Reklama

32 talony za Szaniawskiego

Dr Józef Szaniawski - historyk, dziennikarz, sowietolog. Autor kilku tysięcy tekstów publicystycznych, scenariuszy filmowych i książek. Profesor dwóch katolickich uczelni. W czasach PRL - dziennikarz Polskiej Agencji Prasowej i Radia Wolna Europa. W 1985 r. został aresztowany i skazany na 10 lat pozbawienia wolności. Połowę wyroku przesiedział w najcięższych więzieniach. Do historii Polski przeszedł jako ostatni więzień polityczny PRL

Niedziela Ogólnopolska 13/2012, str. 14-15

Archiwum Józefa Szaniawskiego

Pułkownik Ryszard Kukliński i Józef Szaniawski przy pomniku Katyńskim na placu Zamkowym w Warszawie, maj 1998 r.

Pułkownik Ryszard Kukliński i Józef Szaniawski przy pomniku Katyńskim na placu Zamkowym w Warszawie, maj 1998 r.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Rozgadany, ale nie po próżnicy. Ma ogromną wiedzę historyczną. Lubi mówić, a ma wiele do powiedzenia. Jego oceny sytuacji społeczno-politycznej w Polsce i na świecie niemal zawsze są dalekie od standardowych opinii. Wydają się mało prawdopodobne, jednak po jakimś czasie okazują się niezwykle trafne. Jeździ po kraju z odczytami - od miast uniwersyteckich począwszy, a na maleńkich miasteczkach kończąc. Jeździ również po świecie. Jego wykłady gromadzą słuchaczy zarówno w dużych salach wykładowych, jak też w salkach katechetycznych.

Duma z miasta urodzenia

Józef Szaniawski urodził się dwa dni po kapitulacji Powstania Warszawskiego - w dalekim Lwowie, z czego jest dumny do dzisiejszego dnia. Potrafi o tym mieście opowiadać tak, jakby tam mieszkał przez lata, choć rodzice wyjechali z nim do Krakowa z końcem 1945 r. Byli nauczycielami. Po wojnie mama wykładała język polski w szkołach średnich. Do dziś, jak podkreśla Józef Szaniawski, zawdzięcza jej miłość do poezji romantycznej i umiejętność mówienia. Ojciec Szaniawskiego, Ignacy, najpierw pracował w MSZ, później zajął się pracą naukową i był profesorem na Wydziale Pedagogiki Uniwersytetu Warszawskiego. Do rodzinnej legendy i historii Polski przeszedł dziadek Szaniawskiego ze strony mamy Marceli Tarczyło. Uczestnik wojny polsko-bolszewickiej. Odznaczony Krzyżem Walecznych. Po wejściu Sowietów do Lwowa zakatowany w więzieniu „na Brygidkach”. Nie mówiono jednak o tym w domu Szaniawskich. O historii dziadka Józef Szaniawski dowiedział się dopiero, gdy był studentem. I to nie od rodziców, ale od ciotki. Wprawdzie ojciec namiętnie słuchał Radia Wolna Europa, jednak w domu nie prowadzono rozmów politycznych. A opowieści o II RP wręcz unikano. Rodzice akceptowali PRL, choć nie bezkrytycznie.
Pierwsze „doświadczenie polityczne” Józef Szaniawski przeżył w szkole podstawowej. Był uczniem pierwszej klasy, kiedy wraz z całą klasą zaprowadzono go do sali gimnastycznej. Przy zgaszonym świetle, z wielkim na całą ścianę portretem Stalina i palącymi się świeczkami, ktoś przemawiał na apelu poświęconym śmierci Stalina. Dorośli płakali. On też. W szkole podstawowej chłopak nie zawarł wiele przyjaźni. Nie grał w piłkę. Był dzieckiem stroniącym od kolegów. Samotnie przemierzał kilometry na rowerze. Zwiedzał podwarszawskie miasta. Na ogół jednak siedział w domu i czytał książki, zwłaszcza Mickiewicza, Słowackiego, Norwida, a także pisarzy przełomu wieków, szczególnie Żeromskiego i Sienkiewicza.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Dorosłe życie

To właśnie te książki sprawiły, że młody Szaniawski po maturze bez wahania wybrał historię, mimo że rodzice nie byli zadowoleni z tej decyzji. Uważali, że chłopak powinien mieć bardziej „zyskowny zawód”, np. prawnika. Jednak to nie czasy opisywane przez Sienkiewicza tak pasjonowały studenta, lecz antyrosyjskie insurekcje. Pracę magisterską Szaniawski pisał o powstaniu styczniowym. Podczas przygotowywania tej pracy zaczął poznawać mentalność i grozę rosyjskiego imperializmu. I do dziś nie ma żadnych wątpliwości, że zarówno za rządów carów, jak i komunistycznych satrapów rosyjski imperializm stanowił zagrożenie dla świata.
Szaniawski ukończył studia u schyłku lat 70. ubiegłego wieku. Krótko był nauczycielem. Działał też w Towarzystwie Przyjaźni Polsko-Radzieckiej, instytucji propagującej sowiecki imperializm, nielubianej przez rodaków. W 1970 r. podjął pracę w redakcji Dokumentacji i Analiz Polskiej Agencji Prasowej. Była to kopalnia wiedzy o Polsce. Polska Agencja Prasowa zaś w epoce przedkomputerowej była bankiem informacji i narzędziem komunistycznej propagandy. Wszystkie informacje, które podawano w radiu, telewizji, gazetach, pochodziły właśnie z Agencji. - PAP był jak Narodowy Bank Polski, był składnicą informacji - mówi Józef Szaniawski. - Wiedziałem, że są tam wydawane biuletyny niedostępne ogółowi Polaków. Generalnie znajdowała się tam wiedza niedostępna dla rodaków. Czułem się w jakiś sposób wyróżniony, że mogę mieć dostęp w każdej chwili do tej wiedzy. Byłem jeszcze kawalerem, więc często wyznaczano mnie na nocną zmianę. Przychodziło się na dwudziestą i wychodziło o ósmej rano. Pomagałem czasem sprzątaczkom w przesunięciu biurka czy czegoś innego. Zaskarbiałem sobie ich sympatię. Kiedy sprzątały nocą, wszystkie „tajne” pokoje były pootwierane. Łatwy był dostęp do tej „wiedzy tajemnej”, którą komuniści tak bardzo chronili przed społeczeństwem. W czasie, gdy pracowałem w PAP-ie, przez rok z przerwami byłem korespondentem na Litwie. Pisałem o tym, jakie Litwa wykonała plany, jak silna jest gospodarka socjalistyczna itp. PAP w Rosji Sowieckiej miał kilkunastu korespondentów. Najważniejsi byli w Moskwie, mniej ważni w Kijowie, a najmniej ważny byłem ja, w Wilnie. Wtedy zacząłem zdawać sobie sprawę z tego, czym była kiedyś Polska i w jakiej sytuacji znajdowaliśmy się w latach 70. XX wieku. I paradoksalnie właśnie praca w PAP-ie uczyła mnie antykomunizmu.

Reklama

U Włocha na zmywaku

Blisko trzydziestolatek marzył o samochodzie. Był zbyt młody i nie należał do PZPR, nie mógł więc liczyć na talon samochodowy. Znajomy załatwił mu pracę we włoskiej restauracji w Berlinie Zachodnim. Nie od razu i nie bez kłopotów otrzymał paszport. Wyjechał w 1973 r. W kilka dni po przyjeździe nawiązał kontakt z RWE i został korespondentem tego Radia na 12 lat. Wystawiając Szaniawskiemu „swoiste świadectwo pracy”, wieloletni dyrektor Radia Jan Nowak-Jeziorański po latach podkreślał m.in., że korespondent z Warszawy „(...) nie otrzymywał żadnych pieniędzy z RWE, (...) działał z pobudek ideowych i patriotycznych, (...) działał pro publico bono (...)”. Zamiast więc brać pieniądze z Radia, Szaniawski wolał pracować u Włocha „na zmywaku”, później jako barman. Dziś Józef Szaniawski tak opisuje motywy współpracy z Radiem: - Uwierało mnie to wszystko, co widziałem w Polsce. Ta obłuda, oszustwo, propaganda komunistyczna. To mówienie przez komunistów, że „Polska rośnie w siłę, a ludzie żyją dostatniej”. Dalej Szaniawski mówił: - Miałem dostęp do informacji i postanowiłem zrobić z tego użytek. To był czas, kiedy w Polsce niemal wszyscy popierali Gierka. Rosja stała u szczytu swojej potęgi. Pamiętam te różne obchody rocznic komunistycznych. Te przyjazdy Breżniewa do Polski. Widziałem to ogradzanie Polski przez Rosję. Nie akceptowałem tego. Wiedziałem też, że Polacy dowiadują się o wielu sprawach tylko z rozgłośni polskich z zagranicy. Wiedziałem, że RWE to radio walczące z komuną za pomocą informacji. I dla mnie bardzo ważne było, że mogę współpracować z tym Radiem.
W 1985 r. Szaniawski został aresztowany i poddany brutalnemu śledztwu. Postawiono mu zarzut współpracy z CIA, za co groziła kara śmierci. Przesłuchiwało go naraz blisko 10 oficerów wojskowej informacji i SB. Za schwytanie „korespondenta z Warszawy” wyznaczono nagrodę… 32 talony na samochody. Podczas jednego z pierwszych przesłuchań udał, że stracił przytomność. Wezwany wojskowy lekarz, mimo ewidentnej symulacji, nakazał natychmiast zakończyć przesłuchania. Do dziś Szaniawski dziękuje Bogu i nieznanemu mu lekarzowi, który w ten sposób umożliwił mu zebrać myśli i zapanować nad strachem. Wdzięczny jest też dr Grabowskiej, która po poturbowaniu go w czasie przesłuchań w więzieniu na Rakowieckiej uratowała mu oko przed ślepotą. - Ciężko mnie pobito, ale przyznam, sprowokowałem jednego z ubeków - mówi Józef Szaniawski. - W pewnym momencie nie wytrzymałem już nerwowo i powiedziałem mu, że za kilka lat w tym więzieniu będzie muzeum, a on jako eksponat będzie stał wypchany w gablocie. Poczuł się zagrożony… i weszło kilku osiłków, którzy mnie poturbowali.

Reklama

Ostatnia reduta CIA

Z więzienia Szaniawski wyszedł na dwa dni przed Bożym Narodzeniem 1989 r. Kiedy rodzina poszła interweniować u premiera Mazowieckiego w sprawie zwolnienia „tego ostatniego więźnia politycznego”, premier miał powiedzieć: „Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą”. I wydało im się to niemile zaskakujące w ustach pierwszego niekomunistycznego premiera. Z tych to i jeszcze innych powodów Józef Szaniawski mówi dziś o Mazowieckim: „ostatni premier PRL”.
W następnym roku Szaniawski został uniewinniony przez Sąd Najwyższy. W październiku, co poczytuje sobie jako niezwykłe wyróżnienie. - W tym samym miesiącu i w tej samej sali został uniewinniony największy bohater II wojny światowej rotmistrz Witold Pilecki, skazany na karę śmierci - podkreśla Józef Szaniawski. - Z historycznego punktu widzenia jest to dla mnie satysfakcja na całe życie. Sąd też ogłosił, że byłem „ostatnim więźniem politycznym PRL i że działałem na rzecz niepodległego bytu państwa polskiego”.
Kiedy wkrótce potem Szaniawski rozpoczął pracę w „Tygodniku Solidarność”, postanowił przeprowadzić wywiad z Ryszardem Kuklińskim. Czuł z nim niemal bratnią wspólnotę. Obaj przecież zostali skazani za współpracę z CIA. - Po raz pierwszy o Kuklińskim usłyszałem w więzieniu - wspomina Szaniawski. - Urban na konferencji prasowej powiedział, że po ucieczce na Zachód Zdzisława Najdera i Ryszarda Kuklińskiego mieszkanie Józefa Szaniawskiego zostało ostatnią redutą CIA w Polsce.
Po licznych przygodach i pokonaniu zabezpieczeń amerykańskich służb specjalnych w 1991 r. doszło w Stanach Zjednoczonych do pierwszego spotkania obu skazanych. Kilka lat później, w 1997 r., dzięki zabiegom i staraniom Szaniawskiego, doszło do zrehabilitowania współczesnego „Wallenroda”, który nawet przez sąd w PRL został skazany za zdradę „tajemnic radzieckich”, a nie Polski. W rok później Ryszard Kukliński przyjechał do Polski. I to dzięki nim obu został odsłonięty pierwszy w Warszawie pomnik poświęcony zbrodni katyńskiej. - Podczas jednego ze spotkań w USA rozmawialiśmy o Katyniu - opowiada Józef Szaniawski. - Kukliński bardzo tęsknił za Polską, a Polonia uważała go za swego bohatera. Zorganizowałem mu spotkanie w Kongresie Polonii Amerykańskiej. Było kilkaset osób. On właściwie niewiele się odzywał, głównie ja. Mówiąc o relacjach polsko-rosyjskich, powiedziałem też o Katyniu. Podkreśliłem, że w Warszawie nie ma pomnika poświęconego pomordowanym oficerom WP. Wtedy wstał Kukliński i powiedział: „To my im postawimy pomnik”. Zebraliśmy pieniądze i ze Stefanem Melakiem zorganizowaliśmy budowę pomnika przy placu Zamkowym. I kiedy w 1998 r. Kukliński przyjechał po raz pierwszy do Polski, odsłonił obelisk.

Biograf płk. Kuklińskiego

Szaniawski od kilku lat jest biografem Ryszarda Kuklińskiego. O niedocenianym w Polsce bohaterze mówi na każdym spotkaniu, także o tym, w jak symboliczny sposób zamknął się pewien etap najnowszej historii Polski. Kiedy zmarł Ryszard Kukliński, nie do końca było wiadomo, czy zostanie pochowany w Alei Zasłużonych. Amerykanie bowiem chcieli, by spoczął w ich niemal świętym miejscu, jakim jest cmentarz w Arlington. Ale dzięki zabiegom Szaniawskiego i decyzji ówczesnego prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego urna z prochami spoczęła na Powązkach. - Wtedy stało się coś symbolicznego. Zadzwonił do mnie Nowak-Jeziorański i powiedział, że chciałby umieścić na trumnie Kuklińskiego flagę polską, która mu towarzyszyła w gabinecie od czasu, kiedy został dyrektorem Radia Wolna Europa - opowiada Szaniawski. - I ta flaga leży dziś w grobie Kuklińskiego otwierającym Aleję Zasłużonych utworzoną w III RP.

2012-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Msza św. Wieczerzy Pańskiej w Wielki Czwartek rozpoczyna obchody Triduum Paschalnego

2024-03-28 07:18

[ TEMATY ]

Wielki Czwartek

Karol Porwich/Niedziela

Mszą Wieczerzy Pańskiej w Wielki Czwartek rozpoczynają się w Kościele katolickim obchody Triduum Paschalnego - trzydniowe celebracje obejmujące misterium Chrystusa ukrzyżowanego, pogrzebanego i zmartwychwstałego. Liturgia tego dnia odwołuje się do wydarzeń w Wieczerniku, kiedy Jezus ustanowił dwa sakramenty: kapłaństwa i Eucharystii.

Liturgista, ks. prof. Piotr Kulbacki z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego powiedział PAP, że część pierwsza Triduum - misterium Chrystusa ukrzyżowanego - rozpoczyna się Mszą Wieczerzy Pańskiej (Wielki Czwartek) i trwa do Liturgii na cześć Męki Pańskiej (Wielki Piątek). Po tej liturgii rozpoczyna się dzień drugi - obchód misterium Chrystusa pogrzebanego, trwający przez całą Wielką Sobotę. Nocna Wigilia Paschalna rozpoczyna trzeci dzień - misterium Chrystusa zmartwychwstałego – obchód trwający do nieszporów Niedzieli Zmartwychwstania.

CZYTAJ DALEJ

Prawo ucznia do udziału w rekolekcjach

2024-03-25 13:52

[ TEMATY ]

rekolekcje

Karol Porwich/Niedziela

Antyreligijne organizacje pozarządowe wysyłają pisma do dyrektorów szkół, w których organizowane są rekolekcje. Może to mieć na celu wywołanie tzw. „efektu mrożącego”, czyli wzbudzenia wśród dyrektorów szkół obawy przed organizacją rekolekcji.

Ordo Iuris wskazuje w analizie, że rekolekcje mogą odbywać się zarówno w kościele, jak i na terenie szkoły, a ich uczestnikiem może być każdy uczeń, który wyrazi taką wolę. Szkoła musi zapewnić uczniom opiekę w czasie rekolekcji. Polecenie nauczycielowi sprawowania takiej opieki nie narusza jego praw.

CZYTAJ DALEJ

Lublin. Światu potrzeba ludzi takich jak św. Józef

2024-03-28 11:02

Katarzyna Artymiak

W sanktuarium św. Józefa u ojców Karmelitów w Lublinie tradycyjnie odbył się odpust z racji uroczystości św. Józefa. Poprzedziła go nowenna, którą w tym roku poprowadził o. Paweł Baraniecki z lubelskiej wspólnoty. W dniu uroczystości miał miejsce akt poświęcenia się św. Józefowi, który złożyło w ciągu dnia co najmniej 600 osób oraz poświęcenie lilii, symbolu św. Józefa. Mszy św. odpustowej przewodniczył i okolicznościową homilię wygłosił ks. Emil Mazur, duszpasterz młodzieży i dyrektor Spotkań Młodzieży Archidiecezji Lubelskiej.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję