Po odejściu Violetty Villas
Violetta Villas zmarła i dla nas, seniorów z jej pokolenia, to smutna i przygnębiająca prawda. Smutna, tym bardziej że tytuły z gazet głoszą, że „umarła z biedy”. A była przecież piosenkarką, która rozsławiła swym wyjątkowym talentem nasz kraj w Europie i na świecie. W Stanach Zjednoczonych jej koncerty biły rekordy popularności.
Z tego, co pisano o niej w gazetach, wiemy, że jej życie w ostatnim okresie było bardzo trudne. Zajmowała się bezdomnymi psami - co przerastało jej finansowe możliwości i fizyczne siły „kruchego” organizmu. A wokół bezduszność i brak zrozumienia dla jej wrażliwości.
Ale dlaczego nie starano się jej zrozumieć i pomóc? Nawet w zorganizowaniu profesjonalnego schroniska, z przypisanym personelem obsługi i budżetem na ten cel. Trzeba postawić kolejne pytania, które dotyczą stwierdzenia, że „umarła z biedy”. To wstyd, że tak się stało. Violettę Villas należy przecież uważać za nasze ojczyźniane dobro.
Winna mieć zapewnioną specjalną emeryturę i godne, leczniczo-opiekuńcze warunki życia. Przypadek zmarłej Violetty Villas to powód do wstydu dla parlamentarzystów i dla władz samorządowych, z ich oziębłością i brakiem ludzkiego zrozumienia.
I jeszcze smutek dla nas - wielbicieli talentu Violetty Villas - nawet pośmiertnie nie przyznano jej państwowego odznaczenia. Czy nikt się nie rumieni?
W takim to zakończeniu przyszło mi kreślić swoje przemyślenia o śmierci naszej ojczyźnianej piosenkarki, która „na starość” doznała wiele bezduszności, a tak mało wyciągniętej ręki, miłości bliźniego, która i od władz resortu kultury jej się należała.
Władysław
Oczekujemy na listy pod adresem:
„Niedziela”, ul. 3 Maja 12
42-200 Częstochowa.
Na kopercie należy napisać: „Listy”
Pomóż w rozwoju naszego portalu