Medycyna wkracza w coraz liczniejsze obszary naszego życia. Staje się siłą zdolną nadawać nowy kształt najbardziej podstawowym wymiarom ludzkiej egzystencji (np. lekarz medycyny pracy decyduje, czy wolno nam wykonywać określony zawód, a lekarz sportowy - czy mogę uprawiać ulubioną przeze mnie dyscyplinę). Okazało się, że postęp w medycynie nie rozwiązał ani nie złagodził wielu problemów etycznych, natomiast stworzył wiele nowych, a także zaostrzył już istniejące dylematy.
Szybki postęp techniczny sprawia, że pojawiają się wciąż nowe, często bardzo wyrafinowane metody leczenia, że powstają nowe gałęzie medycyny i nowe specjalizacje lekarskie, że mamy mnożące się bogactwo nowych leków. Ta rzeczywistość rodzi poważne konsekwencje dla etyki lekarskiej. Zasada: „Primum non nocere” staje się możliwa do zrealizowania paradoksalnie w coraz to bardziej ograniczonym zakresie, bo np. niektóre leki wywołują skutki uboczne, a konsekwencje ich zażywania są nieraz bardzo poważne, zastosowanie zaś nowoczesnej aparatury może się wiązać z uszkodzeniem ciała itd., itp. Wiele problemów etycznych powstaje na styku medycyny i biznesu, czyli przemysłu farmaceutycznego, co może powodować konflikt interesów i zagrażać zdrowiu pacjentów.
Stare i nowe konflikty sumienia
Reklama
Na konferencji w Laskach k. Warszawy na temat problematyki in vitro, w której uczestniczyłem jako prelegent, jeden z katolickich lekarzy, anestezjolog, zapytał mnie, czy można znieczulić pacjentkę do cesarskiego cięcia, gdy dziecko zostało poczęte metodą in vitro. Stwierdził, że przeżywa w takim przypadku konflikt sumienia… Starałem się złagodzić jego rozterki, tłumacząc, że co prawda Kościół sprzeciwia się zapłodnieniu in vitro, ale dziecko przychodzące na świat ma być przyjęte z miłością, jako żywy dar Bożej dobroci. Nie może być w żaden sposób dyskryminowane. Nie odmawia mu się życia sakramentalnego i może w pełni uczestniczyć w życiu Kościoła.
Stawiamy dziś coraz częściej pytania o moralną zasadność eutanazji, aborcji, transplantacji organów, które tak naprawdę są pytaniami o początek i kres ludzkiego życia. Sprawa jest prosta - lekarz katolik, opierając się na godności i wolności ludzkiej i korzystając z klauzuli sumienia, może i powinien odmówić przeprowadzenia aborcji. Jeśli chodzi o eutanazję, to i Kościół, i polskie prawo na szczęście bezwzględnie jej zabraniają.
Lekarz natomiast może i powinien popierać transplantację organów, która jest dobrem polecanym przez Kościół, który przekonuje, że nie ma co zabierać swoich narządów do nieba, trzeba się nimi podzielić z potrzebującymi, jeśli, oczywiście, względy zdrowotne na to pozwalają. Lekarz zawsze musi uwzględnić zgodę dawcy lub jego rodziny na pobranie narządów do przeszczepu. Jednak tu pojawia się, niestety nierzadko, problem handlu narządami lub przymusu przy ich pozyskiwaniu. Zarówno lekarze, jak i my wszyscy nie możemy się godzić na taki proceder.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Dehumanizacja lecznictwa
Reklama
Rozwój medycyny przyczynił się do przedefiniowania zasady sprawiedliwości. Nowoczesne metody terapii są bardzo kosztowne, a najdroższe jest leczenie chorób zagrażających życiu. Niezbędne staje się więc określenie sprawiedliwego podziału środków przeznaczonych na służbę zdrowia zarówno na poziomie poszczególnych szpitali, jak i na poziomie całego państwa. Często ma się wrażenie, że współczesna medycyna jest zbiurokratyzowaną instytucją, w której pojedynczy ludzie, wykonujący swoje specjalistyczne działania, jednocześnie zapominają o jej celach jako całości. Centrala NFZ wprowadza w życie wiele niedorzecznych rozporządzeń i decyzji. Na łamach miesięcznika „PULS”, wydawanego przez Okręgową Izbę Lekarską w Warszawie, jej prezes - dr Mieczysław Szatanek napisał: „W szpitalach przestano operować, a jedynie wypełnia się procedury, zastosowano kombinatorykę stosowaną w postaci beznadziejnych i nieprzystosowanych do realiów jednorodnych grup pacjentów i dziesiątki ludzi głowi się, jak zadowolić system komputerowy, by przyjął procedurę w zgodzie z odpowiednim świadczeniem (…). Dzięki stałemu udoskonalaniu systemu konsekwentnie dehumanizujemy lecznictwo, rozwijamy papierologię i drukomanię, odrywamy lekarza od pacjenta, mamy zamiar przystąpić do skróconego procesu produkcji geniuszy, by w prezencie podarować wszystkim kasy fiskalne, o których każdy z nas marzył od dzieciństwa (…). Zwolniono z pracy lekarza - zatrudniono świadczeniodawcę, uśmiercono pacjenta - urodzono świadczeniobiorcę. Zakończono leczenie, a rozpoczęto udzielanie świadczeń, i to nawet zdrowotnych. Zakaz przyjęcia chorego przez lekarza nazwano limitem punktów. A NFZ - jedyny monopolista najlepiej wie, ile komu potrzeba. Jak by nie było, bezduszni limitodawcy czują się lepiej, bo mniej gryzie sumienie”.
Tak to widzą sami lekarze, a pacjenci narzekają jeszcze bardziej. Niedobór środków finansowych zmusza lekarza do dokonywania ciągłych wyborów pomiędzy dostępnymi rodzajami terapii, aparaturą, diagnostyką i środkami leczenia. A to właśnie jest nieetyczne, bo prowadzi często do konfliktu sumienia u samych lekarzy, a przede wszystkim do podziału pacjentów na lepszych i gorszych.
Jak powinien zachować się w tej sytuacji lekarz katolik? Nie wystarczy samo narzekanie i postawa bezradnej rezygnacji. W sytuacji niedoboru środków moralną powinnością każdego lekarza jest dążenie do wyeliminowania niedoboru zasobów i leczenie pacjentów najbiedniejszych, których nie stać na zapłatę. Lekarz nie ma też prawa odmówić choremu leczenia ze względu na kolor skóry, płeć, status społeczno-ekonomiczny, światopogląd i pochodzenie. To oczywiste, i raczej rzadko dochodzi do nagannych zachowań w tej mierze.
Największym wstydem i rzeczywistym problemem etycznym służby zdrowia jest dyskryminowanie ze względu na wiek chorego, całkowicie przeczące uniwersalnym zasadom promowanym m.in. przez chrześcijaństwo. Mimo wspaniałych osiągnięć w dziedzinie geriatrii praktyka pozostawia wiele do życzenia, zwłaszcza tam, gdzie służba zdrowia jest zbyt uboga i lekarz staje przed dylematem, komu pomóc w pierwszej kolejności… Niepokojące wydaje się jednak przekonanie, że starzy ludzie niepotrzebnie zawracają głowę służbie zdrowia, które w Polsce padało już z ust polityków.
Strach przed służbą zdrowia
Reklama
Współcześnie dość rozpowszechnioną opinią wśród Polaków jest, że lekarze nie leczą, tylko szkodzą. Większość z nas boi się, że nie wróci ze szpitala, i wiąże pobyt w nim z pewnym ryzykiem. Boimy się, że lekarz nie rozpozna w porę choroby i nie będzie potrafił nam pomóc. Co trzeci pacjent w Polsce źle ocenia służbę zdrowia. Obawiamy się też błędnej lub spóźnionej diagnozy (81 proc.) oraz szpitalnych zakażeń (76 proc.) - donosi „Metro”. Bardziej niż Polacy pobytu w szpitalu boją się tylko mieszkańcy Grecji, Cypru i Litwy. Polacy mają też inne niż większość Europejczyków oczekiwania wobec służby zdrowia: oczekują przede wszystkim skuteczności leczenia oraz szybkiego dostępu do lekarza i terapii. W innych krajach najważniejsza jest natomiast dobrze wyszkolona kadra - wskazało tak 52 proc. respondentów.
Gdy chory zgłasza się do lekarza ze swoim bólem, często jest przerażony sytuacją, nieufny wobec obcego człowieka. Opowiada bezładnie swoją wyjątkową historię. Jeżeli lekarz wykpi ją, zlekceważy, może zamknąć sobie drogę do możliwości właściwego zdiagnozowania dolegliwości. Każdy doświadczony lekarz, zdolny do postawienia poprawnej diagnozy, powinien także znajdować w sobie cierpliwość do spokojnego wysłuchania opowieści chorego. Personel medyczny winien posiadać nie tylko umiejętność współpracowania z chorymi, ale także z ich rodzinami, ich przyjaciółmi. Dobra wola personelu, samarytańska wprost postawa, buduje wspólnotę ludzką chorych ze zdrowymi, potrzebujących z dającymi siebie poprzez trudną, ale jakże ważną pracę.
Taką wspólnotę winny tworzyć oddziały szpitalne, kliniki, hospicja, bo przecież w tych właśnie miejscach spotyka się bezmiar ludzkiego cierpienia i samotności. To tu doświadcza się najbardziej dramatyzmu ludzkiego istnienia, słabości, ułomności, niedoskonałości. Bez pełnego współdziałania podmiotów biorących udział w procesie wyzwalania z choroby nie może być mowy o chrześcijańskim wypełnianiu obowiązku, o miłości bliźniego, o służbie człowiekowi.
Warto tu wspomnieć o pewnej delikatnej sprawie, którą jest poznanie prawdy o stanie własnego zdrowia: czy lekarz powinien mówić pacjentowi brutalną prawdę, czy też raczej dobrodusznie go okłamywać? Nie ulega wątpliwości, że dla człowieka wierzącego poznanie tej prawdy jest ważne, bo pomaga odpowiednio przygotować się na moment śmierci, umożliwia załatwienie ostatnich pilnych spraw - zarówno w wymiarze duchowym, jak i materialnym. Na tym polu wspaniałą pracę wykonuje pomocniczy personel medyczny. Byłem nieraz świadkiem, przechodząc z Komunią św. przez sale szpitalne, jak pielęgniarki w subtelny sposób zachęcały pacjentów, by skorzystali z posługi sakramentalnej.
Rady dla zapracowanych lekarzy
Po co lekarzowi światopogląd? Przecież przeszkadza on często w leczeniu i wywołuje psychiczny dyskomfort oraz wyrzuty sumienia. Medycyna powinna pozostać wolna od wpływów światopoglądowych. Takie opinie słyszymy coraz częściej w wielu środowiskach medycznych.
Jeden z moich znajomych lekarzy, krakowski profesor medycyny, krytykując napisany przeze mnie „Rachunek sumienia dla katolickich lekarzy i pielęgniarek”, stwierdził: „Po co tak łajać lekarzy? Czemu to ma służyć?”. Tłumaczyłem mu, że nikogo nie miałem zamiaru karcić, pouczać ani nawracać… Chcę tylko zachęcić tych zapracowanych ludzi do duchowej refleksji…
Lekarze po latach ciężkich studiów osiągnęli wyznaczone cele, dotyczące rodziny i kariery zawodowej, nadal ciężko pracują na kilku etatach, często od świtu do nocy, i sami zauważają, że życie ucieka im przez palce. Modlą się czasem, a raczej wydaje im się, że to modlitwa, aby wytrzymać jeszcze jeden miesiąc, jeszcze jeden rok ciężkiej harówki. Do tej „wytrzymałości” zachęcają ich małżonkowie i dorastające dzieci, które mają coraz większe wymagania. Fizycznie i psychicznie wyczerpani, często zapominają, że są wolnymi ludźmi. Powiadają: „Nie wiem, co się ze mną dzieje, wszystko zapominam, często nie mogę się skoncentrować na tym, co robię. Nie chcę już nawet myśleć, co mnie dalej czeka”. W pogoni za wartościami materialnymi i robieniem kariery można nawet nie zauważyć, jak traci się to, co jest najważniejsze w życiu. Od kilku lat obserwuję to zjawisko w rodzinach moich znajomych lekarzy, którym w miarę możliwości staram się nieść duchowe pokrzepienie. Niestety, często dostrzegam też, że poczucie winy, wynikające z takiego stylu życia, przegrywa z satysfakcją z dobrze wykonanego kolejnego zadania - udanej operacji, wyleczenia trudnego przypadku. A kiedy dostrzeże się efekty swojego zapracowania, okazuje się, że jest za późno na gruntowne zmiany. Pewnych błędów nie można naprawić.
Potrzeba rachunku sumienia
Wsłuchując się dziś w krytyczne opinie o lekarzach, trzeba stanowczo stwierdzić, że za sposób postrzegania środowiska medycznego oraz stan zdrowia obywateli odpowiada całe społeczeństwo, a nie tylko ci zapracowani ponad miarę lekarze. Do rachunku sumienia w tej materii, jak uważa prof. Zdzisław Gajda z Krakowa, należy nawoływać wszystkich, którzy palą papierosy, nadużywają alkoholu, współżyją seksualnie z narażeniem swojego zdrowia, objadają się, nie zażywają ruchu, chcą, żeby lekarze pracowali za darmo, nie mylili się i uzdrawiali jak Jezus, bez żadnego wysiłku ze strony człowieka.
Z przykrością jednak trzeba stwierdzić, że w wielu środowiskach, także lekarskich, brakuje dzisiaj chęci i czasu na jakiekolwiek życie duchowe, nawet na tę chwilową refleksję nad własną przemijalnością, np. w obliczu biedy i bezradności drugiego człowieka lub pod wpływem śmierci pacjenta… Tymczasem gdzież, jak nie właśnie w gabinecie lekarskim, na szpitalnej sali przydaje się ta duchowa uległość względem Boga i stanowczość w postanowieniach, czyli to, co powinno być treścią pracy każdego katolika, który pragnie postępować na drodze do doskonałości chrześcijańskiej. Do tego jest potrzebny stały rachunek sumienia.
Pomysł napisania rachunku sumienia dla katolickich lekarzy i pielęgniarek to owoc dnia skupienia, który prowadziłem dla tej grupy zawodowej w szpitalu w Radomiu przed dwoma laty i prośba samego środowiska, które wbrew ogólnym opiniom ma jednak potrzebę postępu w życiu religijnym. Na rynku wydawniczym w Polsce obecnych jest kilka „Rachunków sumienia” przeznaczonych dla różnych grup zawodowych, np. księży, policjantów, żołnierzy. Nie spotkałem natomiast ani jednego dla lekarzy i innych pracowników zawodów medycznych, oprócz „Rachunku sumienia pielęgniarki” służebnicy Bożej Hanny Chrzanowskiej. Ta wybitna pielęgniarka zmarła w Krakowie w opinii świętości w 1973 r., jej proces beatyfikacyjny trwa w Rzymie. Moja niewielka publikacja została wydana przez Instytut Wydawniczy PAX w Warszawie w 2010 r. i nosi tytuł „Rachunek sumienia dla katolickich lekarzy i pielęgniarek. O etyce w służbie zdrowia”. Może być pomocna do dobrego przeżycia sakramentu pokuty i pojednania lub jako refleksja nad etosem pracy lekarzy i innych pracowników służby zdrowia.
Jan Paweł II powiedział, że „święci i błogosławieni to chrześcijanie w najpełniejszym tego słowa znaczeniu (…), zatem jeśli jesteś chrześcijaninem, (…) bądź chrześcijaninem naprawdę”. Żeby być świętym, trzeba być człowiekiem. Tak samo, gdy się jest lekarzem czy księdzem, trzeba być przede wszystkim człowiekiem zachowującym wysoki poziom życia duchowego.