Gdy 300 lat temu pierwsi warszawiacy wyruszyli pieszo w kierunku Jasnej Góry, na pewno nie spodziewali się, że przecierają szlak, którym podążać będzie niegdyś młodzież z Bemowa na rolkach. Zapewne ze zdumienia przecieraliby też oczy na widok radośnie wędrujących studentów, nawróconych przestępców, niepełnosprawnych czy maszerującego wojska w międzynarodowych barwach Sojuszu Północno-Atlantyckiego. - To z Warszawy wyrusza najwięcej pielgrzymów i najwięcej pielgrzymek. Można więc powiedzieć, że stolica Polski jest również stolicą pielgrzymek - podkreśla ks. Stanisław Jurczuk, przewodnik osób niepełnosprawnych.
Jeden cel, różne drogi
Reklama
Kilkadziesiąt lat temu to właśnie najstarsza warszawska pielgrzymka, tzw. paulińska, gromadziła największą liczbę pątników w Polsce. Jednak reforma w Kościele sprawiła, że przeobrażeniom uległ również ruch pątniczy. Zmiany zaczęły się już pod koniec lat 60., kiedy to wyodrębniała się Akademicka Grupa, tzw. Siedemnastki. Kolejna związana była z powstaniem w 1980 r. Warszawskiej Akademickiej Pielgrzymki Metropolitalnej (WAPM), która obok paulińskiej jest obecnie największą pielgrzymką wychodzącą ze stolicy. - Te podziały są podyktowane względami praktycznymi oraz potrzebami duchowymi pątników - mówi Tomasz Krzyżak, który pierwszy raz na trasę trafił jako nastolatek w 1990 r., a teraz jest przewodnikiem trasy WAPM.
Warszawiacy, którzy nie lubią wielkich tłumów, mogą wybrać np. Praską Pielgrzymkę Rodzin „Totus Tuus”. - Dzięki stosunkowo małej liczbie uczestników nasza wędrówka ma prawdziwie rodzinny charakter. Sprzyja to nawiązywaniu bliskich kontaktów, a pątnicy spotykają się z serdecznym przyjęciem przez społeczności lokalne. Nikt nie musi spać w namiocie - zachwala Bogdan Niewiadomski, współorganizator pielgrzymki „Totus Tuus”. Z diecezji warszawsko-praskiej wychodzi też Pielgrzymka Pomocników Maryi. Co ciekawe, ma ona jeszcze starsze korzenie niż pielgrzymka paulińska, bo po raz pierwszy wyszła w 1657 r., czyli rok po ślubach króla Jana Kazimierza. Od czasów wznowienia jej w 1983 r. idzie historycznym pątniczym szlakiem.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Bardziej pokutnie
Reklama
Współczesnych pielgrzymów z tymi sprzed 300 lat, oprócz celu, łączy również bagaż intencji. Od wieków warszawscy pątnicy niosą ze sobą zarówno prośby, jak i podziękowania dla Matki Bożej. - Wśród nich jest wiele osób, których drogi skrzyżowały się na szlaku - mówi ks. Jacek Siekierski, przewodnik WAPM. W drodze z Warszawy do Częstochowy zrodziło się wiele przyjaźni, powołań do życia w rodzinie, a także do kapłaństwa. Niektórzy pielgrzymi właśnie na szlaku zawarli sakrament małżeństwa, a kilka lat później na pielgrzymce ochrzcili swoje dzieci.
Piesze wędrowanie zawsze wiąże się z podjęciem wysiłku - zarówno duchowego, jak i fizycznego. To przede wszystkim są rekolekcje w drodze. Czas, kiedy człowiek zatrzymuje się w swoim życiu, aby na nowo szukać drogi do Pana Boga w ciszy własnego serca. - W pracy czy na studiach modlitwa niekiedy schodzi na plan dalszy, ale podczas pielgrzymki człowiek na nowo może odnaleźć radość modlitwy. A wtedy czas i trudności związane z pielgrzymką mijają szybko - mówi ks. Siekierski.
Aby ułatwić wędrówkę, tak by wierni mogli skupić się właśnie na modlitwie, powołano służby. Ich celem jest zadbanie o bezpieczeństwo i wygodę na szlaku. To dzięki nim pątnicy nie muszą troszczyć się o miejsce swojego noclegu, pomoc medyczną, zaopatrzenie w żywność czy przewóz bagażu. - Z tymi wygodami nie możemy jednak przesadzać. Pielgrzymka musi bowiem zachować charakter wotywny, pełen wyrzeczeń - podkreśla ks. Jacek Siekierski, rektor akademickiego kościoła św. Anny. - Chciałbym, aby nasza wędrówka nabierała bardziej pierwotnego i pokutnego charakteru.
Niezwyczajny sztab nadzwyczajnych ludzi
Przygotowania do największych warszawskich pielgrzymek ruszają pełną parą na kilka miesięcy wcześniej. - To największe logistyczne przedsięwzięcie w kalendarzu duszpasterstwa św. Anny. Dlatego też pracujemy nad nią niemal przez cały rok - podkreśla ks. Siekierski. Grono kierownicze spotyka się regularnie na plebanii kościoła akademickiego. Zebrania przypominają trochę posiedzenia jakiegoś nadzwyczajnego sztabu. Są tu nawet ludzie ze służby bezpieczeństwa! Jednak nie należy ich mylić z SB. Zamiast inwigilować, dbają o bezpieczeństwo, czyli pełnią rolę pielgrzymkowego „Security”. Muszą wiedzieć, gdzie na trasie znajduje się najbliższy komisariat policji i do kogo dzwonić, gdy coś złego się wydarzy. Jeszcze inni odpowiadają za łączność, kwatermistrzostwo (obiady i noclegi), sanepid, służby medyczne, zaopatrzenie oraz liturgię.
Ich trzon to osoby świeckie, które pielgrzymowanie dosłownie „wyssały z mlekiem matki”. Ich wieloletnie doświadczenie sprawia, że potrafią przewidzieć niemal wszystko i w porę zareagować. - Chodzimy już od tylu lat, mamy więc w głowie wszystkie alternatywne trasy, którymi awaryjnie możemy przeprowadzić pątników. Wiemy też, jak przewidywać, zapobiegać i reagować w trudnych sytuacjach - tłumaczy Tomasz Krzyżak. - Bezpieczne przeprowadzenie kilku tysięcy osób przez pół Polski nie jest wcale prostym zadaniem - dodaje ks. Siekierski.
Maszeruje wojsko... maszeruje
Reklama
Razem ze studentami z Warszawy idzie również pielgrzymka wojskowa. Na jej czele można zobaczyć powiewające flagi narodów, których żołnierze zwartym krokiem idą w kierunku Jasnej Góry. - W tym roku będziemy się modlili w intencji naszych kolegów, którzy polegli w misjach stabilizacyjnych w Iraku i Afganistanie - podkreśla ks. płk Marek Karczewski, dziekan wojsk lądowych oraz przewodnik pielgrzymki. Na tym wojskowym szlaku można spotkać przedstawicieli wszystkich sił zbrojnych, straż graniczną, służbę celną oraz straż ochrony kolei. Wielu z nich na pielgrzymkę wojskową zabiera także swoje rodziny. - To bardzo ważne, by mundurowi razem ze swoimi kapelanami szli do Matki Bożej. To ona od wieków jest przecież określana Hetmanką żołnierza polskiego - tłumaczy ks. Karczewski.
Zdaniem kapelanów wojskowych, żołnierze to wyjątkowa część narodu polskiego, o którą trzeba starannie dbać, szczególnie w wymiarze duchowo-moralnym. Są to bowiem wyjątkowi ludzie, którzy oddają swoje życie za ojczyznę. Ofiary śmiertelne, np. w Afganistanie, są najlepszym dowodem na to, że oni służą bliźniemu nawet za cenę własnego życia. - Wiem, że bardzo cieszą się, gdy mogą uczestniczyć w pielgrzymce. To dla nich bardzo ważne - podkreśla ks. Karczewski.
Pierwsza taka pielgrzymka wojskowa na Jasną Górę ruszyła tuż po transformacji, w 1991 r. Od tamtego czasu co roku pątnicy w mundurach wędrują przed wizerunek Matki Bożej Częstochowskiej. Ta niezwykła pielgrzymka nie odbyła się jedynie w 1997 r., kiedy to wojsko pomagało usuwać skutki powodzi. Jednak w ostatnich latach spadła liczba mundurowych pątników. Jest to związane z cięciami finansowymi i reformą wojska.
Pielgrzymują podwójnie
Co roku spod kościoła św. Józefa na warszawskim Kole wyrusza jedna z najbardziej niezwykłych pielgrzymek w Polsce. Niektórzy pątnicy idą tu o kulach, jadą na wózkach inwalidzkich albo na specjalnie skonstruowanych rowerach. Tak bowiem wygląda wędrówka osób niepełnosprawnych. I jest to jedyna pielgrzymka przystosowana do ich potrzeb i ułomności. Jej trasa wiedzie wyłącznie po drodze asfaltowej, a do dyspozycji jest specjalny ambulans oraz serwis, gdzie na bieżąco naprawiane są wózki inwalidzkie.
W tym roku Ogólnopolska Pielgrzymka Osób Niepełnosprawnych świętuje jubileusz XX-lecia. Jednak trudności sprawiły, że mogła się nie odbyć. Dlaczego? - Po raz pierwszy Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych odmówił nam dofinansowania. Zawiedli także sponsorzy - tłumaczy ks. Stanisław Jurczuk, przewodnik pielgrzymki. - Ale nie załamujemy się i idziemy.
Dla niepełnosprawnych wędrówka na Jasną Górę to coś więcej niż pielgrzymka. To prawdziwa integracja, bo na co dzień wielu z nich jest mocno odizolowanych od reszty społeczeństwa. Dlatego też coroczna pielgrzymka jest dla nich wielkim otwarciem, wyjściem z domowego getta, gdzie bez strachu mogą liczyć na pomoc i rozmowę. - Jest to niezwykle ważne wydarzenie np. dla osób niepełnosprawnych intelektualnie. Oni tym naprawdę żyją. Potrafią później mówić o pielgrzymce przez cały rok na okrągło - podkreśla ks. Jurczuk. Obok niepełnosprawnych idzie też sztab wyszkolonych wolontariuszy, którzy twierdzą, że tu pielgrzymuje się podwójnie. Po pierwsze - samemu trzeba znosić trudy wędrówki, a po drugie - pomagać innym. Paradoksalnie jednak idzie się lżej, bo gdy widzi się trud osób niepełnosprawnych, można dojść do wniosku, że sprawny człowiek nie ma prawa narzekać, bo doświadcza, jak wielkim darem od Boga jest zdrowie.
Przestępcy, rolkarze i cykliści
Myliłby się ten, kto by pomyślał, że na pątniczy szlak wyruszają same „świętoszki”. Co roku w stronę Częstochowy idą także „trudne ludzkie przypadki”. Na pielgrzymce niepełnosprawnych w gronie wolontariuszy można spotkać nawet skruszonych i nawróconych przestępców, którzy specjalnie na pielgrzymkę otrzymali przepustkę z więzienia. Jednak aby osadzony mógł wyruszyć, musi spełnić wiele ostrych wymogów. Dokładną weryfikacją zajmują się kapelani więzienni, władze zakładów karnych oraz osoby z Bractwa Więziennego.
Na pielgrzymce niemal przez cały czas pchają wózek i pomagają osobie niepełnosprawnej w codziennych czynnościach, czyli robią to, co za kratkami jest nie do pomyślenia. Pielgrzymka uczy ich służby bliźniemu i sprawia, że odkrywają w sobie pokłady dobra. - Nawet skazani za największe przestępstwa też są powołani do świętości. A dzięki tej pielgrzymce mają trochę większe szanse - podkreśla ks. Paweł Wojtas, naczelny kapelan więziennictwa.
W ostatnich kilku latach w warszawskiej ofercie pielgrzymkowej pojawiła się również inicjatywa z Bemowa. Zwarta grupa młodzieży wspólnie z księżmi michaelitami wpadła na pomysł, by, zamiast kręcić się w kółko po warszawskich blokowiskach, pojechać do Częstochowy... na rolkach. Gdy zaczynali, było 5 rolkarzy i 4 osoby z obsługi, a w ostatnich latach liczba ta wzrosła do 60 osób. Tegoroczną warszawską nowością jest natomiast pierwsza pielgrzymka cyklistów. - Ma to związek z powstaniem duszpasterstwa tego środowiska - mówi ks. Siekierski.
Przyglądając się zarówno liczbie pątniczych „ofert”, jak i liczbie osób wyruszających co roku na rekolekcje w drodze, można być spokojnym - Warszawa nadal jest wierna. Nic nie wskazuje na to, by tysiące pielgrzymów ze stolicy nagle zamieniły 9 dni upału, deszczu, odcisków na stopach, wilgotnego namiotu i twardej karimaty na... wygodny kurort.