychologowie nazywają pokolenie schyłku XX wieku „pokoleniem sierot”.

Przed laty pojechałem jako dziennikarz do nowicjatu jednego z zakonów. Przede mną siedziało dwudziestu jeden chłopaków (nowicjuszy i studentów). „Panowie – zapytał magister nowicjatu – kto z was miał w miarę normalną relację z ojcem?”. Do góry podniosły się dwie ręce, a dziewiętnastu czerwieniących się młodych mężczyzn wbiło wzrok w podłogę. Ich przełożony powiedział do mnie: „Zobacz, Marcin, dziewiętnastu chłopaków nie miało żadnej relacji z ojcem, a za kilka lat będziemy się do nich zwracać «ojcze»”.

Reklama

„To nie jest konflikt pokoleń, to prawdziwa przepaść” – diagnozował przed laty Josh McDowell. Na jednej krawędzi rodzice wołają coś do dzieci, na drugiej dzieci sprawiają wrażenie, że ich nie słyszą albo nie rozumieją. A statystyki mówią, że aż 66% nastolatków rozmawia ze swoim tatą mniej niż godzinę w tygodniu.

Podziel się cytatem

Reklama

Do dziś pamiętam pewną modlitwę wstawienniczą sprzed lat, gdy moja koleżanka modliła się nade mną, wypowiadając tylko: „Abba, Tatuś”. Dzisiaj wiem, że jest to najbardziej terapeutyczne słowo świata, ale wtedy, gdy do moich uszu dobiegało to powtarzane w nieskończoność określenie, byłem cały spięty.

Reklama

„Tatuś, tatuś, tatuś”… Gdy powtórzyłem ten manewr we wspólnocie, po spotkaniu podeszło do mnie kilku mężczyzn i powiedziało, że bardzo trudno było im wejść w tę narrację.

Jezus tymczasem przyszedł po to, by objawić serce Ojca. Wziąłem sobie kiedyś Ewangelię z dnia i zacząłem wypisywać: „Ojca, Ojca, Ojca, Ojca, Ojca, w Ojcu, Ojciec, Ojciec, w Ojcu, Ojciec, do Ojca, Ojciec”. Po tej wyliczance napisałem na Facebooku: „Nie sądzicie, że Jezus chce nam coś przekazać?”. Wyliczyłem, że jedynie w trzech rozdziałach Ewangelii Janowej (J 14-16) słowo „ojciec” pada aż 44 razy!

Według mnie to ratunek dla pokolenia sierot – Jezus swoim życiem na ziemi objawiał serce Ojca nawet wówczas, gdy bezradny krzyczał: „Czemuś mnie opuścił?” (por. Mk 15,34). Tak, nawet wtedy! Przed laty spotkałem chłopaka, którego życie odmieniły właśnie te słowa Jezusa z krzyża. Pamiętam jego twarz, błysk oczu, gdy mi o tym opowiadał. Jego historia nie zaczęła się jednak sielankowo. „Gdy byłem mały – mówił – zostawił nas ojciec. Znalazł sobie nową kobietę, wymienił moją mamę na «lepszy model». Świat mi się zawalił. Znienawidziłem go i w ogóle całą instytucję ojcostwa. To ogromne rozdarcie doprowadziło mnie do potężnego buntu. Mama uparła się, bym przystąpił do sakramentu bierzmowania, a nasz katecheta powiedział: «Jest Wielki Post, pójdziemy na drogę krzyżową».

Reklama

Wszedłem do kościoła w chwili, gdy ksiądz czytał słowa, które Jezus wykrzyczał na krzyżu: «Boże mój, Boże, czemuś Mnie opuścił?». Sparaliżowało mnie. Wiem, jak absurdalnie to zabrzmi, ale miałem wrażenie, że Jezus wykrzyczał te słowa ze względu na mnie. Że ujrzał mnie w przedsionku kościoła i zawołał: «Tato, dlaczego mnie zostawiłeś?». Nigdy nikt nie był mi tak bliski, jak ten wiszący na krzyżu Skazaniec. Odnalazłem się w tym krzyku. To jedno zdanie sprawiło, że wróciłem do Kościoła, a po latach formacji i terapii odkryłem, że nie jestem sierotą”.

Podziel się cytatem

Reklama

Ta historia jest też znakomitym przykładem na to, że choć zazwyczaj mamy gotowe scenariusze dotyczące tego, w jaki sposób ktoś powinien się nawrócić, tak naprawdę nie wiemy, kiedy przyjdzie ta chwila. Nie wiemy, które zasiane przez nas słowo kogoś dotknie i kiedy to nastąpi. Opisywana wyżej sytuacja wyglądała przecież na przegraną na starcie: zbuntowany chłopak na siłę zaciągnięty do bierzmowania i „wzięty za fraki” na drogę krzyżową. A jednak…. Inny przykład? Kilka lat temu na warszawskiej konferencji „Serce Dawida” spacerowałem sobie z Bogdanem „Kryzysem” Krzakiem.

Reklama

Pseudonim sporo mówi o jego życiu i problemach, z jakimi się zmagał. „Często jeżdżę po różnych wspólnotach, poprawczakach, domach dziecka – opowiadał mi (dziś pracuje jako terapeuta uzależnień) – ale nie biorę więzień”. „Dlaczego?” – zapytałem. „Bo przed laty zaprosili mnie do więzienia w Nowym Wiśniczu. Powiedziałem świadectwo i w ogóle nie było żadnej reakcji. Miałem wrażenie, że oni wszyscy wyrwali się z celi tylko po to, by mieć wolne. Odtąd nie mówiłem już świadectwa w żadnym więzieniu”. I w tym momencie podszedł do nas dobrze zbudowany, „wydziarany” facet. „Ty jesteś «Kryzys»?” – zapytał. „Tak!” – wybąkał zdumiony Bogdan. „Cześć! Grzegorz Czerwicki… Wiesz, pamiętam, jak byłeś przed kilku laty u nas w Nowym Wiśniczu. Chłopie, całą noc przepłakałem po twoim świadectwie. Tak bardzo mnie poruszyło. Nie mogłem tego okazać przy kumplach, bo wszyscy mieliśmy kamienne twarze”. Poker face… Nie wiemy, które wypowiedziane przez nas słowo kogoś dotknie. Sama historia „Kryzysa” jest dla mnie lekcją, by nikogo nie oceniać. Kto sądzi – błądzi. Wyobraź sobie taką sytuację. Na jednej z ulic Bielska-Białej młody, „napakowany”, ogolony na łyso chłopak z szalikiem miejscowego BKS-u zaczyna bić przechodnia. Pozornie jasna sytuacja: agresor i ofiara.

Reklama

A to właśnie opowieść o Bogdanie, który nieprzypadkowo nosił pseudonim „Kryzys”. Jest jednym z najpiękniejszych ludzi, jakich w życiu spotkałem. Ma za sobą długą drogę przebaczenia i uzdrowienia. „Zanim poznałem Pana Boga – opowiadał mi kiedyś – miałem taką misję, że gdy widziałem na ulicy pijanego mężczyznę, to go zaczepiałem. Kalkulowałem: skoro idzie pijany, to prawdopodobnie, gdy wróci do domu, jego dzieci i żona będą mieli przerąbane. Wolałem więc dać mu «profilaktycznie» w pysk.

Podziel się cytatem

Reklama

Myślałem: jeśli ja mu wpieprzę, to albo się zmęczy, albo – nawet jeśli jest silniejszy ode mnie – ja zacznę uciekać, on trochę mnie pogoni i może nie będzie miał ochoty bić w domu swoich najbliższych”. Ciekawa misja ratowania dzieci.

Reklama

Wspominałem już o tym, że często jako wymówkę słyszę słowa: „Nie nadaję się do głoszenia Ewangelii, bo nie miałem dobrej relacji z ojcem”. Hm, a w jakiej sytuacji był biblijny Dawid?

Reklama

Gdy prorok Samuel przyszedł do Betlejem, naprzeciw niego wyszła starszyzna miasta. To nie było spotkanie w zaciszu domu Jessego, ale znaczące wydarzenie. Sprawujący władzę w Betlejem zapytali: „Dlaczego do nas przychodzisz? Jakie są twoje zamiary?”. Czemu byli tak spłoszeni? Bo Biblia mówi, że dotąd „żadne słowo Samuela nie upadło na ziemię” (por. 1 Sm 3,19). Ten prorok do tej pory nigdy się nie pomylił, miał stuprocentową precyzję „słowa poznania” i proroctwa, dlatego właśnie lokalne władze były przestraszone – gdyby Samuel zapowiedział, że Betlejem zostanie zniszczone, to Betlejem zostałoby zniszczone.

Reklama

„Naprzeciw niego wyszła przelękniona starszyzna miasta. Jeden z nich zapytał: «Czy twe przybycie oznacza pokój?»” (1 Sm 16,4). Samuel „odpowiedział: «Pokój. Przybyłem złożyć ofiarę Panu»” (1 Sm 16,5).

Jak więc widać, nie była to kameralna sytuacja. Całe Betlejem było świadkiem wydarzeń w domu Jessego. A ten – wbrew temu, co bardzo często słyszymy – nie przedstawił prorokowi swego syna Dawida na samym końcu. On w ogóle go nie przyprowadził! „Ilu masz synów?”. Siedmiu. Jesse zaczął prezentować prorokowi jednego syna po drugim. Wszyscy piękni, rośli jak dęby. Siedmiu wspaniałych, jak w westernie. Siódemka to dla Izraelitów liczba pełni. I prorok, który dotąd się nie mylił, widząc kolejnych synów Jessego, za każdym razem wypala: „Z pewnością przed Panem stoi jego pomazaniec” (1 Sm 16,6).

Pudło, pudło, pudło… O co chodzi? „Nie masz już żadnego innego syna?” – pyta. „Jest jeszcze jeden, ale on pasie owce” – bąka Jesse, czerwieniąc się (por. 1 Sm 16,11). I wówczas nadbiega Dawid. Najmłodszy syn, „wzięty wprost od owczych zagród” (por. Ps 78,70), którego wstydził się rodzony ojciec, zostaje namaszczony na największego króla w historii Izraela.

Artykuł zawiera fragment z książki Marcina Jakimowicza "Jesteś wybrany", wyd. RTCK. Sprawdź więcej: Zobacz

RTCK

2023-09-21 10:35

Ocena: +10 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Prymas: duchowość ludowa nie powinna być idealizowana, ale ewangelizowana

[ TEMATY ]

duchowość

prymas Polski

Archiwum Parafia Cielądz

O istotę i jakość relacji z Bogiem pytał abp Wojciech Polak w Skrzatuszu k. Piły, gdzie trwa III Kongres Nowej Ewangelizacji poświęcony problematyce ewangelizacji środowisk wiejskich. Prymas Polski przewodniczył Mszy św. w drugim dniu kongresowych obrad, w których uczestniczy ok. 330 ewangelizatorów z całej Polski.

Wskazując na duchowość polskiej wsi, tak bardzo różnorodną i wielobarwną, abp Wojciech Polak podkreślił, że domaga się ona nie tyle idealizowania, co właśnie zewangelizowania, do tego zaś potrzeba uważnego przyjrzenia się naszej relacji z Bogiem. Czy jest ona zbudowana na autentycznym spotkaniu z Jezusem, czy może na wykorzystywaniu Go do naszych celów? Czy jest w niej miejsce na pielęgnowanie osobistego i wspólnotowego nawrócenia i przemiany, czy może tylko na kurczowe trzymanie się zewnętrznych przejawów pobożności? I wreszcie, czy i jak dalece jesteśmy w stanie uznać tak bardzo naglącą potrzebę oczyszczenia i zewangelizowania?

CZYTAJ DALEJ

św. Katarzyna ze Sieny - współpatronka Europy

Niedziela Ogólnopolska 18/2000

W latach, w których żyła Katarzyna (1347-80), Europa, zrodzona na gruzach świętego Imperium Rzymskiego, przeżywała okres swej historii pełen mrocznych cieni. Wspólną cechą całego kontynentu był brak pokoju. Instytucje - na których bazowała poprzednio cywilizacja - Kościół i Cesarstwo przeżywały ciężki kryzys. Konsekwencje tego były wszędzie widoczne.
Katarzyna nie pozostała obojętna wobec zdarzeń swoich czasów. Angażowała się w pełni, nawet jeśli to wydawało się dziedziną działalności obcą kobiecie doby średniowiecza, w dodatku bardzo młodej i niewykształconej.
Życie wewnętrzne Katarzyny, jej żywa wiara, nadzieja i miłość dały jej oczy, aby widzieć, intuicję i inteligencję, aby rozumieć, energię, aby działać. Niepokoiły ją wojny, toczone przez różne państwa europejskie, zarówno te małe, na ziemi włoskiej, jak i inne, większe. Widziała ich przyczynę w osłabieniu wiary chrześcijańskiej i wartości ewangelicznych, zarówno wśród prostych ludzi, jak i wśród panujących. Był nią też brak wierności Kościołowi i wierności samego Kościoła swoim ideałom. Te dwie niewierności występowały wspólnie. Rzeczywiście, Papież, daleko od swojej siedziby rzymskiej - w Awinionie prowadził życie niezgodne z urzędem następcy Piotra; hierarchowie kościelni byli wybierani według kryteriów obcych świętości Kościoła; degradacja rozprzestrzeniała się od najwyższych szczytów na wszystkie poziomy życia.
Obserwując to, Katarzyna cierpiała bardzo i oddała do dyspozycji Kościoła wszystko, co miała i czym była... A kiedy przyszła jej godzina, umarła, potwierdzając, że ofiarowuje swoje życie za Kościół. Krótkie lata jej życia były całkowicie poświęcone tej sprawie.
Wiele podróżowała. Była obecna wszędzie tam, gdzie odczuwała, że Bóg ją posyła: w Awinionie, aby wzywać do pokoju między Papieżem a zbuntowaną przeciw niemu Florencją i aby być narzędziem Opatrzności i spowodować powrót Papieża do Rzymu; w różnych miastach Toskanii i całych Włoch, gdzie rozszerzała się jej sława i gdzie stale była wzywana jako rozjemczyni, ryzykowała nawet swoim życiem; w Rzymie, gdzie papież Urban VI pragnął zreformować Kościół, a spowodował jeszcze większe zło: schizmę zachodnią. A tam gdzie Katarzyna nie była obecna osobiście, przybywała przez swoich wysłanników i przez swoje listy.
Dla tej sienenki Europa była ziemią, gdzie - jak w ogrodzie - Kościół zapuścił swoje korzenie. "W tym ogrodzie żywią się wszyscy wierni chrześcijanie", którzy tam znajdują "przyjemny i smaczny owoc, czyli - słodkiego i dobrego Jezusa, którego Bóg dał świętemu Kościołowi jako Oblubieńca". Dlatego zapraszała chrześcijańskich książąt, aby " wspomóc tę oblubienicę obmytą we krwi Baranka", gdy tymczasem "dręczą ją i zasmucają wszyscy, zarówno chrześcijanie, jak i niewierni" (list nr 145 - do królowej węgierskiej Elżbiety, córki Władysława Łokietka i matki Ludwika Węgierskiego). A ponieważ pisała do kobiety, chciała poruszyć także jej wrażliwość, dodając: "a w takich sytuacjach powinno się okazać miłość". Z tą samą pasją Katarzyna zwracała się do innych głów państw europejskich: do Karola V, króla Francji, do księcia Ludwika Andegaweńskiego, do Ludwika Węgierskiego, króla Węgier i Polski (list 357) i in. Wzywała do zebrania wszystkich sił, aby zwrócić Europie tych czasów duszę chrześcijańską.
Do kondotiera Jana Aguto (list 140) pisała: "Wzajemne prześladowanie chrześcijan jest rzeczą wielce okrutną i nie powinniśmy tak dłużej robić. Trzeba natychmiast zaprzestać tej walki i porzucić nawet myśl o niej".
Szczególnie gorące są jej listy do papieży. Do Grzegorza XI (list 206) pisała, aby "z pomocą Bożej łaski stał się przyczyną i narzędziem uspokojenia całego świata". Zwracała się do niego słowami pełnymi zapału, wzywając go do powrotu do Rzymu: "Mówię ci, przybywaj, przybywaj, przybywaj i nie czekaj na czas, bo czas na ciebie nie czeka". "Ojcze święty, bądź człowiekiem odważnym, a nie bojaźliwym". "Ja też, biedna nędznica, nie mogę już dłużej czekać. Żyję, a wydaje mi się, że umieram, gdyż straszliwie cierpię na widok wielkiej obrazy Boga". "Przybywaj, gdyż mówię ci, że groźne wilki położą głowy na twoich kolanach jak łagodne baranki". Katarzyna nie miała jeszcze 30 lat, kiedy tak pisała!
Powrót Papieża z Awinionu do Rzymu miał oznaczać nowy sposób życia Papieża i jego Kurii, naśladowanie Chrystusa i Piotra, a więc odnowę Kościoła. Czekało też Papieża inne ważne zadanie: "W ogrodzie zaś posadź wonne kwiaty, czyli takich pasterzy i zarządców, którzy są prawdziwymi sługami Jezusa Chrystusa" - pisała. Miał więc "wyrzucić z ogrodu świętego Kościoła cuchnące kwiaty, śmierdzące nieczystością i zgnilizną", czyli usunąć z odpowiedzialnych stanowisk osoby niegodne. Katarzyna całą sobą pragnęła świętości Kościoła.
Apelowała do Papieża, aby pojednał kłócących się władców katolickich i skupił ich wokół jednego wspólnego celu, którym miało być użycie wszystkich sił dla upowszechniania wiary i prawdy. Katarzyna pisała do niego: "Ach, jakże cudownie byłoby ujrzeć lud chrześcijański, dający niewiernym sól wiary" (list 218, do Grzegorza XI). Poprawiwszy się, chrześcijanie mieliby ponieść wiarę niewiernym, jak oddział apostołów pod sztandarem świętego krzyża.
Umarła, nie osiągnąwszy wiele. Papież Grzegorz XI wrócił do Rzymu, ale po kilku miesiącach zmarł. Jego następca - Urban VI starał się o reformę, ale działał zbyt radykalnie. Jego przeciwnicy zbuntowali się i wybrali antypapieża. Zaczęła się schizma, która trwała wiele lat. Chrześcijanie nadal walczyli między sobą. Katarzyna umarła, podobna wiekiem (33 lata) i pozorną klęską do swego ukrzyżowanego Mistrza.

CZYTAJ DALEJ

Bp Krzysztof Włodarczyk: szatan atakuje dziś fundamenty – kapłaństwo i małżeństwo

2024-04-28 18:43

[ TEMATY ]

Bp Krzysztof Włodarczyk

Marcin Jarzembowski

Bp Krzysztof Włodarczyk

Bp Krzysztof Włodarczyk

- Szatan atakuje dziś fundamenty - kapłaństwo i małżeństwo. Bo wie, że jeżeli uda mu się zachwiać fundamentami społeczeństwa, to zachwieje całym narodem. My róbmy swoje i nie dajmy się ogłupić - mówił bp Krzysztof Włodarczyk.

Ordynariusz zainaugurował obchody roku jubileuszowego 100-lecia bydgoskiej parafii Matki Boskiej Nieustającej Pomocy na Szwederowie. - Została ona erygowana 1 maja 1924 r. przez kard. Edmunda Dalbora. Niektórzy powiedzą, był to piękny czas. Nie było telefonów komórkowych, telewizji, Internetu, żyło się spokojniej, romantycznie, piękna idylla. Czy na pewno? Nie do końca - mówił bp Włodarczyk, zachęcając, by wejść w głąb historii i zobaczyć, czym żyli przodkowie.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję