Reklama

Z Chrystusem wśród Papuasów

Niedziela Ogólnopolska 33/2011, str. 18-19

Bożena Sztajner/Niedziela

Ks. Marek Woldan

Ks. Marek Woldan

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

KS. INF. IRENEUSZ SKUBIŚ: - Jest Ksiądz misjonarzem w Papui-Nowej Gwinei. Chrystus powiedział: „Idąc na cały świat, nauczajcie wszystkie narody” (por. Mt 28, 19-20). Nauczanie to bowiem dotyczy najważniejszej sprawy dla człowieka - jego życia w wieczności. Jak ten Chrystusowy nakaz wpisuje się w życie Księdza?

KS. MAREK WOLDAN: - Tak naprawdę misyjność Kościoła jest jego nie tyle podstawowym, ile jedynym zadaniem, i z niej wynikają wszystkie inne. Z misyjnością zetknąłem się w szkole średniej. Odczytywałem, że Pan Bóg wzywa mnie do swojej służby, i ta myśl dojrzewała, a cztery lata temu urzeczywistniła się. Kościół na różny sposób realizuje swoją misyjność. Otrzymałem łaskę cieszenia się realizowaniem misyjności na pierwszym, bezpośrednim froncie, za co Panu Bogu składam dzięki.

- Jak wyglądały bezpośrednie przygotowania do wyjazdu Księdza na misje i potem pierwsze dni realizowania się misyjnego powołania?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

- Jestem człowiekiem, który raczej lubi wyzwania. Wiem, że jeśli Pan Bóg daje jakieś powołanie, to daje też potrzebne do tego dyspozycje. Toteż nie stanowiło dla mnie większego problemu, że Papua-Nowa Gwinea jest na drugiej półkuli naszego globu. Zanim wyjechałem, wielokrotnie rozmawiałem też z osobami, które doświadczyły tam misji. Nigdy jednak nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie misji takimi, jakie one są w kontekście mentalności ludzi, w sposobie działania.

- Jakie dla Księdza było pierwsze doświadczenie tamtejszego Kościoła?

Reklama

- Może zabrzmi to trochę dziwnie, ale tam czuję się chyba bliżej Kościoła, niż będąc w Polsce. Przede wszystkim ludzie są tam niesamowicie otwarci i są bardzo blisko księdza. Wielokrotnie byłem świadkiem, jak Pismo Święte tam żyje, w ich otoczce kulturowej. Czasem czytamy opisy, szczególnie w Starym Testamencie, ludzi mieszkających ze zwierzętami (przypowieść o proroku Natanie z Dawidem, o owcy, która spała z ubogim człowiekiem), a ja widzę to na co dzień. Tam najbardziej powszechnym zwierzęciem jest świnia, i to z nimi ludzie śpią w domach. Również - podobnie jak w Piśmie Świętym - nie ma tam określeń „kuzyn”, „kuzynka”. Kiedy spotykam duże rodziny i pytam o koligacje rodzinne, zawsze słyszę, że jest to brat, siostra.
W Papui-Nowej Gwinei Kościół wydaje mi się bliski z tego tytułu, że dostrzegam tam wiele elementów z naszej polskiej pobożności. Prawie w każdym kościele jest obraz Pana Jezusa Miłosiernego. W mojej parafii powstała grupa miłosierdzia, która kultywuje kult Bożego miłosierdzia. To było dla mnie szokiem, że przesłanie s. Faustyny dotarło aż tak daleko i że jest tak bardzo powszechne. Niemal każdy tam zna Koronkę do Miłosierdzia Bożego.
Wreszcie Kościół w kontekście Papui-Nowej Gwinei to żywe doświadczenie jego jedności w różnorodności. Bowiem mimo wielkiej odległości przestrzennej, jak i kulturowej, tam sprawuję tę samą Eucharystię, z tymi samym modlitwami, z tymi samymi czytaniami, z tym samym porządkiem następujących po sobie części i w końcu z tym samym Jezusem. I to naprawdę bardzo pomaga czuć się w domu, a zatem na miejscu. Doświadczenie Kościoła w Polsce i na Papui daje mi odczuć, że przynależę do Kościoła powszechnego, którego członkowie, choć tak różnorodni, mają to samo pragnienie - pragnienie nieba.

- Prosimy o słowo o diecezji, w której Ksiądz pracuje, i o swojej parafii...

- Diecezja Mendi, w której pracuję, została założona ok. 60 lat temu przez kapucynów z USA. Znajduje się w centralnej części wyspy i terytorialnie jest większa niż dwie diecezje częstochowskie razem wzięte. Mamy trzy rozległe dekanaty, liczące ok. 9-10 parafii każdy. Jeśli chodzi o liczbę wiernych, jest ich jednak dużo mniej niż w Polsce, ponieważ zaludnienie jest znacznie mniejsze.
Już konstytucja Papui-Nowej Gwinei określa ten kraj jako chrześcijański. Kościół katolicki, mimo iż najliczniejszy, stanowi tam jednak zaledwie ok. 30 proc. wierzących, a to za sprawą licznych wyznań i sekt, które mnożą się tam bez końca, z różnych, często przyziemnych powodów, jak podniesienie prestiżu rodziny czy próby wyłudzenia pieniędzy od rządu. Dla przykładu, na terenie mojej parafii, liczącej zaledwie 3 tys. katolików, znajduje się ok. 30 różnych wyznań i sekt.
Sama parafia to poza głównym kościołem jeszcze 10 kaplic dojazdowych. W niektórych z nich gromadzi się spora grupa ludzi, ale są i takie, do których na Mszę św. przychodzi do 10 osób.

- Jak nakreśliłby Ksiądz sylwetkę tubylca? Czy można porównać tych ludzi do Europejczyków?

Reklama

- Różnice są duże. Po pierwsze, ludzie ci są bardzo otwarci, co wypływa z ich wielkiej emocjonalności. Mają też swój sposób myślenia. Ilekroć wydaje mi się, że już ich rozumiem, okazuje się, że jestem w błędzie. Czasem trudno dojść do sedna ich rozumowania. Poza tym są to osoby, które trzymają się więzi naturalnych. Dla nich nie ma jednostki, wszystko robią, nawet myślą, we wspólnocie plemiennej. Podam może przykład: zachwycałem się ich zwyczajem dzielenia się między sobą wszystkim, co mają. To piękna cecha. Z czasem okazało się, że to dzielenie się różnymi rzeczami, które ktoś im przekaże czy znajdą w buszu (np. mięso), wynika z ich obaw i lęku: boją się, że jeśli się nie podzielą, to reszta rodziny, plemienia może im wyrządzić krzywdę, np. spalić dom.

- Jak u tych ludzi wygląda przeżycie religijne - modlitwa, sakramenty, poczucie Bożej Opatrzności?

- Nie wszystko, o czym mówię, odnosi się do całej Papui-Nowej Gwinei, panuje tam duże zróżnicowanie. Zasadniczo Papuas jest człowiekiem, który wierzy. Jest to człowiek modlitwy, a zatem kontaktu z Bogiem czy światem duchowym, co też wynika z wcześniej panującego tam animizmu, czyli wiary w obecność w ich życiu duchów przodków. Niestety, jest pewne zamieszanie w dziedzinie duchowej i religijności. Jeżeli na drodze, na bazarze spotykają się ludzie z ok. 30 różnych wspólnot wyznaniowych, to muszą w umysłach tych ludzi rodzić się pytania: Co jest prawdą? Zdarza się, że szczególnie młodzież czuje się w tym zagubiona i zaczyna oddalać się od Kościoła.

- Jacy są ludzie, z którymi Ksiądz spotyka się w pracy duszpasterskiej?

Reklama

- Schemat powtarza się jak wszędzie na świecie. Trzonem religijności są kobiety. Jeśli chodzi o Msze św. niedzielne, przyjmowanie sakramentów św. - mężczyzn jest nieco mniej. Bardzo wiele dzieci w mojej parafii żywiołowo podchodzi do sprawy religii, lubią niedzielne Msze św. U młodych obserwuję pewne zachwianie, o którym przed chwilą wspomniałem.
Przy naszej parafii działa wiele grup. Poza wspomnianą grupą miłosierdzia jest m.in. Legion Maryi. Stanowi on ogromną pomoc w duszpasterstwie. Cotygodniowe wyjścia parami do różnych grup społecznych - do rodziców, młodzieży, dzieci, do chorych przynoszą owoce w postaci osób chcących przyjmować sakramenty św. lub wracających po długiej nieobecności do Kościoła. Zdarzają się również wspólnoty ojców, którzy w tym czasie przemian kulturowo-ekonomicznych próbują odnaleźć własną drogę do tworzenia chrześcijańskiej rodziny. Zasadniczo bowiem kiedyś chłopcy - od 7. do 8. roku życia - byli wychowywani przez mężczyzn. W tej chwili zmienia się to dość mocno. Męskie wychowanie zostało niejako wycięte i młodzi próbują sobie to na różne sposoby rekompensować, niekoniecznie na właściwych drogach.

- Jak wygląda praca Kościoła na tym terenie? Jak funkcjonuje duszpasterstwo?

Reklama

- Duszpasterstwo przede wszystkim opiera się na współpracy ze świeckimi. Nie jestem fizycznie w stanie odprawić Mszy św. niedzielnej we wszystkich moich dziesięciu kaplicach. Toteż tam, gdzie nie dotrę, przygotowane do tego osoby prowadzą nabożeństwo, katechiści głoszą kazania, nadzwyczajni szafarze Komunii św. rozdają Pana Jezusa wiernym, a rada parafialna podaje ogłoszenia. Są także osoby odpowiedzialne za śpiew, inne za czytania, jeszcze inne za przystrojenie kościoła. Podobnie ma się sprawa z sakramentami. Nie byłbym w stanie przygotować osobiście wszystkich chętnych do chrztu, I Komunii św., spowiedzi czy małżeństwa, toteż prowadzone są szkolenia na katechistów, którzy w swoich wioskach pomagają ludziom dojrzeć do sakramentów. Ja wchodzę już na koniec, sprawdzając lub dopowiadając to, co konieczne.
Praca Kościoła w Papui to jednak nie tylko głoszenie miłującego Boga, ale również wypowiadanie tej miłości w konkretach. Od samego początku Kościół stawiał tu na różnego rodzaju pomoc socjalną, zdrowotną i edukację. Nieprzypadkowo najlepszymi szkołami są tu najczęściej katolickie szkoły. Bardzo pięknie rozwinięty jest tu również program pomocy osobom zarażonym wirusem HIV. Co jakiś czas robione są w różnych częściach diecezji testy oraz dostarczane lekarstwa hamujące rozwój tej choroby. Duszpasterze zaś muszą swoją wiedzę wyniesioną z seminarium poszerzyć nieco o sprawy związane z mechaniką samochodową, stolarstwem, elektryką, budownictwem i z innymi dziedzinami na pozór niezwiązanymi z duszpasterstwem.

- Jak żyje się w Papui-Nowej Gwinei?

Reklama

- Powiem o mojej parafii, gdyż często zupełnie inaczej jest w parafiach sąsiednich czy w miastach. Tu zdecydowana większość ludzi utrzymuje się z ogrodnictwa - sadzą przede wszystkim słodkie ziemniaki, co stanowi podstawę ich wyżywienia. Nadmiar sprzedają na bazarach. A gdy potrzebują więcej pieniędzy, to sprzedają świnię lub... córkę. Wciąż bowiem obowiązuje tu zapłata za żonę. Poza tym na terenie parafii są trzy szkoły - dwie podstawowe i jedno gimnazjum. Jest więc spora grupa nauczycieli, którzy otrzymują wypłatę. Są pewne struktury rządowe i osoby, które - pełniąc funkcje administracyjne - również zarabiają. Garstce, która w edukacji ma dobre wyniki, udaje się znaleźć pracę w mieście. Z mojej parafii - Kagua nieliczni pracują w stolicy czy poza granicami państwa i najczęściej przesyłają pieniądze swoim rodzinom. Tak mniej więcej wygląda sposób zarobkowania czy utrzymywania się Papuasów.
Jak przed wieloma laty, tak i dzisiaj w zdecydowanej większości mieszkają w domach budowanych z trzciny, pokrytych trawą, w których centralnym miejscem jest palenisko. Tam można dosłownie zrozumieć pojęcie ogniska domowego, przy którym gromadzą się członkowie rodziny i przybysze, by się ogrzać, a w ciągu dnia przyrządzić coś na ogniu czy w popiele. Zdecydowana większość ludzi to osoby biedne, aczkolwiek w jakiś sposób szczęśliwe. Mają wiele czasu, otrzymują wiele od przyrody, znajdują owoce w buszu, a zasoby uprawianych ogrodów wystarczają im na codzienny pokarm. Dzieci pierwszokomunijne cieszą się, gdy jako prezent otrzymają chińską zupkę... Po Mszy św. proszą, aby im pobłogosławić.

- Jak wygląda zwyczajne życie w tym kraju komunikacja, telefonia?

- Tu jest również wielka różnorodność. Ludzi przewożą autobusy, które de facto są ciężarówkami. Zdarza się, że ktoś ma samochód - są to zazwyczaj rodziny, w których ktoś pracuje w stolicy czy w większym mieście lub osoby, które otrzymały duże spadki. Jeśli chodzi o wynalazki techniki, takie jak np. telefony komórkowe, to z pewnością zadziwię, ale mam w domu pełny zasięg. Kilka lat temu dokonał się tam bowiem ogromny postęp techniczny. Papuasi mogą nosić trawę zamiast ubrań, ale coraz ciężej obejść im się już bez komórki. Wygląda to czasem wręcz komicznie.
Różnice są jednak ogromne. Musimy pamiętać, że postęp zawitał tam ok. 60 lat temu. To, co nasza kultura zdobywała przez 2 tys. lat lub dłużej, oni nadrabiają w ciągu ostatnich 60 lat. Z niektórymi rzeczami idzie im trochę łatwiej, z innymi trudniej. Do drugiej grupy zaliczają się na pewno drogi. To raj dla miłośników motokrosu.

- Czy misja daje kapłanowi satysfakcję, czy jest to spełnienie kapłańskie? Czy może Ksiądz powiedzieć: Jestem kapłanem misjonarzem szczęśliwym?

Reklama

- Pojmuję to w tych kategoriach. Dla mnie jest to miejsce, które Pan Bóg mi wskazuje. Byłoby wielką karą, gdyby biskup skierował mnie na studia czy jako wykładowcę w seminarium. Bardzo dobrze odnajduję się na terenach misyjnych, gdzie jestem niejako na pierwszym froncie. Oczywiście, jak wszędzie, są problemy, choć trochę w innych kategoriach. Ale Pan Bóg zawsze daje pomoc potrzebną do stawienia im czoła.
Podzielę się może moimi głównymi problemami w duszpasterstwie. Jednym z nich jest utrzymywanie się praktyk płynących z poprzednich wyznań oraz wiara w czary. Jeśli umiera ktoś w sile wieku lub dziecko, to według ludzi zawsze ktoś za tym stoi, ktoś rzucił czar. Na terenie mojej parafii doszło kiedyś do zatrważającego przypadku, kiedy to oskarżono kobietę o zabicie dziecka. Według nich, duch tej kobiety wyszedł z niej w nocy, zmienił się w kota, wszedł do domu tej dziewczynki i wyjadł jej serce. Kobieta była torturowana, powieszono ją za nogi na drzewie, rozpalono pod nią ogień i przypalano jej ciało rozgrzanymi prętami. Cudem uszła z życiem. Niestety, kilka innych osób nie miało takiego szczęścia. Dobrze, że znajdują się osoby, które potrafią myśleć. Również na kilka dni przed moim wyjazdem zdarzył się podobny przypadek oskarżenia kogoś zupełnie przypadkowo przechodzącego o spowodowanie śmierci młodego człowieka. Na szczęście lider tej społeczności przeciwstawił się temu i zdołał powstrzymać przed dokonaniem samosądu i zabiciem niewinnego. Z takimi przypadkami spotykam się często. A ostatnio nawet człowiek, który miał remontować mój rozsypujący się dom, odmówił mi pomocy, ponieważ ktoś, kto wcześniej malował fragment domu, nagle przewrócił się i zmarł. Ponieważ człowiek ten również nie był z tej miejscowości, bał się, że ludzie z zazdrości, że ma pracować przy remoncie, mogą wyrządzić mu krzywdę.
Inny problem to tzw. hauskrai - czyli obrzędowość związana z pogrzebem i uszanowaniem zmarłego. Gdy ktoś umrze, cała rodzina, plemię zbiera się, opłakuje i chowa zmarłego, ale nie rozchodzi się później do domów, tylko pozostaje tam dłuższy czas - tydzień, dwa, miesiąc - nie wolno im wtedy pracować w ogrodzie, także przychodzić na niedzielną Mszę św. Jest to trudne do zrozumienia. Staramy się wyjaśniać, że zamiast siedzieć bezczynnie na miejscu pochówku, znacznie lepiej będzie, gdy pomodlą się za tę osobę, ofiarują Mszę św. Jest to mozolna praca i czasem już przynosząca efekty, ale wciąż jeszcze są one mało widoczne.

- Jak można Księdzu pomóc?

- Chciałbym podziękować wszystkim, którzy przez 3,5 roku wspierali mnie przede wszystkim modlitwą w intencji rozwiązania problemów, o których wspominałem, a jest ich znacznie więcej. Czuję w tej pracy wielką pomoc modlitwy, której namacalnie doświadczam. Kiedy sam nie potrafię sobie wyjaśnić, dlaczego tak się wszystko dobrze ułożyło, wtedy przychodzą mi na myśl osoby, które zapewniły mnie o swojej modlitwie i wszystko jest już jasne.
Nieoceniona jest także pomoc materialna. By nasza katolicka szkoła mogła gromadzić jeszcze większą liczbę osób, kończymy budowanie nowej sali lekcyjnej. Wciąż myślimy o stworzeniu prawdziwej biblioteki, bo do właściwej edukacji potrzeba książek. Mamy ich już wiele, ale z braku miejsca leżą w kartonach.
Innym palącym problemem będzie niedługo zakup generatora dla misji. To jedyne źródło prądu, używamy je 4 godziny wieczorem. Obecny generator coraz częściej odmawia posłuszeństwa, a dokupienie części zamiennych graniczy z cudem.

- Dziękuję za rozmowę i życzę wielu osiągnięć na misyjnym terenie.

2011-12-31 00:00

Ocena: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Muniek Staszczyk: Modlę się każdego dnia i dziękuję Bogu za to, że mnie nie opuścił

2024-12-17 12:16

Niedziela Ogólnopolska 51/2024, str. 43-45

[ TEMATY ]

wywiad

muzyka

Muniek Staszczyk

T.Love

Marta Wojtal

Muniek Staszczyk

Muniek Staszczyk

Z „miasta Świętej Wieży” pochodzi Muniek Staszczyk, założyciel i lider zespołu T.Love. Na naszych łamach opowiada o swojej wierze, zwątpieniach, trudnych relacjach z Bogiem, który nigdy o nim nie zapomniał.

Aneta Nawrot: Częstochowa, aleja Pokoju, dzielnica robotnicza. Blokowiska z podwórkami i trzepakami... W jednym z takich bloków Pan mieszkał... Muniek Staszczyk: Moja rodzina nie odbiegała od tradycyjnych rodzin. Dzieci miały szacunek do rodziców, nauczycieli, starszych osób. Wpajano nam wartości i mówiono, „co dobre, a co złe”.
CZYTAJ DALEJ

Policja tłumaczy się z najazdu na klasztor w poszukiwaniu Romanowskiego

2024-12-27 07:17

[ TEMATY ]

policja

Marcin Romanowski

Adobe Stock

Tak policja próbuje się wytłumaczyć z haniebnej akcji swoistego nalotu na lubelski klasztor ojców dominikanów! „Policjanci realizowali czynności na polecenie prokuratury. Przebiegały one z poszanowaniem wyjątkowego charakteru miejsca” – zapewniła w rozmowie z Onetem insp. Katarzyna Nowak z Komendy Głównej Policji. Takiej wersji zaprzecza list prowincjała polskich dominikanów.

Sceny jak z filmu akcji rozegrały się 19 grudnia w klasztorze dominikanów w Lublinie. Uzbrojeni policjanci w kominiarkach, wspomagani przez drony wkroczyli do zakonu w poszukiwaniu… posła Marcina Romanowskiego – opisywało w mediach społecznościowych Stowarzyszenie Prawnicy dla Polski.
CZYTAJ DALEJ

Rozważania na niedzielę ks. Mariusza Rosika: W poszukiwaniu Tego, który szuka

2024-12-27 21:31

[ TEMATY ]

rozważania

Ks. Mariusz Rosik

flickr.com/archidiecezjakrakow

Bardzo lubię wymyślne wysiłki egzegetów, mające na celu wygładzenie rzekomych chropowatości Biblii. Na przykład taką próbę usprawiedliwienia nieuwagi Maryi i Józefa, którzy zagubili Jezusa w świątyni: „przypuszczać należy, że kobiety maszerują dużo wolniej niż mężczyźni, stąd na pewno Maryja wyruszyła w drogę powrotną z Jerozolimy wcześniej niż Józef, a ten podążył za Nią dopiero kilka godzin później. Ona myślała, że Jezus jest z Józefem, on – że pozostał z Maryją”.

Misternie zbudowana konstrukcja nie bardzo jednak przystaje do opowiadania Łukasza, który stwierdza jedynie, że rodzice nie zauważyli, iż ich dwunastoletni Syn pozostał w Świętym Mieście.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję