Reklama

To nie Polska nazwała cię zdrajcą…

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Józef Szaniawski, wykładowca w toruńskiej Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej i na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, w ostatnim okresie wydaje autorskie „opera magnum” - monumentalne dzieła, które wnoszą w naszą świadomość historyczną brzemiennego i ożywczego ducha.

Pierwsza taka edycja

Ostatnim takim dziełem jest księga albumowa, licząca ponad 270 stron wielkiego formatu, o płk. Ryszardzie Kuklińskim. Wprawdzie autor szczerze napisał, że to wydanie piąte, ale dzieło tego typu jest faktycznie oryginalne i może uchodzić za... pierwszą edycję. Niebanalnym zaś faktem jest, że przedmowę do dzieła skreślili trzej nietuzinkowi i bardzo różnej miary ludzie - abp Sławoj Leszek Głódź, min. Radosław Sikorski, prywatnie antykomunista, i Wiktor Suworow (wł. Władimir Bogdanowicz Rezun), b. oficer GRU, na którego Moskwa nałożyła anatemę wraz z wyrokiem śmierci wciąż obowiązującym, czyli antykomunista „pełną gębą”. Już to zderzenie nakazuje uznanie i poważanie dla publikacji, ale są też zgoła inne walory.
Dzieło Szaniawskiego jest wciąż żywotnym pytaniem o wiarygodność naszego kraju, pytaniem o cnotę czy występek założycielski III Rzeczypospolitej. Wszak z największą powagą i akceptacją osobiście przyjmuję - jak czyni to wiele osób w naszym kraju - za absolutnie prawdziwe słowa Wojciecha Jaruzelskiego, wciąż pozostającego generałem WP, słowa wyzywające: „Jeżeli przywróci się cześć, honor i uniewinni Kuklińskiego - to znaczy, że to my nie mamy czci, honoru - i że to my jesteśmy winni”. Może to jedyne prawdziwe słowa, jakie ów namiestnik Wschodu wypowiedział, i jaka szkoda, że nikt z grona elit politycznych prawdziwości tych słów nie docenił. Może tak było łatwiej załgać nieuchronną potrzebę wyboru wizji Polski. Powszechne zaś zrozumienie dla akceptacji wyboru Rosji przez Jaruzelskiego i jego bezwarunkowa serwilistyczna służba jej aż do dziś (tak ocenia go choćby, patrzący na polskie sprawy z dystansem, prof. Norman Davies) oraz wstrzemięźliwość wobec wyboru przez Kuklińskiego USA jako sojusznika jest zapewne pochodną syndromu „homo sovieticus”, na którym - na nieszczęście dla nas - rozwinęła się III RP. Kukliński nie chciał być sowietnikiem jak Jaruzelski i jego działanie było wyłącznie misją dla Polski, za co - po ludzku sądząc - zapłacił wielką cenę, i to nie w wymiarze materialnym. Dlaczego zatem wciąż gdzieś unosi się zatęchłe pobłażanie dla generała WRON-y, „pacyfikatora” Wybrzeża i najeźdźcy Czechosłowacji? Czyżby Jakub Szela naszych czasów wciąż był politycznie powabny?! I skąd ta fascynacja Rosją jako imperium zła i jego „fruktami” w postaci Jaruzelskich?! Dlaczego redaktor jednej, podobno najważniejszej, gazety, „mającej zawsze rację”, insynuuje Pułkownikowi niskie pobudki, a były prezydent twierdzi wprost, że Kukliński zdradził? Jaki wstrząs moralny jest potrzebny, by społeczeństwo z jego elitami politycznymi otrząsnęło się z traumy zauroczenia czy ukąszenia przez komunizm? Papieski głos z czerwca 1979 r.: „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi! Tej ziemi!” - byłby zbyt słaby?!

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Szpieg, ale jaki!

Przecież płk Kukliński - doceniony członkostwem honorowym przez Kongres Polonii Amerykańskiej i przez Światowy Związek Żołnierzy AK, honorowy Góral Zakopanego, honorowy Górnik kopalni „Wujek”, członek rzeczywisty Związku Więźniów Politycznych Skazanych na Karę Śmierci, wyróżniony przez „Żołnierzy Wyklętych”, nagrodzony honorowym obywatelstwem Krakowa i Gdańska, podziwiany przez Władimira Bukowskiego i Władimira Rezuna, szlachetnych Rosjan - zdaje się mówić, że oblicze ziemi zmieniło się, choć prawda, że nie dla… wszystkich. I to dlatego dziś wielu ludzi kultury, polityki, innych obszarów życia publicznego mówi wprost o kłamstwie założycielskim III RP, zwłaszcza że gros „ojców-założycieli” po obu stronach politycznego mebla założycielskiego, czyli „okrągłego stołu”, miało jednoznacznie negatywny stosunek do płk. Kuklińskiego. Nie na darmo śp. Janusz Kurtyka wskazywał bliskość środowisk antylustracyjnych i potępiających Pułkownika.
Jedni nazwali go „pierwszym polskim oficerem w NATO”, który „uratował honor polskiego żołnierza”, ale „drudzy wpływowi” powielali opinie „poP-ów”, czyli pełniących obowiązki Polaków; ci ostatni zaś krzyczeli i krzyczą o zdradzie i pozostają mocno wpływowi. W ostatnim okresie służba i walka o Polskę to - niestety - coraz częściej samotna, bardzo samotna, wręcz osamotniona misja. Pozostaje tylko imperatyw wewnętrzny czy też przymus moralny, który kreuje - jak w przypadku płk. Kuklińskiego - „virtus militari”. Najtrafniejsze chyba w tej kwestii odniesienie zrobił ks. prał. Józef Maj już po śmierci Pułkownika, gdy przywołał replikę oskarżanego o… szpiegostwo na rzecz Austrii Józefa Piłsudskiego; ten ostatni z trybuny sejmowej ze spokojem wycedził: „Wolałem być szpiegiem niż nikczemnikiem”.

Reklama

Paradoksy historii

Spór o płk. Kuklińskiego ma kilka płaszczyzn - polityczną, prawną, historyczną, społeczną, moralną… ale zawsze finalizuje się w sporze o Polskę.
Edward Moskal, prezes Kongresu Polonii Amerykańskiej, miał prawo się dziwić (było to w 1997 r.): „Fakt, że sprawa Pułkownika nie została dotychczas sensownie rozwiązana, z jednej strony świadczy o sile postkomunistycznej koalicji rządzącej Polską, a z drugiej - o słabości III Rzeczypospolitej, która dotychczas nie potrafiła wyzwolić się z myślowych stereotypów minionego, komunistycznego okresu”. Po 15 latach słowa te brzmią podobnym oskarżeniem. „Dobro i zło, prawda i kłamstwo, wolność i zniewolenie - kiepsko nam w III RP poszło oddzielenie tych pojęć. III RP ma wobec Kuklińskiego niespłacony dług” - pisał ongiś rzeczowo ówczesny naczelny „Wprost” Tomasz Lis.
Nie sposób pominąć opinii Zbigniewa Herberta, „jedynego sprawiedliwego” wśród literackiej masy uwiedzionych lub przymuszonych do kolaboracji z reżimem, który w liście otwartym do Lecha Wałęsy, podówczas prezydenta, pisał: „Argument, że pułkownik Kukliński był zdrajcą w myśl obowiązujących w PRL praw, jest formalnie słuszny, ale całkowicie absurdalny, gdyż musielibyśmy wyrzucić z podręczników szkolnych nazwiska Pułaskiego, Traugutta, Piłsudskiego…”. Adresat, też bohater - tyle że ryzykujący li tylko podarciem spodni przy przełażeniu przez płot - jednak nie zrozumiał lub był przewidujący, bo oto doczekaliśmy się wyrzucania z podręczników Pułaskiego, Traugutta…
Sam płk Kukliński skromnie, ale chyba oddając istotę rzeczy, powiedział: „Ja uważam, że sprawy pułkownika Kuklińskiego nie ma. Jest tylko pytanie, jaka Polska i czyja Polska”. Tylko na to pytanie odpowiedzieć musi sobie każdy z nas! Szaniawski, pisząc kolejną książkę o płk. Kuklińskim, pisze wciąż o Polsce, o nas, kim jesteśmy i dokąd zmierzamy, zapatrzeni w paneuropejski spleen i karceni za każde zerknięcie w przeszłość. Może to też swoisty skowyt historii, że przypomina to nam właśnie Józef Szaniawski, były więzień polityczny, skazany na 15 lat za… zdradę, więziony długo jeszcze jak miała się skończyć PRL.
Dzisiaj pomnik nagrobny płk. Kuklińskiego od 2004 r. na warszawskich Powązkach Wojskowych, na skraju Alei Zasłużonych (miejsce wybrane osobistą decyzją prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego), jest miejscem symbolicznej, bo na kwiaty i światła, kontestacji wizji Polski, tej z „22 lipca”, w imię Tej z „11 Listopada”.

Reklama

Virtuti Militari dla płk. Kuklińskiego

Publikacja dzieła Józefa Szaniawskiego zbiegła się z akcją tegoż o uhonorowanie płk. Ryszarda Kuklińskiego najwyższym polskim orderem wojennym - Krzyżem Virtuti Militari. Wcześniej zabiegał o to prof. Zbigniew Brzeziński. Wniosek obecny poparty m.in. przez mjr. Stanisława Oleksiaka, prezesa Zarządu Głównego ŚZŻAK, adresowany do prezydenta RP i szefów Wojska Polskiego, będzie sprawdzianem dzisiejszej misji Polski. A przecież na dobrą sprawę byłoby to tylko potwierdzenie „nadania” płk. Kuklińskiemu tego orderu przez ppłk. rez. Ludwika Koniora, żołnierza I Dywizji im. T. Kościuszki, walczącego m.in. pod Lenino i Studziankami. Ppłk Konior własny, zdobyty na froncie, Krzyż Srebrny Orderu Virtuti Militari oddał płk. Kuklińskiemu. Twierdził bowiem, że „... prawdziwym bohaterem jest człowiek, który w czasie względnego pokoju (...) zdecydował się na wielkie ryzyko zagrażające jego życiu i podjął walkę w obronie Ojczyzny przed ostatecznym rozbiorem. Postanowił złamać przysięgę wierności władzom Polski Ludowej, które nie były prawdziwie polskie, i zdecydował się pracować z przyjaciółmi przeciw naszym wrogom”. Godna szacunku logika żołnierska; czy taka będzie też logika polityków?
Maria Czarska, córka legendarnego gen. Emila Fieldorfa, napisała w liście otwartym: „Pułkownika Kuklińskiego zaliczam do tych bohaterów Polski Podziemnej, którzy walczyli o niepodległą Ojczyznę i którzy jak mój ojciec byli skazywani na śmierć i mordowani za patriotyzm przez komunistów na służbie Rosji sowieckiej”. Jak bardzo dziś takie dopowiedzenia „bez znieczulenia” nie są lubiane na salonach.

Reklama

Do myślących samodzielnie

I bynajmniej nie na salony, pełne medialnej poprawności, powinna trafić książka Józefa Szaniawskiego, ale do polskich domów - i nie bójmy się przepłaconych kpiarzy - do prawdziwie polskich domów, gdzie używa się do myślenia własnego rozumu i sumienie też ma się własne.
Może najlepszą konkluzją dla tego szkicu o dziele Szaniawskiego będzie opinia wyrażona przez płk. Jana Święcickiego, lekarza: „Testament Lenina nie został spełniony. Płomień rewolucji nie ogarnął Europy Zachodniej”. Na drodze stanęli w różnym czasie i okolicznościach dwaj wybitni Polacy - marszałek Józef Piłsudski i pułkownik Ryszard Kukliński. Obaj oni pozostają w kręgu żarliwych zainteresowań Józefa Szaniawskiego. Ten żar serca warto podzielić… i trwać, i starać się, i mieć nadzieję. Za Janem Pietrzakiem, który po pamiętnym 10 kwietnia 2010 r. zapisał w księdze pamiątkowej Muzeum płk. Kuklińskiego, mieszczącym się (też dzięki śp. prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu) na warszawskim Starym Mieście, znamienne słowa: „Panie Pułkowniku! Coraz trudniej nam śpiewać: ŻEBY POLSKA BYŁA POLSKĄ. Ale staramy się nadal!”.

* * *

Prof. dr hab. Wiesław Jan Wysocki jest wykładowcą na UKSW w Warszawie

Józef Szaniawski, „Pułkownik Kukliński. Polska samotna misja”, wyd. V, uzupełnione i rozszerzone, Exlibris, Warszawa 2012.

2012-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Łódź: Ruszyły zapisy na kolejną edycję Dominikańskich Warsztatów Muzyki Liturgicznej

2024-04-23 09:30

[ TEMATY ]

archidiecezja łódzka

Archiwum WML Dominikanie Łódź

W trakcie Dominikańskich Warsztatów Muzyki Liturgicznej “Sacrum Convivum”, w łódzkim klasztorze oo. Dominikanów przy ul. Zielonej 13, spotkają się miłośnicy śpiewu kościelnego, członkowie schol i innych amatorskich zespołów muzycznych.

Mimo że na co dzień posługują w różnych wspólnotach, to w dniach 24-26 maja 2024 roku, razem stworzą wielogłosowy chór.  Doświadczą w nim piękna wspólnej modlitwy, a przy okazji rozszerzą swój repertuar i poznają możliwości własnego głosu.

CZYTAJ DALEJ

Sosnowiec: bp Artur Ważny – nowym biskupem sosnowieckim

2024-04-23 12:01

[ TEMATY ]

Sosnowiec

diecezja sosnowiecka

bp Artur Ważny

Karol Porwich "/Niedziela"

Ojciec Święty Franciszek mianował biskupem sosnowieckim dotychczasowego biskupa pomocniczego diecezji tarnowskiej Artura Ważnego.

Decyzję Papieża ogłosiła dziś w południe (23 kwietnia 2024) Nuncjatura Apostolska w Polsce. Mianowany biskupem sosnowieckim bp Artur Ważny urodził się 12 października 1966 r. w Rzeszowie. Święcenia prezbiteratu przyjął 25 maja 1991 r. w Tarnowie. 12 grudnia 2020 r. został mianowany biskupem pomocniczym diecezji tarnowskiej. Święcenia biskupie przyjął 30 stycznia 2021 r. Jego dewizą biskupią są słowa: „Patris corde” („Ojcowskim sercem”). Bp Ważny w swojej dotychczasowej posłudze duszpasterskiej współpracował z różnego rodzaju ruchami i stowarzyszeniami, wiele czasu poświęcał też małżeństwom i rodzinom. Głosił rekolekcje w wielu krajach europejskich, w Ameryce Południowej oraz w USA. Jest autorem takich książek, jak: „Ewangelia bez taryfy ulgowej”, „Jesteś źrenicą Boga” czy „Warsztat św. Józefa”. Ponad dwadzieścia razy pielgrzymował pieszo w pielgrzymce z Tarnowa na Jasną Górę. W Konferencji Episkopatu Polski pełni funkcję przewodniczącego Zespołu ds. Nowej Ewangelizacji przy Komisji Duszpasterstwa, wchodzi też w skład Rady ds. Duszpasterstwa Młodzieży.

CZYTAJ DALEJ

Marcin Zieliński: Znam Kościół, który żyje

2024-04-24 07:11

[ TEMATY ]

książka

Marcin Zieliński

Materiał promocyjny

Marcin Zieliński to jeden z liderów grup charyzmatycznych w Polsce. Jego spotkania modlitewne gromadzą dziesiątki tysięcy osób. W rozmowie z Renatą Czerwicką Zieliński dzieli się wizją żywego Kościoła, w którym ważną rolę odgrywają świeccy. Opowiada o młodych ludziach, którzy są gotyowi do działania.

Renata Czerwicka: Dlaczego tak mocno skupiłeś się na modlitwie o uzdrowienie? Nie ma ważniejszych tematów w Kościele?

Marcin Zieliński: Jeśli mam głosić Pana Jezusa, który, jak czytam w Piśmie Świętym, jest taki sam wczoraj i dzisiaj, i zawsze, to muszę Go naśladować. Bo pojawia się pytanie, czemu ludzie szli za Jezusem. I jest prosta odpowiedź w Ewangelii, dwuskładnikowa, że szli za Nim, żeby, po pierwsze, słuchać słowa, bo mówił tak, że dotykało to ludzkich serc i przemieniało ich życie. Mówił tak, że rzeczy się działy, i jestem pewien, że ludzie wracali zupełnie odmienieni nauczaniem Jezusa. A po drugie, chodzili za Nim, żeby znaleźć uzdrowienie z chorób. Więc kiedy myślę dzisiaj o głoszeniu Ewangelii, te dwa czynniki muszą iść w parze.

Wielu ewangelizatorów w ogóle się tym nie zajmuje.

To prawda.

A Zieliński się uparł.

Uparł się, bo przeczytał Ewangelię i w nią wierzy. I uważa, że gdyby się na tym nie skupiał, to by nie był posłuszny Ewangelii. Jezus powiedział, że nie tylko On będzie działał cuda, ale że większe znaki będą czynić ci, którzy pójdą za Nim. Powiedział: „Idźcie i głoście Ewangelię”. I nigdy na tym nie skończył. Wielu kaznodziejów na tym kończy, na „głoście, nauczajcie”, ale Jezus zawsze, kiedy posyłał, mówił: „Róbcie to z mocą”. I w każdej z tych obietnic dodawał: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych” (por. Mt 10, 7–8). Zawsze to mówił.

Przecież inni czytali tę samą Ewangelię, skąd taka różnica w punktach skupienia?

To trzeba innych spytać. Ja jestem bardzo prosty. Mnie nie trzeba było jakiejś wielkiej teologii. Kiedy miałem piętnaście lat i po swoim nawróceniu przeczytałem Ewangelię, od razu stwierdziłem, że skoro Jezus tak powiedział, to trzeba za tym iść. Wiedziałem, że należy to robić, bo przecież przeczytałem o tym w Biblii. No i robiłem. Zacząłem się modlić za chorych, bez efektu na początku, ale po paru latach, po którejś swojej tysięcznej modlitwie nad kimś, kiedy położyłem na kogoś ręce, bo Pan Jezus mówi, żebyśmy kładli ręce na chorych w Jego imię, a oni odzyskają zdrowie, zobaczyłem, jak Pan Bóg uzdrowił w szkole panią woźną z jej problemów z kręgosłupem.

Wiem, że wiele razy o tym mówiłeś, ale opowiedz, jak to było, kiedy pierwszy raz po tylu latach w końcu zobaczyłeś owoce swojego działania.

To było frustrujące chodzić po ulicach i zaczepiać ludzi, zwłaszcza gdy się jest nieśmiałym chłopakiem, bo taki byłem. Wystąpienia publiczne to była najbardziej znienawidzona rzecz w moim życiu. Nie występowałem w szkole, nawet w teatrzykach, mimo że wszyscy występowali. Po tamtym spotkaniu z Panem Jezusem, tym pierwszym prawdziwym, miałem pragnienie, aby wszyscy tego doświadczyli. I otrzymałem odwagę, która nie była moją własną. Przeczytałem w Ewangelii o tym, że mamy głosić i uzdrawiać, więc zacząłem modlić się za chorych wszędzie, gdzie akurat byłem. To nie było tak, że ktoś mnie dokądś zapraszał, bo niby dokąd miał mnie ktoś zaprosić.

Na początku pewnie nikt nie wiedział, że jakiś chłopak chodzi po mieście i modli się za chorych…

Do tego dzieciak. Chodziłem więc po szpitalach i modliłem się, czasami na zakupach, kiedy widziałem, że ktoś kuleje, zaczepiałem go i mówiłem, że wierzę, że Pan Jezus może go uzdrowić, i pytałem, czy mogę się za niego pomodlić. Wiele osób mówiło mi, że to było niesamowite, iż mając te naście lat, robiłem to przez cztery czy nawet pięć lat bez efektu i mimo wszystko nie odpuszczałem. Też mi się dziś wydaje, że to jest dość niezwykłe, ale dla mnie to dowód, że to nie mogło wychodzić tylko ode mnie. Gdyby było ode mnie, dawno bym to zostawił.

FRAGMENT KSIĄŻKI "Znam Kościół, który żyje". CAŁOŚĆ DO KUPIENIA W NASZEJ KSIĘGARNI!

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję