W bieżącym roku mija setna rocznica urodzin s. Marii Leonii Nastał, kandydatki na ołtarze, której proces beatyfikacyjny prowadzony jest w Rzymie. W ostatnim 25-leciu byliśmy
wiele razy świadkami beatyfikacji naszych Rodaków, gdy Ojciec Święty Jan Paweł II przyjeżdżał do Ojczyzny. Za każdym razem zdawał się oswajać nas z tematem świętości, ukazywał,
że świętość jest możliwa dla każdego, że jest niepowtarzalna, bo tyle dróg do niej prowadzi, ilu jest ludzi. Jakby nic nowego, gdyż wezwanie Boga: „świętymi bądźcie, bo ja jestem święty” znamy
już ze Starego Testamentu (por. Kpł 11, 14). Znamy też Jezusowe zaproszenie z Ewangelii: „starajcie się naprzód o królestwo Boga i jego sprawiedliwość,
a to wszystko będzie wam dodane” (Mt 6, 33).
Trzeba nam w tę prawdę na nowo uwierzyć i nie bać się być świętymi. Bóg zawsze przychodzi w porę, także i dziś wydaje się tak bardzo w porę podsuwać
najprostszą i możliwą dla każdego drogę. Odsłania ją przez życie i posłannictwo jeszcze mało znanej szerszemu ogółowi prostej polskiej zakonnicy, służebniczki ze Starej
Wsi koło Brzozowa.
Żyła niemal w tym samym czasie, co znana dziś w świecie sekretarka Bożego Miłosierdzia - siostra Faustyna Kowalska. W życiorysie służebnicy Bożej s. Leonii
Nastał nie ma nadzwyczajności. Urodziła się w biednej galicyjskiej rodzinie, jako drugie dziecko. Ojciec, jak wielu jemu podobnych, wyjechał „za chlebem” na długie lata do Ameryki,
a córki wychowywała dzielna, bogobojna matka. Gdy wrócił z zapracowaną ciężko gotówką i z planem życiowym dla dorastającej, młodszej córki Marysi, nie chciał
wiedzieć, że Bóg pierwszy ma do niej ojcowskie prawo, jak do każdego ze swych stworzeń. Zanim on obmyślił przyszłość dla swojego dziecka, Bóg pierwszy zachwycił ją swoją miłością. Obdarował
ją wrażliwym sercem, które umiało dostrzegać Bożą obecność wszędzie, w pięknie otaczającej przyrody, w drugim człowieku, a przede wszystkim przyciągał ją do siebie w czasie
modlitwy, która od najmłodszych lat była dla niej ulubionym zajęciem. Jedno, co było u niej niezwykłe, to właśnie ta wierność płynąca z wiary i z miłości do
Boga. Od najmłodszych lat towarzyszyła matce przy wieczornym odmawianiu Różańca, który nazywała „długim pacierzem”. Z dziecięcych zabaw, nawet najmilszych, chętnie rezygnowała,
by przy małej polnej figurze czy prostej kapliczce, przygotowanej przez siebie na strychu, spędzać czas z Umiłowanym swej duszy. Przy pasieniu bydła śpiewała Mu kolędy, zachwycając się niepojętą
Miłością Boga, który ukrył swą wielkość i potęgę w Małym Dzieciątku. Uwielbianie Boga w tej tajemnicy pozostało do końca życia charakterystycznym rysem duchowości Marii
Nastałówny, późniejszej s. Leonii.
Wybór drogi zakonnej i wstąpienie do pobliskiego klasztoru sióstr służebniczek musiała okupić wielkim duchowym cierpieniem, gdy ojciec, stanowczy w swoim uporze, żądał od niej
podporządkowania się jego własnym planom. Dopiero niejako sam Bóg przyszedł z pomocą, gdy w rodzinie Nastałów urodził się syn, który zrealizował pragnienia ojca.
W zakonie żyła zaledwie czternaście lat. Po odbyciu nowicjatu ukończyła szkołę, zdała maturę, by potem pomagać innym uczącym się siostrom. W tym charakterze pracowała na kilku placówkach,
wszędzie dając przykład niezwykłej gorliwości i wierności Bogu w wypełnianiu zwyczajnych codziennych zadań, a przede wszystkim w modlitwie. Poznań był placówką,
na której pracowała najdłużej. Tu w uroczystość Zesłania Ducha Świętego przeżyła jedno z najgłębszych wewnętrznych doświadczeń Bożej Miłości, na które dała już nieodwracalną odpowiedź:
UWIERZYŁAM MIŁOŚCI ODWIECZNEJ. W tym zawołaniu i w konsekwentnym postępowaniu w miłości do umiłowanego nade wszystko Jezusa, zawiera się cały sekret jej świętości.
Na głębi modlitwy odkryła najprostszą drogę do zjednoczenia z Bogiem, którą nazwała „drogą niemowlęctwa duchowego”. Jezus uczył ją tej prostej drogi zawierzenia i bezgranicznego
zaufania Bogu w każdej chwili i w każdej sytuacji. Ukazywał jej jak chętnie współpracuje z każdym człowiekiem, który pozwala Bogu z zaufaniem dziecka,
a jeszcze bardziej niemowlęcia, prowadzić się we wszystkich szczegółach życia.
Gruźlica, która w latach międzywojennych pochłonęła wiele ludzkich istnień zaatakowała także młody jeszcze i na pozór silny organizm siostry Leonii. Chorobę i jej
śmiertelną konsekwencję przyjęła z radością i z przekonaniem, że to ostatni etap jej ziemskiego życia, a potem już tylko wieczne spotkanie z Bogiem
- Odwieczną Miłością, za którą nieustannie tęskniła.
Dla ratowania zdrowia przełożeni skierowali siostrę Leonię na kurację do Szczawnicy, ale choroba czyniła szybko postępy. Z obawą czy zdoła pokonać trud podróży, przewieziono ją do Starej
Wsi, gdy rozpoczęły się pierwsze naloty niemieckich bombowców w czasie inwazji wrześniowej w 1939 r. Były to ostatnie miesiące jej uciążliwej choroby, znoszonej z niezwykłym
spokojem i poddaniem się woli Bożej. Zmarła 10 stycznia 1940 r., w starowiejskim klasztorze i pochowana została na miejscowym cmentarzu, otaczana niezwykłą czcią
i pamięcią, zarówno ze strony sióstr, wśród których żyła, jak i mieszkańców, swoich rodaków. Na jej grobie wypraszano liczne łaski, uzdrowienia, nawrócenia. Szerzący się
kult był powodem rozpoczęcia starań o beatyfikację, które aktualnie bliskie są ukończenia.
Przy sarkofagu z doczesnymi szczątkami służebnicy Bożej s. Leonii Nastał, znajdującymi się po ekshumacji w starowiejskim klasztorze Sióstr Służebniczek, często widać modlących
się z wielką wiarą ludzi, którzy tu przybywają z różnych stron, aby prosić o jej orędownictwo u Boga. A ona pomaga wskazując drogę dziecięcej ufności
i bezgranicznego zaufania Bogu, który jest Miłością.
Mijająca w bieżącym roku setna rocznica urodzin służebnicy Bożej, jest szczególną okazją, by wielu mogło poznać przekazane przez nią orędzie i uwierzyło we własne
dziecięctwo Boże i w ojcowską miłość Boga. Siostra Leonia wyraziła je najpełniej swoim świątobliwym życiem, a także pozostawiła zapiski w formie duchowego dziennika,
który w ostatnim czasie ukazał się drukiem. Jego treść jest jak echo Jezusowego wołania: „Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął!”
(Łk 12, 49).
Z postacią s. Leonii Nastał i z jej posłannictwem zapoznawali się w ciągu dziewięciomiesięcznej nowenny mieszkańcy Starej Wsi i okolicznych miejscowości
przybywający do sanktuarium Matki Bożej Miłosierdzia przy kościele Ojców Jezuitów i do klasztoru Sióstr Służebniczek.
Centralna uroczystość w setną rocznicę urodzin Służebnicy Bożej, obchodzona 9 listopada br., również licznie zgromadziła wiernych, aby pod przewodnictwem abp. Józefa Michalika oraz wielu
kapłanów sprawować dziękczynną Eucharystię za tę jeszcze jedną postać, przez którą Bóg także i dziś chce nam ukazać, że nie przestaje szukać dróg ojcowskiego dialogu z nami,
ze swoimi dziećmi, które z miłości stworzył i do miłości przeznaczył. Bóg, który sam jest świętością zaprasza każdego z nas, abyśmy byli święci, bo jesteśmy
Jego dziećmi. Zrozumienie tej podstawowej prawdy jest możliwe dla każdego kto zechce, nawet dla dziecka. „Bóg mnie kocha i to wystarczy, On jest lepszy niż myślimy”. O tej
prawdzie przypomniał Ksiądz Arcybiskup w pięknej homilii, ukazując duchową sylwetkę siostry Leonii, która najpierw pozwoliła ogarnąć się tej miłości Boga, uwierzyła w nią, a potem
w życiu konsekwentnie szła za tym przekonaniem. Cały sekret świętości leży w uwierzeniu w to, że Bóg mnie kocha, a cała trudność jest w konsekwentnym
postępowaniu. To nie grzech, ale brak chęci, by się z niego podnieść, jest przeszkodą w zdobywaniu świętości. Przypomniał też, że z wielkim darem dziecięctwa Bożego, które
Bóg złożył w każdym z nas, trzeba współpracować, bo Duch Święty w nas mieszka. Im bardziej Kościół, my - ludzie wierzący będziemy zawierzać Bogu, tym lepiej wykonamy
nasze zadanie, tym wiara nasza będzie żywsza. Im paradoksalnie będzie ciemniejsza ta droga naśladowania Jezusa, tym jaśniejsza będzie w odczytywaniu przez ludzi.
Ten paradoks drogi niemowlęctwa praktykowanej przez siostrę Leonię ukazuje, że świętość nie jest dziełem człowieka, ani jego ludzkiego wysiłku, ale jest czystym darem Boga, bezinteresownie udzielanym
człowiekowi, który otwiera się na Jego łaskę, pragnie jej i oczekuje. Jezus powiedział: „Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ
beze Mnie nic nie możecie uczynić” (J 15, 5). Pamiętając o tej prawdzie, jeszcze bardziej można zobaczyć, jak wiele Bóg czyni w nas, dla nas i dla każdego człowieka.
Z dziękczynieniem za ukazanie tej niemowlęcej drogi doskonałości siostry Leonii, połączone było także uwielbienie Boga za dwa jubileusze: a mianowicie za przypadające
w tym roku 140 lat nowicjatu Zgromadzenia Sióstr Służebniczek w Starej Wsi oraz za 75 lat misyjnej działalności sióstr na ziemi afrykańskiej w Zambii.
Po zakończonej Eucharystii Ksiądz Arcybiskup dokonał poświęcenia znajdującej się w pobliżu starowiejskiej bazyliki przydrożnej kapliczki, do której biegała mała Marysia Nastałówna i przy
tym znaku Bożej bliskości zatapiała się w dziecięcej modlitwie, a następnie poświęcił także odremontowany rodzinny dom służebnicy Bożej, w którym zostało urządzone skromne
muzeum z rodzinnymi pamiątkami.
Przez dwa następne dni w ramach finału Konkursu Recytatorskiego postać siostry Leonii przybliżały licznie zebranym w sali Domu Kultury w Brzozowie dzieci przedszkolne,
szkolne i młodzież. Drobne utwory sceniczne, piosenki i wiersze dedykowane Służebnicy Bożej ukazywały duchowe bogactwo jej postaci, a mali i więksi aktorzy,
przybyli z siostrami opiekunkami z różnych stron Polski, utożsamiali się ze swoją szczególną bohaterką na scenie, ale i zapewne w głębi duszy zapragnęli,
by być choć trochę do niej podobnymi także w swoim życiu dziecięcym i dorosłym, by jak ona uwierzyć i zaufać Jezusowi i nie bać się świętości.
Pomóż w rozwoju naszego portalu