Reklama

Długa droga do Kalkuty(2)

Niedziela toruńska 3/2012

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Podróżujemy do Agry, dawnej stolicy imperium mogolskiego. Ciągle jeszcze w czasie kolejnych 6 godz. podróży autobusem mam oczy szeroko otwarte ze zdumienia. Obserwuję ruch uliczny, urodę Hindusów, ich barwne stroje i… niestety wszędobylski brud. W Europie, w krajach śródziemnomorskich, w Grecji, mniej we Włoszech, też bywają rejony zaśmiecone. Tu, w Indiach, zdaje się, że stanowią część krajobrazu, że jest to jedno wielkie wysypisko. Odpadki wyrzuca się tam, gdzie się stoi. Jadąc autobusem, zbieramy papiery, opakowania i inne śmieci do woreczków. Pytamy kierowcę, gdzie można je wyrzucić. Mamy nadzieję, że ma do tego specjalny kosz. Ten bierze nasze worki, otwiera drzwi i po prostu wyrzuca. Dokładnie to samo powtarza się później w pociągu. Spróbuj wyobrazić sobie krajobraz, gdy wszystko wyrzuca się gdzie popadnie.
Zwiedzamy miasto - widmo, które przez 16 lat pełniło funkcję stolicy, potem zostało nagle opuszczone. Przyczyna exodusu nie jest znana, pewnie jest prozaiczna, zabrakło dostępu do wody. W tym klimacie, gdy w lecie temperatura dochodzi do 50 stopni Celsjusza, to jest mocny argument.
W hotelu, w którym nocujemy, odbywa się wesele. Pan młody przyjechał na białym koniu. Przebył połowę miasta. Towarzyszyły mu rodzina, orkiestra, zapalone kandelabry, łańcuchy migających świateł. Potem przybyła panna młoda. Podobno wcale się nie znają. Zaślubiny zostały omówione przez rodziny, ustalono posag. Poznać własną żonę na swoim ślubie! Nosy mamy przystawione do szyby hotelowego hallu. Kobiety są bajecznie ubrane, w kolorowe sari. Gustowne, złote kolie dobrze kontrastują z ciemną karnacją, bransolety, łańcuchy na rękach. Bollywood to nie jest bajka. Takie oazy dostatku, przepychu, niezwykłej urody tutaj też są. Dla nielicznych rzeczywistość, dla pozostałych sen kopciuszka.
W Agrze czeka nas najpiękniejsze przeżycie estetyczne. Zwiedzanie mauzoleum Taj Mahal… Jest to chluba Indii. W ostatnim konkursie, w którym startowały też nasze Mazury, uznane jako jeden z cudów świata. W samolocie Air India na monitorach, zagłówkach widniało zdjęcie białego grobowca. Dumnie wznosi się nad rzeką Jamuną. Zbudowane z białego marmuru w ciągu 22 lat, przez 20 tys. robotników. Z daleka ciągnęły zaprzęgi słoni, wołów i koni, zwożąc tony białego marmuru. Ozdobiony drogimi kamieniami pochodzącymi z całego świata: z Chin, Tybetu, Egiptu, Rosji. Cesarz Shahjahan wystawił go przedwcześnie zmarłej, w wieku 38 lat, cesarzowej Mumtaz Mahal, gdzie ją pochował i sam został obok niej złożony. Budowę Taj Mahal ukończono w 1653 r. Jest wzorem harmonii i symetrii. Pośród tysięcy zwiedzających wędrujemy na bosaka, obuwie złożywszy w obowiązkowym depozycie.
Tak obok brzydoty życia, brudu i niechlujstwa wyrasta perełka czystego piękna. Kraj pełen kontrastów i skrajności. Fascynuje i odpycha.
W Agrze odwiedziliśmy manufakturę wytwarzającą mozaiki. Zachwyceni misternymi dekoracjami i mozaiką w Taj Mahal chętnie przyglądamy się ręcznej pracy, inkrustowaniu białego marmuru kawałkami z innych kolorów. Po prezentacji zostajemy wprowadzeni do innych pomieszczeń, gdzie znajdują się gotowe wyroby. Wszystkie można kupić. Są stoliki, ławy, wazony. Przyznam, że robiły wrażenie. Wielobarwne, misterne, z wielkim wyczuciem koloru i symetrii. Podobne prezentacje powtarzały się w różnych miejscach. Były to prezentacje: ręcznie robionych tkanin z jedwabiu i kaszmiru, dywanów, wyrobów złotniczych i drogich kamieni. Ta ostatnia odbywała się w muzeum. Wszystkie przebiegały podobnie. Najpierw poczęstunek: zimne napoje, cola lub indyjski czerwony rum, ciasteczka, chipsy. Gdy klienci byli, przepraszam za wyrażenie, rozmiękczeni, wyciągano najdroższe towary, najpiękniejsze, potem stopniowo tańsze. Każdy mógł dojść do wniosku, na taki go stać. Zapewniano transport firmami spedycyjnymi do Europy i Polski (w przypadku dywanów czy marmurowych precjozów). Ktoś powiedział, że nie ma przy sobie gotówki. Sprzedawca odpowiedział: - Ja nie potrzebuję gotówki, potrzebuję tylko karty kredytowej i podpisu. Nowoczesny marketing. Odniosłem wrażenie, że Hindusi to urodzeni kupcy. Należało pamiętać, że wszędzie trzeba się targować. Kupując coś od handlarza na ulicy, np. miseczki z brązu, czy w takim szacownym miejscu, po prezentacji, np. drogi pierścień, wprawni kupujący potrafili zbić cenę nawet o 50%. Ostatecznie z dokonanej transakcji wszyscy byli zadowoleni, rozumieli, co oznacza obopólna korzyść.
Przygotowujemy się do podróży pociągiem. Jej celem jest miasto Varanasi położone nad brzegiem Gangesu. Czeka nas 9 godz. w wagonach sypialnych. Pilot radzi zakupić łańcuchy i kłódki. Walizki należy zabezpieczyć, przykuwając do siedzenia. Metalowy metrowy łańcuch z kłódką - to jedna z ważniejszych pamiątek podróży do Indii.
Autobus zawozi nas na dworzec. Swoich walizek nie dotykamy. Nie wyciągamy z bagażnika ani nie niesiemy. Są zamówieni tragarze. Każdy bierze na głowę po dwie walizki i idzie przodem. Za nim krok w krok podążają właściciele walizek. Odległość około kilometra, przez dworzec, poczekalnie, gdzie na posadzce leżą, śpią setki ludzi. Przeskakujemy pośród nich slalomem. Potem w górę wysokimi schodami ponad torowiskami i w dół na peron. Jedna z kobiet, idąc za starym tragarzem, prawie płacze ze współczucia, ale nie miałaby tyle siły, by zatargać walizki na miejsce. Nikt z nas nie miałby tyle siły. Dla tragarza to zarobek całego dnia i szansa przeżycia.
Wagony sypialne wyglądają trochę inaczej niż u nas. Cztery kuszetki nie tworzą odrębnego przedziału. Zasuwa się tylko zasłonę. Naprzeciw, na korytarzu, są jeszcze dwie kuszetki, też za zasłoną. Nie mamy miejsc obok siebie. Czterech Hindusów i dwie osoby z pielgrzymki. Ciekawie nam się przyglądają: biali, wysocy. My podobnie, przyglądamy się im: piękna cera, barwne stroje. Przenikanie różnych światów. Na ile jest ono możliwe?
Pociągiem jedziemy prawie 20 godz. O świcie następnego dnia wypływamy w rejs łodzią po Gangesie. Płyniemy w górę rzeki. Jest mgła. Obserwujemy to, co dzieje się nad brzegiem. Mijamy ghaty, schody, po których Hindusi schodzą do rzeki, aby wykąpać się, dokonać rytualnego obmycia. Raz w życiu powinni tego dokonać, aby zasłużyć na niebo. U kąpiących się widać skupienie i modlitewne gesty. Płyniemy dalej. Widzimy rozpalony stos. Tu dziennie pali się ciała setek zmarłych i następnie prochy rozsypuje się na rzece. Ciało płonie ok. 4 godz. Gdy oderwie się ręka, podgarnia się ją z powrotem. Po 2 godz. eksploduje czaszka. Jeżeli nie, to jest rozbijana, aby wszystko spłonęło.
Płyniemy dalej. Widać grupę mężczyzn stojących po pas w wodzie. Piorą. Trzymają kije i okładają nimi prane rzeczy. Potem rzeczami uderzają o skałę. Wyżymają, rzucają na stos na brzegu.
W czasie dalszego rejsu pilotka opowiada, że nie wszystkich zmarłych można palić. Nie można kremować dzieci do lat 7, kobiet, które umarły, a były w ciąży, wisielców. Ich wrzuca się do Gangesu, przytroczywszy ciężar do nóg. Czasami zdarza się, że ich ciała wypływają i na powierzchni płyną z nurtem rzeki.
Wracamy do hotelu. Idziemy wąskimi uliczkami. Przeciskamy się pomiędzy świętymi krowami, dzikimi psami i kozami. Wszędzie pełno odchodów i nieodłączny zapach uryny. Mijamy sporo patroli policji uzbrojonej po zęby, także w broń maszynową. Varanasi ma ok. 2 miliony mieszkańców i każdego dnia przybywają tysiące pielgrzymów. Nie ma kanalizacji. Ulicą, obok hotelu, płynął rynsztok. Czytałem o rynsztoku w średniowiecznych miastach Europy. W Varanasi widziałem na początku XXI wieku. Dokąd płynie miejski rynsztok? Do Gangesu. I to dopełnia mojego obrazu świętej rzeki.
Wieczorem udajemy się, aby odprawić Mszę św. Kościół znajduje się w dawnej dzielnicy brytyjskiej Cantonment Area. Jest niedziela Chrystusa Króla - 20 listopada ub.r. Niedziela ta obchodzona jest w tamtejszym Kościele katolickim jak u nas Boże Ciało. Właśnie skończyła się procesja eucharystyczna. Brało w niej udział 3 tys. wiernych, wszyscy parafianie. Nie zostajemy wpuszczeni do świątyni. Gospodarze zwracają uwagę, że przed chwilą niesiono tu Jezusa - Eucharystię. Najpierw trzeba zdjąć buty. Zdejmujemy i na boso wkraczamy do obszernej świątyni. Po raz pierwszy odprawiamy z ks. Wojciechem Mszę św., stojąc boso za ołtarzem. „Pan z wami” - donośniej wybrzmiało. Gdy człowiek mniej posiada, pozwoli się ogołocić, zaraz wkracza w Jego bliskość.
Po raz drugi będziemy podróżować pociągiem. Nazwę dworca położonego najbliżej Varanasi zapamiętam do końca życia: Nughal Sarai.
Odjazd o godz. 21. Plany pielgrzymki są przemyślane, ale rzeczywistość indyjska jest nieprzewidywalna. Podróż nocna. Rano będziemy na miejscu, w Kalkucie, nie tracimy więc cennego dnia. Słyszymy, że pociąg jest opóźniony godzinę. Za godzinę podobna informacja i tak kolejne razy. Ostatecznie skład z kilkudziesięcioma wagonami przyjechał o godz. 4.30. Mieliśmy sporo czasu, aby poprzyglądać się dworcowemu otoczeniu. Ludzie rozłożeni na peronie, pod spodem mieli rozłożone tylko gazety, spali w najlepsze. Połowa peronu to była sypialnia bezdomnych, przykrytych workami, skulonych. Co im się mogło śnić? Czy jeszcze mają sny? Rodzą się także inne pytania: Czy cywilizacja daje szczęście? Czy oni są nieszczęśliwi, a my jesteśmy bardziej szczęśliwi?
Tyle godzin stania na peronie, cała noc na nogach, bo przecież nie ma tam ławek, poczekalni. Czy nam się nudziło? To była jedna z krótszych nieprzespanych nocy. Stałem i podziwiałem życie. Na dworcu wszystko żyło. Poniżej peronu widzę dorodnego szczura. Potem kolejnego. Gdy zacząłem się uważnie przypatrywać, dostrzegam ich setki. Żerują w śmieciach. Na peron nie wchodzą. Na samym peronie, gdzie zbici w grupkę stoimy, są liczne dziury. Co jakiś czas wychodzi przez nie karaluch. Nie taki, jakie można spotkać u nas. Dziesięć razy większy i szybszy, nie przesadzam. Gdy rusza na łowy, bronimy naszych walizek, aby się nie wślizgnął do środka. Pasjonujące zajęcie zabiera nam pół nocy. Pomiędzy peronem a budynkiem krążą myszki. Te są takie jak u nas. Natomiast na ścianie budynku co jakiś czas przemykają zielone jaszczurki. Hindusi nie reagują tak jak my. Raczej podśmiewają się z naszych przerażonych kobiet, sióstr pielgrzymkowych. Wydaje się, że mieszkańcy żyją z obserwowanymi stworzeniami w symbiozie. Może wynika to z ich wiary w reinkarnację. Obawiają się zabić nawet szczura i karalucha, bo przecież mogą się w nie wcielić w kolejnym wcieleniu.
W pociągu śpimy, modlimy się, czytamy i rozmawiamy. Bogu dziękuję za wielogodzinne spóźnienie. Błogosławiony czas rozmów o wierze, rozmów głębokich. Warunki w wagonie budują niezwykły nastrój. Pomagają nam wzajemnie otworzyć się. Siedzimy w grupach, skuleni, pomiędzy kuszetkami, piękne indyjskie krajobrazy przesuwają się za brudną szybą. Rozmawiamy o wierze, mocy Słowa Bożego, prowadzeniu przez Słowo, o tym, że Bóg jest wszędzie, można Go odkrywać wszędzie, ale Jezus pragnie być wielbiony we wspólnocie Kościoła, o spowiedzi, tej pełnej rutyny i tej, która jest stawaniem syna marnotrawnego przed miłującym i miłosiernym Ojcem. Mówimy o zagrożeniach, o tym, że stawianie tarota i kierowanie się horoskopami są nie do pogodzenia z wiarą, ponieważ odbierają człowiekowi wolność dziecka Bożego, a uzależniają od układu gwiazd. Boga trzeba słuchać, a nie bezmyślnie wpatrywać się w konstelacje gwiazd.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2012-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Krewna św. Maksymiliana Kolbego: w moim życiu dzieją się cuda!

Niedziela Ogólnopolska 12/2024, str. 68-69

[ TEMATY ]

świadectwo

Karol Porwich/Niedziela

Jej prababcia i ojciec św. Maksymiliana Kolbego byli rodzeństwem. Trzy lata temu przeżyła nawrócenie – i to w momencie, gdy jej koleżanki uczestniczyły w czarnych marszach, domagając się prawa do aborcji.

Pani Sylwia Łabińska urodziła się w Szczecinie. Od ponad 30 lat mieszka w Niemczech, w Hanowerze. To tu skończyła szkołę, a następnie rozpoczęła pracę w hotelarstwie. Jej rodzina nigdy nie była zbytnio wierząca. Kobieta więc przez wiele lat żyła tak, jakby Boga nie było. – Do kościoła chodziłam jedynie z babcią, to było jeszcze w Szczecinie, potem już nie – tłumaczy.

CZYTAJ DALEJ

10 lat kanonizacji św. Jana Pawła II

2024-04-19 09:49

[ TEMATY ]

św. Jan Paweł II

Mat.prasowy/vaticannews.va

„Pontyfikat św. Jana Pawła II trzeba koniecznie dokumentować dla przyszłych pokoleń, naszym zadaniem jest ocalenie i przekazanie tego wielkiego dziedzictwa” – mówi ks. Dariusz Giers. Jest on administratorem Watykańskiej Fundacji Jana Pawła II a zarazem świadkiem pontyfikatu. Kapłan wyznaje, że praktycznie codziennie modli się przy grobie świętego papieża i zawsze jest poruszony tłumami ludzi z całego świata, którzy w tym wyjątkowym miejscu szukają wstawiennictwa Jana Pawła II.

Wyjątkowym fenomenem są czwartkowe Msze polskie odprawiane nieprzerwanie przy grobie Jana Pawła II od momentu jego śmierci. „To jest czas modlitwy, ale także przekazywania dziedzictwa wiary i nieprzemijających wartości” – mówi ks. Giers. Podkreśla, że upływający czas sprawia, iż wielkie zadanie stoi przed świadkami pontyfikatu, którzy muszą dzielić się swym doświadczeniem.

CZYTAJ DALEJ

Na motocyklach do sanktuarium w Rokitnie

2024-04-19 19:00

[ TEMATY ]

Świebodzin

motocykliści

Zielona Góra

Rokitno

Pielgrzymka motocyklistów

Karolina Krasowska

Pielgrzymka Motocyklistów ze Świebodzina do Rokitna

Pielgrzymka Motocyklistów ze Świebodzina do Rokitna

Do udziału w XII Diecezjalnej Pielgrzymce Motocyklistów do Rokitna są zaproszeni nie tylko poruszający się na motocyklach, ale także wszyscy kierowcy, rowerzyści.

W tym roku już po raz dwunasty kapłański Klub Motocyklowy God’s Guards organizuje pielgrzymkę motocyklistów do sanktuarium w Rokitnie, która rozpoczyna się tradycyjnie pod figurą Chrystusa Króla w Świebodzinie. Pielgrzymka odbędzie się w niedzielę 28 kwietnia. W imieniu organizatorów ks. Jarosław Zagozda podaje plan.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję