Reklama

Odkrywamy miejsca komunistycznych zbrodni

Do dziś jeszcze niewiele wiemy, gdzie znajdują się miejsca kaźni polskich bohaterów walczących z sowieckim i komunistycznym okupantem. O ile znamy większość miejsc więzionych i zamordowanych przez Niemców, o tyle teraz dopiero odnajdujemy, archiwizujemy i upamiętniamy miejsca, gdzie zbrodni ludobójstwa na polskich patriotach dokonali Sowieci i polscy komuniści

Niedziela Ogólnopolska 22/2012, str. 30-31

Mateusz Wyrwich

Dr Tomasz Łabuszewski z warszawskiego oddziału IPN

Dr Tomasz Łabuszewski z warszawskiego oddziału IPN

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Warszawskie Liceum im. Władysława IV. W piwnicach, gdzie są szatnie, przez kilka miesięcy w latach 1944-45 mieścił się areszt najprawdopodobniej sowieckiego kontrwywiadu - Smiersza. W auli szkoły odbywały się procesy sowieckiego trybunału wojennego. Na dziedzińcu szkoły, w drewnianej szopie oraz dołach zakrytych drutem kolczastym, siedzieli więźniowie, w tym także Polacy. Niewykluczone, że ciała niektórych z nich leżą nadal na tymże dziedzińcu. W promieniu kilkuset metrów mieściły się inne siedziby komunistycznego aparatu represji. Przy ul. Cyryla i Metodego, w dawnym budynku cerkwi prawosławnej, urzędowali od lutego 1945 r. funkcjonariusze Stołecznego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. Obok, w gmachu byłej dyrekcji generalnej PKP, mieściła się placówka NKWD ochraniająca agendy komunistycznego Rządu Jedności Narodowej, piwnice zaś wykorzystywano jako areszt. Paradoksalnie, to w bezpośrednim sąsiedztwie budynków w listopadzie 1945 r. komunistyczne władze polskie wystawiły pomnik wdzięczności i przyjaźni armii radzieckiej - tzw. czterech śpiących, z inskrypcją „Chwała bohaterom Armii Radzieckiej, towarzyszom broni, którzy oddali swe życie za wolność i niepodległość narodu polskiego”. Tego fałszywego pomnika do dziś nie chcą się pozbyć władze Warszawy. Kilkaset metrów dalej, przy ul. Sierakowskiego, gdzie znajduje się dziś hotel dla policjantów, od drugiej połowy 1945 r. funkcjonował Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa Publicznego. Kilka ulic dalej, przy Strzeleckiej, w niepozornej kamienicy mieściła się pierwsza siedziba gen. Iwana Sierowa w Warszawie. Przez jej piwnice, które pierwotnie miały służyć lokatorom jako spiżarnie, przewinęło się najprawdopodobniej ok. 1000 więźniów. W tym samym budynku - w mieszkaniach zamienionych na siedziby śledczych - zatrzymanych przesłuchiwano, katowano, a na dziedzińcu zaś najprawdopodobniej chowano ich zwłoki. Stąd też przewożono ich do obozu NKWD w Rembertowie, skąd trafiali do łagrów sowieckich. O dramacie tych ludzi świadczą setki inskrypcji, którymi pokryte są ściany większości piwnic. Budynek ten przekazano później WUBP, najpierw jako „podręczny” areszt, następnie zaś na mieszkania dla funkcjonariuszy UB czy później SB. Niektórzy z nich bądź ich dzieci mieszkają tam do dzisiaj. To właśnie tu musiał interweniować prokurator IPN, by pracownicy naukowi Instytutu mogli zrobić zdjęcia cel - piwnic. Funkcjonariusze i ich potomkowie nie zezwalali bowiem na ich fotografowanie w celach dokumentacyjnych.

Reklama

Zbrodnia komunistyczna

Pojęcie to pojawiło się w polskim prawie dopiero po dziewięciu latach istnienia III RP. W parlamencie i mediach zasiadali bowiem jeszcze komuniści odpowiedzialni za te zbrodnie. A do dziś zasiadają ich potomkowie. Nie zabezpieczono też należycie do tej pory budynków i pomieszczeń, gdzie miały miejsce komunistyczne zbrodnie. Jak choćby „substancji zabytkowej” aresztu śledczego przy ul. Rakowieckiej w Warszawie, istniejącej jeszcze 6-8 lat temu. Nie ma też śladu po „Gęsiówce”, po barakach będących częścią niemieckiego KL Warschau. W 1945 r. obiekty te wykorzystywało bowiem NKWD, w następnych latach zaś Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego. Jako zakład karny zlikwidowano je w 1963 r.
Choć po wojnie komuniści utworzyli muzeum niemieckiej katowni w alei Szucha, do dzisiaj, mimo ponad dwudziestu lat niepodległej RP, nie ma muzeum komunistycznej katowni przy ul. Rakowieckiej, gdzie, jak dziś wiadomo, zamordowano ponad 600 żołnierzy niepodległościowego podziemia. Zaś z każdym rokiem miejsca komunistycznej zbrodni są likwidowane często z błahych powodów - remontów starych kamienic, zakładów karnych, dostosowywanych do standardów obowiązujących w UE.

Odnaleźć miejsca zbrodni

Przed pięciu laty dzięki wsparciu śp. dr. hab. Janusza Kurtyki, prezesa IPN, rozpoczęto realizację programu „Śladami zbrodni”. Jego koordynatorem został dr Tomasz Łabuszewski z warszawskiego oddziału IPN. Założeniem przedsięwzięcia było znalezienie i udokumentowanie miejsc związanych z działalnością komunistycznego - sowieckiego i polskiego aparatu represji. Po pięciu latach w ramach tego projektu ich fotografie z krótkimi opisami bohaterów wydarzeń znajdą miejsce w albumie, który ukaże się najprawdopodobniej w tym roku. - Naszym zainteresowaniem objęliśmy wojewódzkie i powiatowe Urzędy Bezpieczeństwa Publicznego, a także więzienia i obozy będące w gestii Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Interesowały nas także tajne placówki NKWD, istniejące niejednokrotnie tylko przez okres kilku miesięcy w 1944 czy też 1945 r. - mówi dr Łabuszewski. - Nie wszystkie jednak zostały przez nas zidentyfikowane. W mniejszym zakresie, z racji dostępności tych miejsc, objęliśmy poszukiwaniami obiekty wykorzystywane przez Informację Wojskową Ludowego Wojska Polskiego. Jest też jeszcze jedna, szczególna kategoria, a mianowicie miejsca pochówków, m.in. na wrocławskim cmentarzu Osobowickim czy powązkowskiej „Łączce”. Również ofiar więzienia przy byłej Szosie Południowej w Białymstoku. Badania te dały nam pewien obraz ogromu zbrodni dokonanych przez pierwsze 10-lecie rządów komunistycznych. W dalszym ciągu nie mamy jednak pełnej wiedzy na ten temat. Pewne szacunkowe dane, pozwalające na zakwestionowanie dotychczasowych ustaleń, dają dopiero badania na szczeblu powiatowym, a i one, co trzeba podkreślić, są niepełne. Jeśli chodzi o siedziby powiatowych urzędów BP, to mówimy o obiektach, których pierwotny cel wybudowania był zupełnie inny. W większości do 1939 r. były to domy mieszkalne, które w wielu przypadkach najpierw zostały zaadaptowane przez Niemców na miejsca represji, później zaś zostały przejęte przez Rosjan. Tak było np. w Siedlcach, Busku-Zdroju czy na Majdanku, który był wykorzystywany przez Sowietów. Czy niemiecki obóz w Warszawie na Skaryszewskiej, który był obozem jenieckim, gdzie osadzano warszawiaków z łapanek i wywożono na roboty do Niemiec. Później był obozem NKWD. Podobnie jak Rembertów, w czasie wojny obóz jeniecki dla Sowietów. W budynkach mieszkalnych, jak np. w pierwszej siedzibie Zarządu Informacji Naczelnego Dowództwa Ludowego Wojska Polskiego w warszawskich Włochach. W willi tej od lutego 1945 r. do października 1945 r. więziono ok. tysiąca osób. Podobnie było w obiektach w Ciechanowie, Sokołowie Podlaskim, Węgrowie.
Ta tytaniczna praca, która została wykonana przez pracowników IPN, nie daje jednak pełnego wyobrażenia o zbrodni, jaka została dokonana przez rodzimych czy sowieckich komunistów. Bowiem, jak podkreśla dr Łabuszewski, do dziś niewiele wiemy na temat sieci tymczasowych aresztów sowieckich organizowanych przez NKWD latem i jesienią 1944 r. w granicach przedwojennej i obecnej Polski. Istnieje też duże prawdopodobieństwo, że nigdy się o tym nie dowiemy, nie mając sowieckiej dokumentacji tych obiektów. - Moi koledzy i koleżanki niejednokrotnie natrafiali na ostatnich już świadków, którzy mogli na ten temat cokolwiek powiedzieć - opowiada dr Łabuszewski. - Konstatacja jest taka, że w każdej większej miejscowości, już nie tylko powiatowej, ale gminnej, w budynkach murowanych, dysponujących piwnicami, były organizowane sowieckie placówki represji, tzw. obozy filtracyjne, do których Sowieci zwozili zatrzymanych z najbliższej okolicy. Tam dokonywano filtracji, czyli klasyfikacji zatrzymanych na tych terenach. Później były już tylko dyspozycje: zastrzelić bądź przekazać do punktów zborczych, takich jak np. stadion w Sokołowie Podlaskim, obóz na warszawskim Rembertowie, Pole III w poniemieckim obozie Majdanek czy zamek w Lublinie, gdzie formowano transporty i wysyłano ludzi do sowieckich łagrów. Wiemy, na podstawie cząstkowych badań, że istniała ogromna sieć tymczasowych placówek represji podlegających wyłącznie Sowietom.
Część obiektów więziennych polscy komuniści zlikwidowali, jak „Gęsiówkę”. Niewiele też można znaleźć w literaturze historycznej o obozie w Auschwitz, w którym od 1945 do 1947 r. więziona była zarówno ludność cywilna, jak i żołnierze Armii Krajowej. Jednak wiele z tzw. cywilnych obiektów więziennych pozostało. Komuniści bowiem, sądząc, że będą u władzy w nieskończoność, nie dbali o zacieranie śladów swoich zbrodni.
- Jedynymi takimi świadomymi śladami zacierania zbrodni były miejsca pochówku pomordowanych więźniów więzienia na Rakowieckiej, Mokotów I, gdzie nie prowadzono najprawdopodobniej celowo dokumentacji - podkreśla dr Łabuszewski. - Natomiast jeśli chodzi o siedziby placówek MBP, również NKWD nie zamazywało śladów zbrodni i w wielu miejscach pracownicy IPN natrafili na świadectwa materialne związane z tymi zbrodniami. Głównie w postaci inskrypcji wyrytych na ścianach piwnic zamienionych na cele. Niestety, jest jednak pewna smutna konstatacja, jaką mogłem zauważyć podczas prac nad projektem. Spora część tych miejsc została odnowiona, czytaj: zniszczona po roku 1989. Przy braku jakiegokolwiek zainteresowania instytucji ustawowo odpowiedzialnych za to, np.: Rady Ochrony Pomników, Głównego Konserwatora Zabytków czy konserwatorów wojewódzkich. Dotyczy to zwłaszcza lat dziewięćdziesiątych. Dochodziło do rzeczy kuriozalnych. Organizowaliśmy 5-6 lat temu jako IPN spotkania z przedstawicielami państwowych instytucji, a oni nie wykazywali większego zainteresowania zajęciem się ochroną tych obiektów. Tymczasem w bezpośrednim otoczeniu są miejsca, które wymagałyby przynajmniej jakiegoś symbolicznego oznaczenia, choćby tablicy z napisem: „Miejsce uświęcone krwią Polaków”. Teraz jeśli są, to większość znalazła się na murach z inicjatywy lokalnych środowisk kombatanckich. Nie dostrzegłem, by państwo w tym względzie miało jakiś spójny plan związany z zachowaniem czy upamiętnieniem tych obiektów.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2012-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Zmarł ks. Zbigniew Nidecki

2024-04-29 12:13

Materiały kurialne

Śp. Ks. Zbigniew Nidecki

Śp. Ks. Zbigniew Nidecki

Odszedł do wieczności ks. kan. Zbigniew Nidecki, kapłan diecezji zielonogórsko-gorzowskiej.

W piątek 26 kwietnia 2024 r., w 72. roku życia i 43. roku kapłaństwa, zakończył swoją ziemską pielgrzymkę śp. ks. kan. Zbigniew Nidecki, emerytowany kapłan naszej diecezji.

CZYTAJ DALEJ

Francja: siedmiu biskupów pielgrzymuje w intencji powołań

2024-04-29 17:49

[ TEMATY ]

episkopat

Francja

Episkopat Flickr

Biskupi siedmiu francuskich diecezji należących do metropolii Reims rozpoczęli dziś pięciodniową pieszą pielgrzymkę w intencji powołań. Każdy z nich przemierzy terytorium własnej diecezji. W sobotę wszyscy spotkają się w Reims na metropolitalnym dniu powołań.

Biskupi wyszli z różnych miejsc. Abp Éric de Moulins-Beaufort, który jest metropolitą Reims a zarazem przewodniczącym Episkopatu Francji, rozpoczął pielgrzymowanie na granicy z Belgią. Po drodze zatrzyma się u klarysek i karmelitanek, a także w sanktuarium maryjnym w Neuvizy. Liczy, że na trasie pielgrzymki dołączą do niego wierni z poszczególnych parafii. W ten sposób pielgrzymka będzie też okazją dla biskupów, aby spotkać się z mieszkańcami ich diecezji - tłumaczy Bénédicte Cousin, rzecznik archidiecezji Reims. Jednakże głównym celem tej bezprecedensowej inicjatywy jest uwrażliwienie wszystkich wiernych na modlitwę o nowych kapłanów.

CZYTAJ DALEJ

Francja: siedmiu biskupów pielgrzymuje w intencji powołań

2024-04-29 17:49

[ TEMATY ]

episkopat

Francja

Episkopat Flickr

Biskupi siedmiu francuskich diecezji należących do metropolii Reims rozpoczęli dziś pięciodniową pieszą pielgrzymkę w intencji powołań. Każdy z nich przemierzy terytorium własnej diecezji. W sobotę wszyscy spotkają się w Reims na metropolitalnym dniu powołań.

Biskupi wyszli z różnych miejsc. Abp Éric de Moulins-Beaufort, który jest metropolitą Reims a zarazem przewodniczącym Episkopatu Francji, rozpoczął pielgrzymowanie na granicy z Belgią. Po drodze zatrzyma się u klarysek i karmelitanek, a także w sanktuarium maryjnym w Neuvizy. Liczy, że na trasie pielgrzymki dołączą do niego wierni z poszczególnych parafii. W ten sposób pielgrzymka będzie też okazją dla biskupów, aby spotkać się z mieszkańcami ich diecezji - tłumaczy Bénédicte Cousin, rzecznik archidiecezji Reims. Jednakże głównym celem tej bezprecedensowej inicjatywy jest uwrażliwienie wszystkich wiernych na modlitwę o nowych kapłanów.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję