„Bóg i zdrowie”. Tytuł zelektryzował mnie. Przeczytałam z zainteresowaniem wypowiedzi lekarzy, psychologów i pacjentów. Wszystkie „za” i „przeciw”.
Obecnie przez uczelnie medyczne, instytuty naukowe i gabinety lekarskie całych Stanów Zjednoczonych przetacza się wielka debata „Czy religia jest lekarstwem?”.
I znowu „wielkie odkrycie” okazało się dobrze nam znaną prawdą, że źródłem siły, nadziei i zdrowia człowieka jest Bóg. Tylko, że teraz jesteśmy „uzbrojeni” w dane
statystyczne na poparcie tej tezy. Najlepiej udokumentowanym naukowo, pozytywnym wpływem religii na zdrowie jest zależność między długością życia, a częstotliwością uczęszczania do świątyni
(kościoła, synagogi, meczetu, zboru). Między wierzącymi, którzy częściej niż raz w tygodniu chodzą do Domu Bożego, a niepraktykującymi, potwierdzono 8 lat różnicy w długości
życia na korzyść tych pierwszych.
Wyjaśnienie z punktu medycznego jest proste. Każdy człowiek dla zdrowia psychicznego i fizycznego potrzebuje regularnego oderwania się od pośpiesznej codzienności, czasu na wyciszenie,
spokój i medytację. To wszystko gwarantuje udział w praktykach religijnych. Pozytywne przesłanie zawarte w przekazie religijnym działa jak najlepsze lekarstwo, jest balsamem
dla duszy, uśmierza niepokój, przywraca równowagę systemu nerwowego, zmniejsza napięcie mięśni, reguluje oddech i tętno. Budowle sakralne - monumentalne, piękne, wzniosłe, swoją architekturą
przewyższają „cywilne” budynki. Witraże, malowidła, posągi, rozświetlone, pełne kwiatów ołtarze, jakże odbiegają swym wyglądem i atmosferą od naszych domów czy biur. Często praktykowane
wchodzenie na jedną krótką modlitwę do kościoła, obok którego właśnie przechodzę, dobrze jest mi znane z Polski. Już samo przekroczenie progu świątyni powoduje wyciszenie i wewnętrzną
ulgę. „Tu znajdę zrozumienie i nadzieję, tu będzie mi wybaczone”. Spokój i skupienie, piękna muzyka i wspólny śpiew jednoczą wiernych i podnoszą
ich na duchu. „Nie jestem sam - myśli niejeden uczestnik Mszy św. - jest ze mną Bóg i drugi człowiek”. Uroczysty, podniosły nastrój udziela się wiernym; świadome
współuczestnictwo w nabożeństwie z innymi ludźmi przywraca odwieczny porządek rzeczy. Do Komunii św. nie biegniemy, tak jak do autobusu, tu mamy czas na spotkanie z Bogiem
i samym sobą.
Życie w zgodzie z nakazami religii promuje prozdrowotne zachowania. Jak pokazują badania naukowe, wierni praktykujący cierpią w znacznie mniejszym stopniu na depresję
niż niepraktykujący, lepiej radzą sobie z nałogami - potrafią rzucić palenie papierosów, zaprzestać picia alkoholu. Częściej żyją w stałych związkach małżeńskich, które dają
poczucie stabilizacji życiowej i bezpieczeństwa. Prowadzą zdrowszy tryb życia - spacerują, wykonują ćwiczenia ruchowe, są aktywni nawet w starszym wieku.
Odpowiadając na powszechne zapotrzebowanie pacjentów na miejsce Boga w lecznictwie, więcej niż połowa amerykańskich uczelni medycznych oferuje obecnie swoim studentom kursy „Duchowość
i medycyna”. Mają one nauczyć przyszłych lekarzy rozmowy z chorymi o wierze i Bogu i pozytywnym wpływie modlitwy na stan ducha, a co
za tym idzie i na ciało. Pacjenci pragną dużo bardziej osobistego kontaktu z lekarzem, o głębszym aspekcie, niż tylko „mędrca szkiełka i oka”.
Psyche i soma są ze sobą nierozerwalnie związane, a stan psychiczny w sposób bezdyskusyjny wpływa na zdrowie fizyczne. Nie od dziś wiemy, że „wiara czyni
cuda”, „wiara przenosi góry”, także w odniesieniu do naszego zdrowia. Chorzy, którzy otoczeni są bliskimi, ich modlitwą i wiarą, zachowują ufność i chęć
do życia, która pomaga przezwyciężyć chorobę, wspierając działanie terapeutyczne lekarstw.
Nawet najbardziej sceptyczni lekarze przyznają, że praktyki religijne wpływają pozytywnie na samopoczucie pacjentów.
Jak pokazują statystyki, aż 70% Amerykanów często modli się w intencji zdrowia dla siebie i najbliższych.
Na fali zainteresowania tematem wpływu wiary na zdrowie człowieka, sir John Templeton, założył fundację, która rocznie przeznacza od 16 do 30 milionów dolarów na badania naukowe nad najbardziej „nienaukowym”
problemem, jakim jest „duchowość i medycyna”. W badania zaangażowane są najpoważniejsze amerykańskie ośrodki akademickie, włącznie z Uniwersytetami Stanford
i Harvard.
Pomóż w rozwoju naszego portalu